Michal Masny czerpie radość z gry

Włodzimierz SOWIŃSKI: To już pański 12. sezon w Polsce. Odnoszę wrażenie, że na Słowację jeździ pan tylko urlop?

Michal MASNY: – Można tak powiedzieć (śmiech). Owszem, jeżdżę w odwiedziny do rodziny, ale dom mam w Bydgoszczy. W Polsce czuję się mocno zakorzeniony i nie wyobrażam sobie, bym się teraz przenosił do innego kraju.

Sporo pan wędrował. Ostatnio znów pan zmienił klimat i przeniósł się do Zawiercia. To świadomy wybór?

Michal MASNY: – Z tym wędrówkami to trochę pan przesadził, bo tych zmian wiele nie było. W Kędzierzynie-Koźlu byłem 2 lata, po 3 lata w Bydgoszczy oraz Jastrzębiu i ostatnio po roku w Gdańsku i Lubinie. Te zmiany nie były następstwem mojego widzimisię. Wszystko zależy od tego, czy widzą mnie w danym miejscu i jakie klub oferuje warunki. Czasami wszystko dzieje się spontanicznie i w dużej mierze niezależnie od głównego zainteresowanego. A oferta z Zawiercia była ciekawa, więc zdecydowałem się przenieść z Lubina. Zmiany zresztą wpływają mobilizująco na zawodnika. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie w moim nowym klubie.

Przed panem i kolegami nowe wyzwanie, bo po debiutanckim sezonie w Zawierciu oczekiwania są jeszcze większe.

Michal MASNY: – Przed każdym sezonem są nowe zadania i to naturalna kolei rzeczy. Gram na tyle długo, że zdaję sobie z tego sprawę. W Zawierciu na fali entuzjazmu zespół osiągnął znacznie więcej niż fachowcy oczekiwali (9. lokata – przyp. red.) i teraz rzecz jasna oczekiwania są większe. Stąd też doszło do wielu zmian personalnych, a zespół tworzy się na nowo. Teraz ciężko pracujemy, zresztą nie tylko nad formą fizyczną, ale i mentalną. Bo też jednym ze źródeł sukcesów jest radość z gry. Wychodzimy na parkiet zawsze pod presją, bo ten element jest nieodzowny, ale myślimy o przeprowadzeniu jednej skutecznej akcji, zanotowaniu dobrego przyjęcia, bloku i serwisu. I tak, krok po kroku, punkt po punkcie, dochodzimy do celu. Bywa, że rywal sportowo jest lepszy i odnosi zwycięstwo. Trzeba się z tym pogodzić i przygotować jak najlepiej do następnego meczu. Na razie wiem tyle, że kadra zawierciańskiego zespołu jest ciekawie zestawiona, możemy stworzyć zespół groźny dla najlepszych.

Pan jednak będzie w centrum zainteresowania…

Michal MASNY: – Tylko dlatego, że jestem rozgrywającym. W duecie czy tercecie niewiele można osiągnąć, liczy się zespół i on decyduje o powodzeniu. Jestem jednym z jego członków i mogę zapewnić, że swoje obowiązki będę się starał wypełnić jak najlepiej.

Jak po dokonanych transferach będzie wyglądała PlusLiga w nadchodzącym sezonie?

Michal MASNY: – Będzie jeszcze ciekawsza, bardziej wyrównana, więcej zespołów będzie aspirowało do czołowej „6”. Na przykład Stocznia Szczecin dokonała spektakularnych transferów, więc oczekuje się wybuchu siatkarskiego wulkanu (śmiech). Ciekawych wzmocnień dokonały Jastrzębie, Radom czy Rzeszów. Ekipa z Kędzierzyna-Koźle stale prezentuje wysoki poziom, podobnie jak Bełchatów. Pewną zagadkę stanowią drużyny z Warszawy oraz z Gdańska. Dla kibiców powinien to być sezon wielu atrakcji, bo każdy będzie mógł wygrać z każdym. Nie mam nic przeciwko temu, by drużyna z Zawiercia była rewelacją rozgrywek (śmiech), ale przed nami sporo ciężkiej pracy.

Może warto byłoby pokusić się o zmianę rozgrywek play off, w których uczestniczyłoby 8 zespołów?

Michal MASNY: – Może i byłoby warto, jeżeli o play off będzie walczyło – powiedzmy – 12 drużyn i o awansie decydowałyby sety. Myślę jednak, że system 6 drużyn w play off nie jest zły i chyba bardziej sprawiedliwy. Najlepsze dwa zespoły będą miały chwilę przerwy, czas na regenerację oraz zebranie sił przed decydującym starciem. To dla nich również nagroda za cały sezon zasadniczy, w którym uplasowały się na dwóch pierwszych miejscach.