Michał Świącik: Żużel to polska Formuła 1

Rozmowa z prezesem Włókniarza Częstochowa.


Brązowy medal po kilku latach przerwy to na pewno powód do delikatnego zadowolenia, bo w końcu wracacie na podium ligowej.

Michał ŚWIĄCIK: Myślę, że do dużego zadowolenia. Niedawno będąc w Gdańsku, odbierałem gratulacje od takich ludzi jak Damian Baliński, Roman Jankowski czy prezesów z Gdańska i innych klubów. Zdobyć medal w polskiej ekstralidze żużlowej, podkreślę jakikolwiek medal, to duży wyczyn. Wszyscy wiemy, że to jest najlepsza liga świata, w której osiągnąć dobry wynik to w dużej mierze wynik ciężkiej pracy, zarówno klubu, jak i zawodników, pozyskania odpowiednich środków i złączenia tego wszystkiego w całość, chwilę. Dla mnie jest to naprawdę bardzo duży sukces. Powiem tylko tyle, że przez ostatnie sześć lat jest to drugi brązowy medal drużynowych mistrzostw Polski, więc myślę, że to średnia, której nie powstydziłyby się najlepsze kluby w historii polskiego speedwaya.


Cofnijmy się jednak o kilka tygodni, do dwumeczu półfinałowego ze Stalą Gorzów. Przegraliście go, choć wydawało się, że Włókniarz może awansować do finału. Bardzo zabolała was ta porażka?

Michał ŚWIĄCIK: Być może, jakby te mecze były rozłożone tydzień po tygodniu, a wszyscy wiemy, że zostały „odjechane” w jeden weekend, to spowodowałoby to, oczywiście gdybam, może skoncentrowanie zawodników. Wiemy wszyscy, że naszym chłopakom już w rewanżowym meczu u nas nie poszło tak dobrze, jak w Gorzowie.

Tam zremisowaliśmy, gorzowska „ZZ-tka” przyczyniła się do tego, natomiast u nas szczególnie jeden z liderów nie stanął na wysokości zadania i to zaważyło. Często, czytając komentarze kibiców, zwracam uwagę na to, że fani na przykład po jednym udanym meczu zawodnika piszą, że może by tak go zostawić, jednak jednego czy drugiego zawodnika nie zmieniać. Wracając jednak do tego dwumeczu – być może tutaj trzeba szukać naszego braku awansu do finału. Jestem pewny, że wina nie leżała w przygotowaniu toru. Ten był równy dla wszystkich.

Stanę tu w obronie trenera Lecha Kędziory. Zaważył brak równej dyspozycji w przygotowaniu zawodników. Taki jest sport i trzeba powiedzieć, że w tamtym momencie w Częstochowie, gdy jechaliśmy ze Stalą, zawodnicy gorzowscy mieli „dzień konia”, choćby Szymon Woźniak, który już w finałowym meczu z Motorem Lublin w ogóle nie błyszczał. To jest przewrotność sportu, jego kolorystyka, ale i to, co jest w nim piękne.

Jak dobrze wyliczyłem, to ostatnie mistrzostwo Polski Włókniarza w zeszłym roku osiągnęło pełnoletniość. W przyszłym roku będzie 20 lat od ostatniego złotego medalu „Lwów”. Myśli pan, że jest perspektywa, patrząc po tym sezonie, by się w końcu przełamać?

Michał ŚWIĄCIK: Co roku podchodzimy do sezonu tak, by walczyć o tytuły. Nie zawsze jest tak, jakby się chciało. Mieliśmy 2020 roku, gdzie przygotowaliśmy rzeczywiście skład na mistrzostwo – Jason Doyle, Fredrikiem Lindgrenem, Rune Holtą, Leonem Madsenem. Naprawdę bardzo dobrze. Niestety przyszła pandemia. Pokrzyżowała ona nam pewne założenia – zamknięcie stadionów, odizolowanie zawodników, nas wszystkich. Pandemia i sam Covid negatywnie wpłynął na przykład na jednego z naszych liderów, Lindgrena. Punktów zaczęło nam brakować. Byliśmy wtedy blisko. Być może w przyszłym roku, jest 20. rocznica i warto byłoby zaatakować mistrzostwo. Obiecuję i zapewniam, że zrobię wszystko ze strony zarządu, żeby tak było. Wynik jednak trzeba będzie pozostawić w rękach zawodników, ale będę ich motywował, żeby walczyli o ten tytuł.


Zbliża się listopad, a więc moment, kiedy kadry będą domykane, oczywiście oficjalnie. Jak wygląda sytuacja kadrowa przed nowym sezonem?

Michał ŚWIĄCIK: Co jakiś czas trzeba, oczywiście nieczęsto, ale co jakiś czas trzeba zrobić jakieś przetasowania, żeby w drużynie pojawiło się trochę świeżości. Wyciągamy wnioski, analizujemy sobie to wszystko na podstawie ostatnich sezonów. Podjęliśmy decyzję, że w najbliższym sezonie będą zmiany w zespole. Myślę, że to przyniesie wymierną korzyść zarówno klubowi, jak i zawodnikom, którzy przyjdą do nas, ale też zawodnikom, którzy zmienią barwy klubowe. Czasami jest tak, że młodzi ludzie, którzy przychodzą, aklimatyzują się, muszą wrócić do siebie.

Tak było na przykład z Pawłem Przedpełskim, który tak naprawdę skreślany przez toruński zarząd wrócił do Częstochowy, pojeździł 2 lata, odbudowały się. Dzisiaj jest mocnym zawodnikiem, który jeździ też w cyklu Grand Prix, a dwa lata temu nawet zdobył SEC-a. Myślę, że te przetasowania, które będziemy robić to w mojej opinii będą wzmocnienie naszego zespołu.Wyjdzie to z korzyścią dla nas.

Które więc linie najbardziej zostaną zmodyfikowane?

Michał ŚWIĄCIK: Na tę chwilę mogę powiedzieć, że będziemy starali się zmienić polskiego i zagranicznego seniora i do nowego sezonu podejść z troszeczkę inną koncepcją. Drużyną oprze się na polskim seniorze, oprze walkę i chęć wydzierania punktów przeciwnikom.


Duże zmiany szykują się też w linii młodzieżowej. Jakub Miśkowiak i Mateusz Świdnicki kończą wiek młodzieżowca. Tego drugiego nie zobaczymy już w kolejnym sezonie w barwach Włókniarza. Czy nie udałoby się dogadać albo znaleźć miejsca dla Świdnickiego, aby został w zespole i kontynuował swoją przygodę we Włókniarzu?

Michał ŚWIĄCIK: Mamy z Mateuszem bardzo dobry kontakt. Ja jako prywatna osoba i Mateusz, więc rozmowy odnośnie do jego przyszłości były prowadzone wcześniej. Z tego, co widzimy, to będzie jeździł w ekstralidze, tylko w innym klubie. „Objechanie” jest bardzo istotne. Zostawienie Mateusza w Częstochowie, jazda innymi zawodnikami, a zarazem trzymanie Mateusza na „ósemce” mijałoby się z celem, jeżeli chodzi o rozwój tego chłopaka. Każdy kibic wie, jaki jest potencjał wszystkich zawodników w ekstralidze, każdy potrafi sobie to wykalkulować. Ja bardzo lubię takie chwile, jak słucham miłe słowa o zawodnikach, ale mógłbym przytoczyć kilkadziesiąt przykładów i pokazać, że ci sami ludzie, którzy tak bardzo fajnie się wypowiadają na temat pozostawienia jednego, drugiego czy trzeciego zawodnika zaraz po jego nieudanym meczu po prostu, nie będę przytaczał słów, komentują, żeby tego żużlowca z drużyny trzeba się pozbyć. To nie jest dla nich miłe.

Spokojnie, wierzę w to, że Mateusz się rozwinie do poziomu seniora ekstraligowego, który wróci do Włókniarza i będzie bardzo dobrym przykładem chłopaka, który potrzebował czasu. Takim przykładem jest nasz wychowanek, Oskar Polis. Tego samego życzę Mateuszowi, z tą różnicą, by zrobił to szybciej od Oskara i wrócił do nas, do Częstochowy i godnie reprezentował barwy klubu.

À propos słów o hejcie w kierunku niektórych zawodników – od razu nasuwa się Jonas Jeppesen, który ma za sobą przeciętny sezon, podobnie jak i poprzedni. Jaka przyszłość go czeka? Czy zostanie we Włókniarzu?

Michał ŚWIĄCIK: Myślę, że Jonas jest człowiekiem, który nie wykorzystał swojej szansy w zespole ekstraligowym. Powiem z całą stanowczością – nie wykorzystał szansy, którą mu daliśmy. Ktoś powie, no ale przecież nie mógł jeździć – miał na to przynajmniej kilkadziesiąt okazji. Mógł zbudować sobie kredyt zaufania. Wystartował w zespole na „kredyt”. Jonas to bardzo fajny człowiek, jednak chodzący swoimi ścieżkami, bardzo zamknięty na porady trenera, ale i kolegów z toru, choćby swojego rodaka, Leona Madsena. Niejednokrotnie chcieliśmy mu pomóc. Leon również próbował pracować nad tym, jego mechanicy szukali odpowiedzi co źle funkcjonuje u Jonasa.

Kończyło się to tak naprawdę na wyciąganiu wniosków przed przez jedną czy dwie godziny najbliższego treningu, po czym wracał do swoich ustawień i przekonań. Nie wiem, nie mnie to oceniać, ale wszyscy państwo widzicie, jak to się przedstawiało później, choćby nawet w zawodach typu u-24, gdzie zawodnik, który ma się ścigać w ekstralidze, przerywa bieg za biegiem z Jakubem Krawczykiem, niezłym juniorem z Ostrowa. Jak więc taki Jonas mógłby sobie poradzić, jak trener w ekstralidze może polegać na takim zawodniku i wymagać od niego, że, nie wiem, „objedzie” Patryka Dudka czy kogoś innego.

Jakub Miśkowiak i Mateusz Świdnicki zakończyli wiek juniora. Jaki więc macie plan na to, aby ta linia dalej była mocną stroną Włókniarza w kolejnym sezonie?

Michał ŚWIĄCIK: Pracujemy nad młodzieżą od kilku lat. Wszyscy kibice w Polsce to widzą. Zrobiliśmy wiele inwestycji, aby ci chłopcy mogli się rozwijać. Praca od strony, nazwijmy to, finansowej, sprzętowej jest na jak najwyższym poziomie. Musimy jednak też pracować nad podejściem młodych chłopców do żużla i tego, co ich otacza. Proszę pamiętać, że jest też czynnik ludzki. Trener chce, a młodzi ludzie mają swoje zdanie, na przykład na temat ustawień, silników. Gdzieś to wszystko dogrywamy, ale idzie to w dobrym kierunku.

Mamy niezłych juniorów, myślę, że w najbliższych latach chyba jednych z najlepszych w Polsce. To Franek Karczewski, Kajtek Kupiec czy Kacper Halkiewicz. Mógłbym tak dalej ich wymieniać i wymieniać. To bardzo dobrzy chłopcy, którzy już dużo osiągnęli w młodym wieku. Zaraz za nimi są Szymon Ludwiczak czy Marcel Kowolik. Na przykład Ludwiczak został niedawno indywidualnym mistrzem Polski w klasie 250. W tym roku już zdaje licencję, więc będzie się ścigał w juniorskich zawodach, a za dwa lata może już nawet w lidze. Mówimy więc o zawodnikach, którzy już w tej chwili w swojej kategorii wiekowej rozdają karty w Polsce.

To jest przyszłość Włókniarza, ale proszę pamiętać, że aby ta przyszłość dobrze „jechała”, to musi to wszystko dużo kosztować. Żużel to taka polska Formuła 1. Aby zapewnić dobry wynik, trzeba naprawdę bardzo mocno pracować nad środkami.


Na zdjęciu: Tak prezes Włókniarza cieszył się z brązowego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus