Beniaminek pokazał lwi pazur. „Odwaga i emocje są najważniejsze”

Miedź Legnica to zespół, który wymyka się wszelkim schematom. Drużyna trenera Dominika Nowaka potrafi zaskoczyć z meczu na mecz. Raz na plus, raz na minus. Zdarza się, że utrze nosa zespołowi znacznie wyżej notowanemu, by potem przegrać w fatalnym stylu z outsiderem ligowej tabeli.

W piątkowej potyczce z Cracovią zespół Dominika Nowaka nie był uważany za faworyta, mimo że podejmował rywali na własnym boisku. Przeciwko gospodarzom były przede wszystkim… liczby.

W ostatnich 20 kolejkach ekstraklasy Miedź Legnica zdobyła najmniej punktów (17, tyle samo co Wisła Płock), natomiast Cracovia najwięcej – konkretnie 42 „oczka”. Z matematycznego punktu widzenia – przepaść! Ponadto drużynie trenera Dominika Nowaka ostatnimi czasy wiodło się nieszczególnie – porażka z Piastem Gliwice (1:2), porażka u siebie z Zagłębiem Sosnowiec (0:2), bezbramkowy remis ze Śląskiem Wrocław. Tymczasem w piątkowy wieczór beniaminek ekstraklasy pokazał lwi pazur, odsyłając do domu z kwitkiem pewną siebie Cracovię.

Czy wygraną Miedzi Legnica można uznać za sensację dużego kalibru? Za niespodziankę jak najbardziej, lecz nie za sensację. Warto sobie w tym momencie przypomnieć, że legniczanie wcześniej na własnym boisku pokonali Pogoń Szczecin, Zagłębie Lubin, Wisłę Kraków, czy Lecha Poznań. Żeby wszystkim nie było do śmiechu dodajmy natychmiast, że w Legnicy kibice byli świadkami klęski gospodarzy w potyczkach ze Śląskiem Wrocław (0:5) i Arką Gdynia (0:4), bardzo bolesna okazała się też porażka z Górnikiem Zabrze (1:3), chociaż przez dwie trzecie spotkania to gospodarze byli wtedy stroną dominującą. W futbolu jednak za wrażenie artystyczne punktów się nie przyznaje, to jest domena takich dyscyplin sportu jak łyżwiarstwo figurowe, czy gimnastyka artystyczna.

W czym zatem upatrywać przyczyn ostatniej wiktorii „Miedzianki”? Odpowiedzi na to pytanie udzielił szkoleniowiec tej drużyny, Dominik Nowak. – To co jest zawsze ważne przed meczem, to odwaga i emocje – powiedział. – One dzisiaj u nas były. Myślę, że zespół pokazał kawałek dobrej piłki, walkę, determinację i współpracę na boisku. Bez tego byłoby ciężko o sukces. Wyszliśmy z założenia, że musimy grać odważniej, tak jak w meczu z Lechem. Jak zespół, który chce zdobywać bramki i gra do przodu. Atakowaliśmy, nie baliśmy się. Postawa zawodników i ich głowy są najważniejsze kiedy walczysz o utrzymanie. Nie jest to proste, ale wytrzymujemy to.

Pierwszoplanową postacią w zwycięskim zespole był Estończyk Artur Pikk, ale dużo wiatru robił również Juan Camara. 25-letni Hiszpan grając jako klasyczny skrzydłowy, a nie jako wahadłowy, z obowiązkami defensywnymi, pokazał wreszcie, na co go stać. Do tej pory bowiem główną jego zaletą było to, że przez pewien czas przebierał się w jednej szatni z Leo Messim. Miejmy nadzieję, że piątkowy pojedynek z „Pasami” będzie punktem zwrotnym w jego grze na polskich boiskach.

W tej beczce miodu musi być jednak również łyżka dziegciu. Miedź Legnica mianowicie wciąż pozostaje najbardziej anemiczną ekipą w ekstraklasie pod względem liczby strzelonych goli. Tylko 29 goli zdobytych w 29 meczach to wstydliwy wynik. Podobnie jak liczba straconych bramek. Bramkarze „Miedzianki” wyciągali piłkę z siatki aż 51 razy, częściej obili to tylko strażnicy bramki sosnowieckiego Zagłębia.

Ostatnią złą wiadomością dla trenera Dominika Nowaka jest informacja, że w najbliższym meczu ligowym przeciwko Arce Gdynia nie będzie mógł skorzystać z usług dwóch zawodników, którzy narazili się sędziom. Serb Aleksandar Milijković po raz czwarty zawarł znajomość z żółtą kartką, a Paweł Zieliński brutalnie potraktował Michala Siplaka i został usunięty z boiska. Na dyskwalifikacji tylko w jednym meczu z pewnością się nie skończy.

 

Na zdjęciu:  Juan Camara (z prawej)był jednym z najlepszych piłkarzy Miedzi w pojedynku z Cracovią. Usunął w cień nawet snajpera „Pasów”, Airama Cabrerę (z lewej).