Brugia i polskie akcenty

Michał Skóraś trafi do klubu, gdzie występował jeden a najlepszych bocznych obrońców w historii polskiego futbolu, a także pierwszy Polak, który strzelił gola w Lidze Mistrzów.


Na razie nie wiadomo, czy Michał Skóraś, który – oficjalnie od 1 lipca 2023 roku – zostanie piłkarze belgijskiego Club Brugge, zagra jeszcze w tym sezonie ekstraklasy. Po meczu z Górnikiem Zabrze miał opuchnięte kolano i był poddawany zabiegom, a zatem nie jest wykluczone, że rozgrywki sezonu 2022/23 dla niego dobiegły końca. Od nowego sezonu dynamiczny piłkarz, uczestnik MŚ w Katarze, będzie zawodnikiem 18-krotnego mistrza Belgii Wciąż aktualny mistrz tego kraju, choć jest praktycznie przesądzone, że tytułu nie obroni, zapłacił za piłkarze pochodzącego z Jastrzębia-Zdroju 7 mln euro. Reprezentant Polski podpisał z klubem z zachodniej Flandrii czteroletni kontrakt. Skóraś nie jest pierwszym naszym piłkarzem, który trafił do tego klubu. I na pewno może być z tego dumny, że zagra w zespole, w którym – przed laty – występował jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii. A swego czasu jeden z najlepszych bocznych obrońców na świecie.

Sprawa jest nam znana…”

6 grudnia 2019 roku, podczas uroczystej gali z okazji stulecia PZPN-u, ogłoszono jedenastkę stulecia polskiego futbolu. Na pozycji lewego obrońcy wybór – kibice głosowali w internecie, jak również decydowała specjalnie powołana kapituła – nie mógł być inny. Antoni Szymanowski, choć wyników głosowanie nie podano, został wybrany pewnie jednogłośnie. A to właśnie ten piłkarz był pierwszym Polakiem, który trafił do Club Brugge.

Szlaki w Belgii przecierali inni. Kolejni z tych, którzy w jedenastce stulecia się znaleźli. Mianowicie Włodzimierz Lubański i Grzegorz Lato, choć niewiele brakowało, by Szymanowski do Belgii trafił wcześniej niż król strzelców mundialu z 1974 roku. Otóż już w roku 1979 roku inny z belgijskich klubów, ten najbardziej utytułowany, czyli Anderlecht, chciał sprowadzić zawodnika już nie Wisły, z którą rozstał się w do końca niejasnych, acz nieprzyjemnych okolicznościach, ale Gwardii Warszawa. „Gazeta Południowa” dziś „Gazeta Krakowska”, donosiła wówczas, za agencją Interpress, że: „Popularna belgijska gazeta ukazująca się w Brukseli „La Derniere Heure — Les Sports” z 2 grudnia (1979 roku – dop. red.) opublikowała na pierwszej sportowej kolumnie duży artykuł, w którym informowała o wizycie, jaką złożył w brukselskim klubie SC Anderlecht wielokrotny reprezentant Polski Antoni Szymanowski.

Okazuje się, że Szymanowski wyjechał prywatnie do Belgii na zaproszenie SC Anderlecht. Przeszedł tam badania lekarskie, które — jak informuje gazeta — zakończyły się pozytywnie. Klub belgijski ma zamiar pozyskać Szymanowskiego, W związku z informacjami brukselskiej gazety przedstawiciel PA Interpress poprosił o wyjaśnienia w tej sprawie sekretarza generalnego Polskiego Związku Piłki Nożnej Konrada Kaletę.

– Sprawa jest nam o tyle znana – powiedział K. Kaleta — że odpowiedzieliśmy negatywnie władzom pionu Gwardii, które zwróciły się do nas o opinię na temat ewentualnego wyjazdu Szymanowskiego. Po pierwsze wyjazd nie może na razie wchodzić w rachubę, bowiem zawodnik ten jest zawieszony. Ponadto nie ukończył on jeszcze 30 lat, a zgodnie z naszymi przepisami dopiero w tym wieku zawodnik może ubiegać się o zezwolenie na wyjazd – napisano.

Jedyny w finale

Dodatkowo, nieco ponad miesiąc później, ukazał się precyzujący całą sytuację artykuł w „Echu Krakowa”, w którym napisano. – Przykładowo za Deynę Manchester City zapłacił 130 tys. funtów. Nasi najlepsi piłkarze klasą z pewnością dorównują, jeśli nie przewyższają swych zagranicznych kolegów. Trudno się więc dziwić, iż np. Anderlecht Bruksela gotów był ponoć za Antoniego Szymanowskiego „od ręki” dać warszawskiej Gwardii 120 tys. dolarów, kolorowy magnetowid i wyposażenie specjalistycznego gabinetu medycznego. Trudno się też dziwić Gwardii, która miała raczej niewielką pociechę z Szymanowskiego (to kontuzja, to uraz mięśnia, w sumie więcej na ławce niż na boisku w meczach II ligi), iż ochocze, wystąpiła do władz piłkarskich z prośbą o zwolnienie Szymanowskiego do Anderlechtu. PZPN nie wyraził zgody motywując, iż Szymanowski nie ukończył jeszcze „regulaminowych” 30 lat, a ponadto jest aktualnie zawieszony za znane „awantury holenderskie” – czytamy w archiwalnym numerze gazety.

Niespełna dwa lata później, Szymanowski 30 lat ukończył 13 stycznia 1981 roku, nie było już żadnych przeciwwskazań. Nie został on jednak graczem Anderlechtu, ale trafił do Brugii właśnie. W Club Brugge spędził 3 sezony. Rozegrał, licząc wszystkie rozgrywki, 59 spotkań, a największym sukcesem było dotarcie do finału Pucharu Belgii. Warto zaznaczyć, że legenda krakowskiej Wisły trafiła do klubu niedługo po okresie świetności. W latach 70. poprzedniego stulecia Club Brugge był bowiem ważnym punktem na futbolowej mapie „Starego kontynentu”.

Zespół ten, pod wodzą legendarnego Ernsta Happela, 3 razy z rzędu zdobył mistrzostwo kraju. W 1976 roku zagrał w finale Pucharu UEFA, a 2 lata później zameldował się w finale Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Przegrał na Wembley z Liverpoolem 0:1, a w najbliższą środę, 10 maja, upłynie dokładnie 45 lat od tamtego wydarzenia. Club Brugge pozostaje jednak do dziś jedynym belgijskim klubem, który zagrał w finale najważniejszych europejskich rozgrywek.

Na zawsze w historii

Jest również nowy klub Michała Skórasia pierwszym klubem z Belgii, który zagrał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. I z tym występem, z sezonu 1992/93, wiąże się kolejna historia z polskim akcentem. I to jeszcze jakim. Pierwsza edycja najpopularniejszych i najważniejszych rozgrywek europejskich odbywała się w nieco innym formacie niż dziś. Otóż w fazie grupowej brało udział zaledwie 8 drużyn, podzielonych na 2 grupy. Club Brugge trafił na Olympique Marsylia, CSKA Moskwa i Glasgow Rangers. W pierwszym meczu, rozgrywanym w… listopadzie 1992 roku, zespół z Belgii wygrał 1:0 z rosyjskim rywalem po golu słynnego Nigeryjczyka, Daniela Amokachiego. Najlepszym piłkarzem spotkania uznano jednak… Tomasza Dziubińskiego, który graczem Club Brugge został w lipcu 1991 roku.

– Belgowie obserwowali „Dziubka” w czerwcowym meczu z Katowicami, który wiślacy wygrali 5:1 a obiekt ich zainteresowania zdobył trzy gole. Błyskawicznie więc ubito targu, a oficjalnie podano, że Wisła otrzyma za napastnika okrągły milion dolarów amerykańskich, płatny w trzech ratach – czytamy u Andrzeja Gowarzewskiego.

Dużo później wyszło na jaw, że rzeczony milion to była klasyczna „rybka”, żeby PZPN dał certyfikat, albowiem Dziubiński nie miał jeszcze ukończonych 24 lat, a w takim przypadku najniższą stawką za zagraniczny kontrakt był milion „zielonych”. Ostatecznie do Polski trafiło około 600 tysięcy, ale do Wisły jeszcze mniej – trzeba było bowiem zapłacić podatek do Związku (100 tysięcy dolarów) i oddać 30 procent radomskiej Broni, gdyż taki zapis widniał w kontrakcie, gdy piłkarz przenosił się z Radomia do Krakowa – takie oto były kulisy transferu do Belgii króla strzelców ekstraklasy sezonu 1990/91.

Dziubiński w barwach Brugii nie był już tak skuteczny, ale występując w tym klubie, w kolejnym meczu Ligi Mistrzów przeciwko rywalowi ze Szkocji, na stałe zapisał się w historii polskiego futbolu. Został bowiem pierwszym naszym piłkarzem, który strzelił bramkę w Lidze Mistrzów. Na poziomie fazy grupowej. Była końcówka pierwszej połowy spotkania. Aleksiej Michajliczenko, Ukrainiec w barwach „The Gers”, źle wybił piłkę. Przejął ją Dziubiński i kropnął lewą nogą, od słupka.

Najlepszy okres Soboty

W Club Brugge Tomasz Dziubiński rozegrał 3 sezony. Wystąpił w 48 meczach ligowych i strzelił 11 bramek. Został mistrzem Belgii i sięgnął po tamtejszy Superpuchar. Prócz fazy grupowej Ligi Mistrzów dotarł jeszcze, sezon wcześniej, do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. W drugiej rundzie Brugia wyeliminowała GKS Katowice i na meczu, który rozegrano przy Bukowej, pojawiło się wielu kibiców… Wisły Kraków, czyli wcześniejszego klubu „Dziubka”. Którzy… kibicowali belgijskiemu zespołowi, co wprawiło klubowych kolegów Polaka w osłupienie.

Waldemar Sobota był ostatnim, przed Michałem Skórasiem, polskim piłkarzem, który grał dla Club Brugge. Pochodzący z Ozimka były reprezentant Polski został sprzedany ze Śląska Wrocław za okrągły milion euro. Pierwszy sezon miał bardzo udany. W 32 meczach strzelił 6 bramek i był wówczas regularnie powoływanyb do drużyny narodowej.

Później jednak coś się zacięło i w styczniu 2015 roku Sobota został wypożyczony do drugoligowego niemieckiego klubu, FC Sankt Pauli. Do Brugii już nie wrócił, choć trzeba przyznać, że pobyt w tym klubie zgrał się idealnie z najlepszymi latami w jego piłkarskiej karierze. Oby tak samo było w przypadku Michała Skórasia. Jastrzębianina stać na wiele. A Club Brugge jest klubem solidnym, mającym rzeszę kibiców w Belgii. Jak również uchodzi za „trampolinę” do poważniejszych wyzwań. W Brugii, spoglądając na czasy bliższe młodszym kibicom, poważną karierę rozpoczynali m.in. Ivan Periszić, dwukrotny medalista mistrzostw świata.


Na zdjęciu: Waldemar Sobota najlepszy okres w piłkarskiej karierze, choć krótki, spędził w Club Brugge. Nowym klubie Michała Skórasia.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus