Słabo z tym pucharem wymyślili

Tomasz MUCHA: Ostrawa to dla pana szczególne miejsce – czuje pan ekscytację z powrotu na ten stadion przed zawodami Pucharu Kontynentalnego?
Michał HARATYK: – No tak, to tam w czerwcu, na mityngu „Zlata tretra”, pobiłem rekord Polski i po raz pierwszy przekroczyłem granicę 22 metrów (22,08 – przyp. red.). Ale przyznam, że nie myślę w ogóle o tym, po co sobie dodatkowo nakładać presję? Tym bardziej, że jadę już na oparach, sezon miałem bardzo długi. Wystartuję jeszcze tylko 22 września w Ostródzie, na zaproszenie Sebastiana Chmary, a potem wakacje.

A więc na jaki rzut będzie pana stać w sobotę?
Michał HARATYK: – Bo ja wiem, może 21,20. To i tak sporo. Naprawdę jestem już zmęczony. Ostatnio byłem tylko w rozjazdach, trenować już się nie chce.

A jak pan ocenia regulamin pucharu w konkurencjach technicznych? Może pan mieć drugi wynik w konkursie, a zająć 5. miejsce, bo do finałowej czwórki musi awansować po jednym zawodniku z każdego kontynentu…
Michał HARATYK: – Słabo to wymyślili. Dlatego tym bardziej się nie podpalam. Czech Tomas Stanek pchnął w Diamentowej Lidze w Zurychu 21,87, więc jak mu wyjdzie z obrotu to i pod 23 kula może polecieć. Ale w poniedziałek w Zagrzebiu znowu z nim wygrałem, więc zobaczymy, jak będzie.

Rozumiem, że dominuje poczucie, że sezon był naprawdę znakomity…
Michał HARATYK: – No tak! Wszystko, co chciałem, osiągnąłem – wygrałem w mistrzostwach Europy, Polski oraz w Pucharze Świata, pobiłem rekord kraju i rzuciłem ponad 22 metry. Szkoda, że tylko raz, ale i tak jestem zadowolony. Regularnie rzucałem ponad 21 metrów.

Mogło być tych startów powyżej 22 metrów więcej?
Michał HARATYK: – Jasne. Lepiej niż w Ostrawie czułem się w Londynie na Pucharze Świata, ale było 21,95. Podobnie było w mistrzostwach Polski w Lublinie, ale tam popełniłem jeden duży błąd techniczny, a kula i tak poleciała na 21,85. Ale mogło być grubo powyżej 22.

Z drugiej strony, ile było konkursów, w których nie rzucił pan przynajmniej 21 metrów?
Michał HARATYK: – Żadnego! A nie – były eliminacje w Berlinie na 20,59, ale to się nie liczy, bo to jedna seria, która dała awans do finału. Od marca i Pucharu Europy w rzutach w Leirii w każdych zawodach miałem powyżej 21. Najgorszy start to 21,06.

To autentycznie imponujące…
Michał HARATYK: – No i dzięki temu średnia z moich dziesięciu najlepszych konkursów w karierze wzrosła z 21,40 do ponad 21,70. Osiem z tych dziesięciu to tegoroczne wyniki. Ale co tu się chwalić, skoro mistrz świata Amerykanin Ryan Crouser ma średnią bodaj 22,43…

No to jest motywacja na kolejne sezony.
Michał HARATYK: – No zobaczymy, ten przyszły będzie ciekawy, bo eksperymentalny. Mistrzostw świata, tak późno – jak te w Katarze pod koniec września – jeszcze nie było. Jeżeli miałbym się na nich czuć tak jak teraz, to dziękuję. Z drugiej strony, może być łatwiej o medal. Niektórzy będą się oszczędzać, w końcu igrzyska 2020 za progiem, więc nikt nie będzie chciał ryzykować kontuzji. Ale fajnie byłoby po drodze stanąć na podium w Dausze.

Z trenerem Piotrem Galonem już ustaliliście plan przygotowań?
Michał HARATYK: – Trener na razie leży uziemiony po operacji kręgosłupa. Chyba 6 tygodni nie będzie mógł chodzić. Ale na pewno zaczniemy przygotowania do hali. Jak będę pchał zimą w granicach 21,50, to pewnie wystartuję w mistrzostwach Europy w Glasgow. A jak nie, to krótka przerwa i zaczniemy ostrożne przygotowania do długiego sezonu letniego.

Trochę się pan odkuł finansowo w tym sezonie?
Michał HARATYK: – W mityngach było porównywalnie jak w zeszłym roku, ale różnica była taka, że teraz miałem bardzo dobre stypendium z Bielska-Białej, a właśnie przed chwilą odesłałem podpisaną umowę ze sponsorem, Energą. Dogadaliśmy ją jeszcze przed mistrzostwami Europy – do końca roku. Wcześniej właściwie żyłem tylko z tego, co zarobiłem na zawodach. Mam nadzieję, że od nowego roku ta umowa będzie jeszcze lepsza.

To kiedy zobaczymy pana w reklamie?
Michał HARATYK: – E tam! Ja nie jestem jakimś celebrytą, jestem od rzucania kulą. No ale, jak będą się chcieli mną pochwalić, to czemu nie…