Miedź Legnica. Koniec wieńczy dzieło

Miedź Legnica pewnie wygrała ostatni mecz w tym roku i utrzymała fotel lidera do wiosny.


Trener Miedzi Wojciech Łobodziński przed meczem z GKS-em Tychy „ściemnił” mówiąc, że „znów zabraknie kilku naszych podstawowych zawodników. Będziemy musieli wystawić najbardziej optymalny na ten moment skład i wymyślić jakieś ustawienie”. Wszyscy kluczowi zawodnicy lidera Fortuna 1. Ligi wybiegli na boisko w podstawowym składzie lub usiedli na ławce rezerwowych. Nieobecni byli tylko Krzysztof Drzazga i Michał Bednarski (koledzy na rozgrzewkę wyszli w koszulkach z napisem „Bednar, wracaj do zdrowia) oraz obrońca rodem z Dominikany, Carlos Julio Martinez Riva, lecz ich absencje nie były żadną niespodzianką, bo leczą kontuzje od dłuższego czasu.

„Miedzianka” była w piątkowym spotkaniu zespołem zdecydowanie lepszym od tyszan, ale sugestia, że podopieczni trenera Artura Derbina byli tylko bladym tłem dla rywala, byłaby ewidentnym nadużyciem. Do przerwy goście próbowali jeszcze niepokoić bramkarza legniczan Pawła Lenarcika, lecz ten ani razu nie dał się zaskoczyć. A próbowali Kamil Szymura (głową, 12 min), Kamil Kargulewicz (14 i 23 min), a Krzysztof Wołkowicz (25 min) nieznacznie chybił celu. Być może akcje zaczepne zespołu z Tychów byłyby o wiele groźniejsze, gdyby w dobrej formie był Łukasz Grzeszczyk.

Niestety, doświadczony pomocnik bardzo słabo wykonywał rzuty wolne, które do niedawna były jego silną bronią. W Legnicy goście na potęgę łapali żółte kartki, ale tylko Kargulewicz z tego powodu nie zagra w pierwszym meczu ligowym w przyszłym roku.

Mimo porażki trener tyszan Artur Derbin chwalił swoich podopiecznych: – Pierwsza część meczu w naszym wykonaniu wyglądała naprawdę dobrze – powiedział. – O to nam chodziło, żeby stosować skoki pressingowe, wysokie odbiory, unikać pressingu przeciwnika. To nam wychodziło. Dobrze wychodziliśmy spod presji, dobrze sobie radziliśmy w sytuacjach, w których przeciwnik chciał wysoko odbierać piłkę. Z tego też powstawały sytuacje dla nas. W tym fragmencie gry stworzyliśmy sobie kilka okazji i na pewno jedną z nich powinniśmy zamienić na bramkę. Druga część nie wyglądała tak, jakbyśmy sobie życzyli.

Trzeba oddać przeciwnikowi, że zdecydowanie mocniej naciskał. Nie wytrzymaliśmy tego naporu, aczkolwiek bramkę straciliśmy po stałym fragmencie gry. Po chwili była następna bramka dla przeciwnika. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z faktu, że dwa ostatnie mecze w rundzie przegraliśmy. Zdajemy sobie sprawę, że jeszcze mnóstwo rzeczy jest do poprawy, ale jesteśmy blisko szóstki, umożliwiającej nam walkę o najwyższe cele.

Trener zwycięzców Wojciech Łobodziński cały był w skowronkach. – Mecz w naszym wykonaniu był bardzo dobry – stwierdził z całym przekonaniem. – Szczególnie II połowa była tym, co chcemy grać. Miały miejsce delikatne wypady drużyny gości, ale były to tylko epizody, bo w II połowie graliśmy świetne zawody i kwestią czasu było, kiedy strzelimy bramkę. Pojawiały się kolejne szanse. Fajnie mi się to oglądało. Jakbym był kibicem, to bym się naprawdę cieszył.



Podsumowując rundę, tabela mówi sama za siebie, jesteśmy w naprawdę niezłej sytuacji. Oprócz piłkarzy, chciałbym podziękować całemu mojemu sztabowi. Dzięki nim mogłem podejmować dobre decyzje, bo czasami byłem w emocjach. Chciałbym podziękować też kibicom, bo mimo pogody i zimna była fantastyczna atmosfera i bardzo duże wsparcie. Nawet moja córka przyprowadziła na trybuny chyba pół klasy.


Na zdjęciu: Maciej Śliwa drugim golem „zamknął” mecz z GKS-em Tychy.

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus