Miedź Legnica. Wielkie nic

Katastrofalna gra w obronie po raz kolejny pozbawiła Miedź Legnica punktów, albo chociaż punktu.


Na razie beniaminek z Legnicy nie ma się czym pochwalić. W 9. potyczkach ligowych rozgrywek PKO BP Ekstraklasy zespół prowadzony przez trenera Wojciecha Łobodzińskiego zdobył raptem 5 punktów, co składa się na średnią 0,55 pkt. na jedno spotkanie. „Miedzianka” legitymuje się identycznym dorobkiem co zamykająca tabelę Lechia Gdańsk (1 zwycięstwo, 2 remisy, 6 porażek), ale wyprzedza drużynę z Trójmiasta dzięki korzystniejszemu bilansowi bramkowemu.

Za ostatni występ przeciwko Legii Warszawa Miedź zebrała pochlebne recenzje, ale pomogło jej to tak, jak umarłemu kadzidło, bo wracała do Legnicy z pustymi rękami. Rozczarowania z tego powodu ni ukrywał trener Wojciech Łobodziński.

– Co powiedzieć o takim meczu? – rozpoczął swój wywód prawie 40-letni szkoleniowiec. – Po raz kolejny przeżywamy to samo, czyli prowadzimy i trwonimy. Tak bym to krótko podsumował. Oczywiście wiele rzeczy wpłynęło na to, że nie wygraliśmy tego meczu. Wydaje mi się, że byliśmy w stanie w Warszawie wygrać. Przełomowym momentem był ten, w którym nie strzeliliśmy bramki na 3:0 i nie utrzymaliśmy prowadzenia do przerwy. Przy wynikach 2:2 i 3:2 dla Legii też mieliśmy szanse na zdobycie gola. To, że postraszyliśmy Legię to tak naprawdę nic nie znaczy, bo nie mamy punktów.

To, że graliśmy pięknie i ofensywnie też nie ma znaczenia. Musimy pracować ze zdwojoną siłą jeżeli chodzi o grę defensywną, bo jeżeli chodzi o ofensywę, to potencjał w tej drużynie jest ogromny. Nasz plan musiał się szybko zmienić, bo Legia zmieniła ustawienie i przeszła na grę trójką w obronie. Wydawało nam się, że przetrzymaliśmy napór Legii i w tym momencie straciliśmy bramkę na 3:2.

Gdyby nie to, że Angelo (Henriquez) bardzo nieodpowiedzialnie się zachował, wydaje mi się, że mogliśmy jeszcze powalczyć o remis. Bo plan na mecz mieliśmy taki, żeby wyjść odważnie i ofensywnie. To zresztą było widać, że nie przestraszyliśmy się Legii, ale to nie wystarczyło. Muszę teraz popracować nad tym, żeby odbudować ten zespół mentalnie i poprawić grę w defensywie.

Rozczarowany wynikiem był także 21-letni pomocnik Miedzi, Maciej Śliwa. – Tak naprawdę, gdybyśmy byli w tym meczu bardziej zdyscyplinowani, to – po pierwsze – nie wypuścilibyśmy tego korzystnego dla nas wyniku – powiedział wychowanek Sokoła Starachowice. – Myślę o prowadzeniu 2:0, a po pół godzinie mogliśmy mieć cztery bramki na koncie. Trudno, taka jest piłka, nie wszystko się strzeli, co się ma. Szkoda tej drugiej żółtej kartki Angelo, bo myślę, że mogliśmy jeszcze ten wynik dogonić. Kto wie, może nawet zdobyć trzecią i czwartą bramkę?

W osiąganiu lepszych wyników drużynie znad Kaczawy na pewno nie pomogły czerwone kartki, które „łapali” jej zawodnicy. Nie da się ukryć, że „Miedzianka” do tej pory zgromadziła najwięcej czerwonych kartek spośród wszystkich uczestników rozgrywek PKO BP Ekstraklasy.

W trakcie potyczek ligowych z boiska zostało usuniętych już czterech zawodników „Miedzianki”: Nemanja Mijuszković (1. kolejka, mecz z Radomiakiem, 57 minuta), Hubert Matynia (6. kolejka, mecz z Jagiellonią Białystok, 68 minuta), Santiago Naveda (7. kolejka, mecz z Lechią Gdańsk, 31 minuta) i Angelo Henriquez (10. kolejka, mecz z Legią Warszawa, 78 minuta). W tych spotkaniach drużyna trenera Wojciecha Łobodzińskiego wywalczyła cztery punkty, a mogła kilka więcej. Radomiak strzelił wyrównującego gola w 80 minucie spotkania, a Jagiellonia zwycięskiego w 96 minucie meczu!


Na zdjęciu: Luciano Narsingh (z prawej, przy piłce) na Łazienkowskiej mógł „załatwić” Legię definitywnie w 17 minucie meczu.

Fot. miedzlegnica.eu/B. Hamanowicz