Michniewicz: W ekstraklasie takie rzeczy się nie dzieją

Nie po raz pierwszy zdarza się, że reprezentant kraju – nawet regularnie grający w ekstraklasie – kończy mecz eliminacyjny „na glinianych nogach”. Mało budujący to obrazek…

Czesław MICHNIEWICZ: – Ale nie dotyczy wyłącznie zawodników z naszej ligi. W piątek skurcze łapały nawet Krystiana Bielika, choć przecież na co dzień występuje na Wyspach Brytyjskich. Cóż, mecze międzynarodowe – zwłaszcza z rywalami tej klasy, co Portugalia – są zupełnie inne, niż ligowe. W lidze – mówmy o naszej ekstraklasie – wszystko odbywa się na mniejszych prędkościach, z mniejszą intensywnością.

W Zabrzu Portugalczycy potrzebowali 10 sekund – tyle upłynęło od naszej straty piłki w narożniku boiska do oddania strzału przez Diogo Jotę – by przenieść akcję spod własnej bramki pod naszą i zdobyć gola. W ekstraklasie takie rzeczy się nie dzieją; nikt tak nie zagra piłki jak Joao Felix, nikt tak nie wykończy przez właściwy ruch jak Jota. Znaczący jest tu jeszcze jeden fakt: w młodzieżówce Portugalii jedenastu ludzi ma za sobą szkołę piłkarską Benfiki.

Nawet jeśli dziś grają w zagranicznych klubach, mają wpojone pewne nawyki, schematy, systemy. I błyskawicznie przenoszą je na kadrę. A u nas – jako selekcjoner – na każdym zgrupowaniu zderzam się z „wielokulturowością” procesów szkolenia u zawodników z różnych klubów. To zresztą nie jedyny element, który tworzy specyfikę pracy trenera reprezentacji.

A kolejne?

Czesław MICHNIEWICZ: – Odwołam się do ostatniego zgrupowania; Karol Świderski i trzech lechitów grało jeszcze mecz w niedzielny wieczór, generalnie część graczy poniedziałek spędza w podróży. Dopiero więc wtorek to czas regeneracji; „coś” – w sensie piłkarskim – można zrobić dopiero w środę.

A czwartek był już dniem przedmeczowym… Dlatego lwia część pracy – zapoznanie drużyny z przeciwnikiem, i z poszczególnymi jego piłkarzami – odbywa się poza zgrupowaniem. Stąd wysyłane naszym reprezentantom filmiki z najczęstszymi zachowaniami rywali, stąd pełna ich charakterystyka w formie książkowej.

Żeby wygrać z takim zespołem, jak Portugalia, musimy wiedzieć o niej wszystko. Ale to też nie wystarczy. Dania – też znakomita drużyna – ma pewna ograniczoną liczbę wariantów rozegrania swych akcji. Nie wyjdzie jeden, próbują kolejnego. U Portugalczyków ta liczba wariantów – połączona z wrodzoną kreatywnością graczy – jest znacznie większa. Czy nas zaskoczyli? Owszem – tym, że potrafią w każdym momencie zagrać coś, czego do tej pory nie grali.

I na takiego rywala trzeba czasem wystawić piłkarza, który nie gra w klubie…

Czesław MICHNIEWICZ: – Macie panowie na myśli Kamila Pestkę? Cóż, gra na Joao Felixa to ogromny przeskok dla kogoś, kto nie występuje regularnie w klubie. Kamil właściwie gra regularnie tylko u nas, w kadrze – co miesiąc. I właściwie jest jedynym lewym obrońcą w tym roczniku, który może piłkę odebrać, pobiec z nią wzdłuż linii, dośrodkować. Innych nie ma. Adrian Gryszkiewicz z Górnika w ostatnim czasie leczył kontuzję, a poza tym on częściej grywał do tej pory w kadrze U-20.

Mało komfortowa sytuacja dla trenera.

Czesław MICHNIEWICZ: – Owszem. A tak się złożyło, że nasi najważniejsi rywale w tych eliminacjach mieli wspaniałych skrzydłowych. Duńczyk Jacob Bruun Larsen, Fin Mikael Soisalo, teraz Joao Felix… Wszyscy fantastycznie grają „jeden na jeden”. Kamil Pestka dostawał na temat każdego z nich specjalne materiały, żeby wiedział, przeciwko komu zagra. Choć oczywiście regularnych występów w lidze to nie zastąpi.

Na trenerów ligowych wpływ ma pan pewnie niewielki wpływ?

Czesław MICHNIEWICZ: – Każdy trener ma swój interes, i nie ma żadnego znaczenia, że na przykład z Michałem Probierzem – jak on to mówi – „jesteśmy przyjacioły”. Owszem, mamy kontakt. Owszem, Kamil zostawał po treningach klubowych i ćwiczył zagrania, sposób ustawiania się „pod” rywali w młodzieżówce. Ale przecież nie powiem Michałowi: „Wstaw Pestkę do składu ligowego, bo jest potrzebny w kadrze”.

Zawodnik musi sam się przebić do składu swej drużyny. A jeżeli nie daje rady, może powinien pomyśleć o tym, by wybrać taki klub, w którym będzie mieć szansę regularnej gry. Bo nikt nie pojedzie na Euro, nie grając w klubie!

38-milionowy naród nie wydał z siebie w danym roczniku więcej niż jednego lewego obrońcę na poziomie reprezentacji młodzieżowej?

Czesław MICHNIEWICZ: – Panowie się dziwią… Tymczasem lada dzień spadnie śnieg i treningi w grupach juniorskich będą w wielu miejscach polegać na tym, by… jakoś doczekać do wiosny. Tymczasem – by pozostać przy Portugalczykach – rywale będą, dzięki klimatowi bądź odpowiedniej bazie, niezależnej od warunków pogodowych, ćwiczyć cały czas, na okrągło.

Oni trenują 12 miesięcy w roku, my – osiem. Jeżeli dzisiejsi 20-latkowie są w treningu od – powiedzmy – 12 lat, to znaczy, że Portugalczyk na tym etapie ma spędzone na zajęciach 4 lata więcej niż Polak. I stąd się – między innymi – bierze ta różnica w czuciu piłki, w technice.

Mimo to udaje nam się wychować – choć pewnie w znacznie mniejszej liczbie – świetnych techników. A więc można!

Czesław MICHNIEWICZ: – Owszem. Ale Orest Lenczyk wiele lat temu powiedział: „Piłka krąży między zawodnikami od nogi do nogi, aż trafi do najsłabszego. I następuje strata”. Jeżeli masz wokół siebie zawodników na identycznym – wysokim – poziomie technicznym, to możesz sobie pozwolić na grę z pierwszej piłki, na ćwiczenie różnych schematów. Tymczasem u nas zawsze trafi się na tego słabszego. A przecież jesteś tak mocny, jak twoje najsłabsze ogniwo… Niby do reprezentacji bierzemy najlepszych, ale i tak wśród nich jest grupa zawodników „z deficytami” – również technicznymi.

Teraz cytat z Adama Nawałki: „jak czegoś 100 razy nie powtórzysz na treningu, to w meczu nie wyjdzie”. Tylko jak w ciągu tych 3-4 dni zgrupowania powtórzyć 100 razy czasami najprostszy element, skoro generalnie czasu na pracę jest tak niewiele? To są te chwile, w których…. najbardziej tęsknię za pracą w klubie; mówię o tych momentach, gdy chłopcy przyjeżdżają na zgrupowanie, a ja widzę, że to czy tamto trzeba u nich poprawić.

Za panem z kolei bardzo tęsknią kibice Lecha.

Czesław MICHNIEWICZ: – To sympatyczne. Ale ja z nikim nie rozmawiałem o pracy w klubie. Selekcjoner i kadra jest… jak małżeństwo: nie masz rozwodu, nie możesz brać ślubu z kimś innym. A kadra daje mi dużo satysfakcji – dzięki różnorodności tej pracy.

Analizując rywali z różnych stron, poznajesz różne taktyki i różne style gry. Nie myślę w tej chwili o tym, co będzie dalej. Myślę raczej o przyszłości tych chłopaków. Wiem, że wielu będzie grało jeszcze w następnych eliminacjach MME, a kilku skończy wiek młodzieżowca w tej edycji mistrzostw. Mam przekonanie, że czterech-pięciu z tej grupy trafi na stałe do reprezentacji narodowej; byłby to świetny wynik.

 

Rozmawiali: Krzysztof Brommer, Dariusz Leśnikowski

 

Na zdjęciu: Czesław Michniewicz – po prostu brawo…