Michał Koj to boiskowy twardziel!

Niewiele ponad dwa tygodnie po operacji Michał Koj zagrał w ligowym spotkaniu, będąc mocnym punktem zabrzan w starciu z Wartą.


Doświadczony obrońca sezon zaczął na ławce rezerwowych. W zmienionym systemie gry „górników” trójką środkowych defensorów występowało trio: Przemysław Wiśniewski – Paweł Bochniewicz – Adrian Gryszkiewicz. 27-letni Michał Koj był w tym układzie rezerwowym.

Musi grać w masce

Wszystko zmieniło się wraz z odejściem do holenderskiego SC Heerenveen Bochniewicza na początku września. Koj nie tylko zajął jego miejsce na środku defensywy, ale przejął też opaskę kapitańską. Zagrał w wygranym 3:0 spotkaniu z Lechią, wystąpił w meczu z Legią, w który zabrzanie zwyciężyli przy Łazienkowskiej 3:1, a także w kolejnych grach z Wisłą Kraków (0:0) i Zagłębiem Lubin (0:2).

Niestety, podczas ostatniej reprezentacyjnej przerwy przytrafiła mu się poważna kontuzja. Na zajęciach treningowych w zderzeniu głowami z pozyskanym ledwie kilka dni wcześniej Grekiem Stefanosem Evangelou złamał nos, rozbił wargę i doznał wstrząśnienia mózgu. Z boiska wylądował w szpitalu. Sytuacja była poważna i potrzebna była operacja. Wszystko działo się niewiele dwa tygodnie temu!

Teraz piłkarz, jak gdyby nigdy nic wrócił do grania. Po boisku biega w specjalnej plastikowej masce. W poniedziałkowym meczu z Wartą Poznań, który zabrzanie rozstrzygnęli na swoją korzyść 1:0 po trafieniu z karnego Jesusa Jimeneza, należał do mocnych punktów swojej drużyny, umiejętnie kierując defensywą.


Czytaj jeszcze: Na zwycięskiej ścieżce

– Gra w masce to kwestia przyzwyczajenia i tak jest zresztą bezpiecznie dla mnie. Dwa tygodnie temu miałem operację, złamany nos, poszytą wargę, więc bezpieczniej dla mnie w tym grać i tak robię. Wcześniej – przed meczem – odbyłem kilka treningów i nie było tak źle. Wiadomo jednak, że nie jest to pełen komfort grania. W niektórych sytuacjach maska przeszkadza, ale dla mnie w tym momencie najważniejsze jest bezpieczeństwo i w miarę możliwości muszę ochraniać nos – tłumaczył ambitny zawodnik.

Z powrotu do gry swojego zawodnika bardzo zadowolony jest trener [Marcin Brosz]. – To wartość dodana do drużyny. Nie tylko jest ważną częścią zespołu, ale to też kapitan, który jest długo z nami i ma pozytywny wpływ na zespół, co było widać na boisku w Grodzisku Wielkopolskim. Potrafi podpowiadać obrońcom, umie regulować tempo gry – zachwala śląski szkoleniowiec.

W Ruchu było podobnie

Koj znany jest ze swojej ambicji i determinacji. We wrześniu 2016 roku, grając jeszcze w Ruchu Chorzów, został trafiony łokciem przez rywala w starciu z Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Mimo to grał do końca, żeby dwa dni później leżeć sparaliżowanym w szpitalu. Lekarze dawali mu wtedy minimalne szanse na powrót na boisku i twierdzili, że prędzej niż na murawie, to usiądzie na wózku inwalidzkim… Koj szybko się jednak pozbierał i po niewiele pół roku przerwy znowu grał! Wtedy na głowę zakładał charakterystyczny kask. Teraz z kolei jest maska.

Po wygranym meczu z Wartą kapitan górniczej jedenastki miał powody do zadowolenia. – Najważniejsze zadanie i cel to oczywiście zwycięstwo, a fakt, że zagraliśmy również na zero z tyłu to dodatkowy plus dla mnie, całej obrony i Martina Chudego. Wybroniliśmy sytuacje, które miała Warta i wywieźliśmy z Grodziska trzy punkty. Teraz regenerujemy się i wyruszamy znowu w drogę. Celem jest awans do kolejnej rundy w Pucharze Polski – mówi piłkarz przed piątkowym meczem z KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski w 1/16 PP.


Powołanie dla Evangelou

Stefanos Evangelou otrzymał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Grecji. Pozyskany w październiku z Olympiakosu Pireus obrońca ma szansę zagrać w listopadowych eliminacjach MME z Czechami (13 listopada) oraz ze Szkocją (17 listopada). Począwszy od 2014 roku Evangelou był regularnie powoływany do reprezentacji młodzieżowych swojego kraju. Począwszy od kadry U-16 do U-21 rozegrał łącznie już aż 43 mecze.


Na zdjęciu: Michał Koj musi teraz grać w specjalnej ochronnej masce.

Fot. gornikzabrze.pl