Miedziowi blisko celu

W piątkowym meczu otwierającym 29. kolejkę ekstraklasy Korona Kielce na własnym stadionie zmierzyła się z Zagłębiem Lubin. Oba zespoły do wczoraj były na huśtawce nastrojów balansując na granicy „grupy mistrzowskiej” i „grupy spadkowej”, ale to „scyzoryki”, będące w gorszej sytuacji, nie miały już wyjścia, chcąc zachować szanse na pierwszą ósemkę musiały wygrać z „miedziowymi”.

Początkowo lepsze wrażenie sprawiali goście, którzy już w 7 minucie mogli objąć prowadzenie, jednak Matthias Hamrol wyszedł przed bramkę, skrócił kąt i nie pozwolił się pokonać Pawłowskiemu w sytuacji sam na sam. Z drugiej strony główka Felicio Brown Forbesa po wrzutce Gardawskiego poszybowała tuż nad poprzeczkę. Od tego momentu gospodarze złapali rytm rozpoczynając natarcie na bramkę Konrada Forenca. Uderzenie Jakuba Żubrowskiego, potem kolejna główka Kostarykańczyka, czy strzał Olivera Petraka nie trafiły do celu. Trafił za to do siatki w 41 minucie Brown Forbes, ale wideo rejestracja wyłapała minimalnie spaloną pozycję napastnika Korony. Do przerwy nie oglądaliśmy więc goli na Suzuki Arenie, ale zadowoleni mogli być tylko goście, że wytrzymali napór kielczan bez straty bramki.

W drugą połowę podobnie jak w pierwszą lepiej weszli lubinianie, którym w objęciu prowadzenia w 56 minucie przeszkodził słupek, a potem długo oglądaliśmy wyrównaną partię szachów, choć kozłujący strzał Filipa Starzyńskiego w 69 minucie minął w niewielkiej odległości prawy słupek Hamrola. Z kolei w 76 minucie piłka wstrzelona od linii bocznej minęła wszystkich w polu karnym, na końcu także słupek bramki Forenca.

Minutę później goście już skutecznie skontrowali rywali. Filip Jagiełło lobem ze środka boiska wypuścił Bartłomieja Pawłowskiego, a ten po dynamicznym biegu z piłką zdecydował się na strzał z 18 metrów i była to kapitalna próba pomocnika Zagłębia, który tym samym zdobył swoją ósmą bramkę w sezonie. Pięć minut później Zagłębie poszło za ciosem redukując praktycznie do zera nadzieje Korony nie tylko na zwycięstwo w tym spotkaniu, ale także na awans do mistrzowskiej ósemki. Damjan Bohar wykorzystał idealne dośrodkowanie z prawej strony i z bliska wpakował piłkę do siatki. Był to siódmy gol Słoweńca w rozgrywkach.

 

Korona Kielce – Zagłębie Lubin 0:2 (0:0)

0:1 – Pawłowski, 77 min (asysta Jagiełło), 0:2 – Bohar, 82 min (asysta Jagiełło)

KORONA: Hamrol – Rymaniak (37. Skrzecz), Kovacević, Marquez, Gardawski – Kosakiewicz, Petrak (82. Tamm), Żubrowski, Arweładze (58. Soriano), Pucko – Brown Forbes. Trener Gino LETTIERI.

ZAGŁĘBIE: Forenc – Czerwiński (36. Jagiełło), Kopacz, Dąbrowski, Guldan – Dziwniel, Starzyński, Slisz, Pawłowski, Bohar (87. Tosik) – Mares (62. Tuszyński). Trener Ben van DEAL.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 6334.

Żółte kartki: Gardawski (47. faul), Kovacević (66. faul), Tamm (83. faul) – Brown Forbes (66. niesportowe zachowanie), Slisz (70. faul).

Piłkarz meczu Bartłomiej PAWŁOWSKI

 

Czy wiesz, że…

* Kapitan Korony Bartosz Rymaniak już w pierwszej połowie opuścił boisko. – Pociągnęła mnie dwójka przy jednym ze sprintów. Starałem się jeszcze przez jakiś czas ją rozbiegać, ale w po kolejnym przyspieszeniu stwierdziłem, że to nie ma sensu, bo mógłbym tylko pogorszyć swoją sytuację – tłumaczył w przerwie Rymaniak.

* Korona już w czwartym ligowym meczu wyszła w tym samym ustawieniu, natomiast w jedenastce Zagłębia pojawili się wracający po kartkach Kopacz i Bohar.

POWIEDZIELI

Ben van DAEL: – Pytam się cały czas siebie, kiedy wracam do pierwszej połowy, jak mogliśmy tutaj wygrać. Uważam, że dramatycznie zaczęliśmy mecz. Nieważne, w jakim systemie zaczynasz mecz, jeśli nie masz agresji, to nie możesz wygrać. Nie może być tak, że zawsze od nas musi to wychodzić, żeby ta agresja była większa, to musi też wychodzić od zawodników.

Z bardzo dużą dozą szczęścia przetrzymaliśmy i do przerwy było 0:0, było tylko paru zawodników, którzy trzymali nas przy życiu w pierwszej połowie i to byli zawodnicy, którzy stali na środku obrony. Tych automatyzmów, które powinny być widoczne, wcale ich nie widziałem, więc w przerwie porozmawialiśmy na ten temat i wróciliśmy do starego systemu. Ustawiliśmy się troszkę wyżej, zaczęliśmy wcześniej pressować i to było widoczne, że trochę lepiej weszliśmy w mecz.

Gino LETTIERI: – Jest nam bardzo przykro, że wyszło to tak, jak widzieliśmy na boisku. Staraliśmy się przygotować jak najlepiej do tej gry. W pierwszej połowie tylko do szóstej, siódmej minuty mieliśmy problem, żeby wejść w grę, natomiast od około ósmej minuty kontrolowaliśmy praktycznie przebieg całego spotkania aż do przerwy. Pierwsza połowa powinna się skończyć jednym albo dwoma golami dla nas.

Kiedy nie strzelamy jest groźnie, bo czekamy wtedy na kontrę i niestety taka przydarzyła się, jeden błąd, strzał z 20 metrów, dostaliśmy bramkę na 0:1 i wtedy drużyna delikatnie podłamała się. Natomiast do tej sytuacji staraliśmy się kontrolować przebieg meczu, szukaliśmy swoich okazji, mieliśmy sytuacje bramkowe, niestety nie udało nam się ich wykorzystać. Kiedy nie strzelamy, to niestety nie możemy wygrać meczu. Te problemy, które widzieliśmy dzisiaj na boisku, tak naprawdę narastają od meczu z Lechem, potem przez mecz z Cracovią. Kiedy nie ma skuteczności, kiedy nie możemy zdobyć bramki, nie możemy niestety wygrać spotkania.