Miedź Legnica. Skuteczny Matuszek

Takiej skuteczności defensywnego pomocnika legniczan w pierwszej części sezonu nikt się nie spodziewał!


Doświadczony, 32-letni Szymon Matuszek, to piłkarz od czarnej roboty na boisku. Ma łatać dziury i biegać za dwóch, naprawiając błędy innych. Jeśli dołoży do tego jeszcze coś w ofensywie, to wszyscy się cieszą, ale 6 bramek w jednej rundzie rozgrywek dla defensywnego pomocnika, to wynik więcej niż bardzo dobry.

Sześć trafień w miesiąc

Tym bardziej, że Matuszek nigdy nie należał do łowców bramek. Owszem, w sezonie potrafił zdobyć cztery bramki, tak było choćby w I-ligowym Dolcanie Ząbki w sezonie 2014/15, czy pięć w Górniku Zabrze w lidze i w Pucharze Polski w rozgrywkach 2017/18. Teraz pobił wszelkie rekordy. Skąd w takim razie taka skuteczność?

– Ciężko powiedzieć. Na pewno było trochę szczęścia, ale z drugiej strony byłem gdzieś w tym polu karnym. Była chęć, żeby trafić do siatki. Trener Woś śmiał się z nas, że wypadałoby, żeby jakieś „6” czyli defensywni pomocnicy, w końcu zaczęli też trafiać. Był faktycznie długi okres 10 meczów, że ani Damian Tront, ani ja nie potrafiliśmy zdobyć gola. Potem worek z bramkami się otworzył – mówi doświadczony zawodnik.

Zaczął trafiać w końcówce pierwszej części rozgrywek. W połowie listopada strzelił gola w starciu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza (2:3), potem w ciągu miesiąca zdobywał kolejne ważne bramki, a rozgrywki zakończył dwoma golami w wyjazdowym starciu z Zagłębiem w Sosnowcu (2:0). Wszystkie po stałych fragmentach.

– Z gry, to rzadko się zdarza, żeby był blisko pola karnego przeciwnika. Co innego przy wolnym czy rożnym. Trafiłem raz, trafiłem drugi i w końcu zaczynam rozumieć tych wszystkich królów strzelców, napastników strzelających bramki seriami. Jest pewność, jest chęć, że teraz kurczę strzelę tę bramkę. Idzie się na pewniaka, jest pozytywne nastawienie, no i wchodzi. O tym pozytywnym myśleniu napisano już tyle książek, ale coś w tym jest. Jak się jest dobrze nastawionym, to przyciąga to te dobre rzeczy, a jak jest źle, to nie wychodzi – mówi obrazowo kapitan Miedzi.

– W moim przypadku było tak, że zdarzało się, że w polu karnym było 18 zawodników, a piłka wpadała na nogę czy głowę właśnie mnie. Wiadomo, trzeba było jeszcze ją umieścić w siatce, ale udawało się. Wiosną chciałbym jeszcze dołożyć parę goli, tak, żeby pomóc Miedzi w wywalczeniu awansu do ekstraklasy. Będę się starał to podtrzymać. Aż się nie chciało kończyć tej rundy, żeby ta moja seria ze zdobywanymi bramkami jeszcze trwała – opowiada z uśmiechem.

Pomógł „Zapolowi”

Matuszek pomógł sobie, ale przede wszystkim Miedzi, która po słabym początku rundę zakończyła na 6. miejscu.

– Początek był słabszy, ale chodziło nam o to, żeby mieć kontakt z czołówką i zostało to zachowane. Wszystko jest możliwe, sami możemy sobie pomóc – zaznacza.


Czytaj jeszcze: Zabrakło koncentracji

O miano najskuteczniejszego w drużynie walczy z kolegą z Górnika, Kamilem Zapolnikiem, który pierwszą część rozgrywek zamknął liczbą 11 bramek.

– Niech „Zapol” strzela, to jego robota. Ja, jak będę mógł mu pomóc, tak jak to było w Sosnowcu, gdzie zdobyłem ważne bramki, to będę się tylko cieszył. Po wygranym ostatnim meczu z Zagłębiem wszyscy byli zadowoleni, ale on chyba najbardziej, podwójnie dziękował, bo wcześniej w I połowie nie strzelił karnego. Nie daj Boże w meczu wydarzyłoby się coś złego, to byłby duże pretensje indywidualne, ale udało się, mimo przestrzelonej „jedenastki”. No i fajnie, bo często to „Zapol” nam pomagał , a teraz można się było jemu odwdzięczyć – mówi Matuszek, który we wszelkiego rodzaju zestawieniach znalazł się w jedenastce I ligi rundy jesiennej. Przy 6 bramkach nie mogło być inaczej.


Na zdjęciu: Szymon Matuszek zdobył jesienią na I-ligowych boiskach aż 6 goli!

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus