Międzynarodowa Federacja Absurdu

Światowa centrala siatkówki to prawdziwe państwo w państwie. Nie dość, że przez jej działania dyscyplina nie rozwija się tak, jakby mogła, to produkuje coraz więcej bezsensownych pomysłów.


Związki sportowe i federacje to specyficzne organizmy. O ile krajowi działacze zazwyczaj wywodzą się z danej dyscypliny i zależy im na jej rozwoju, o tyle w federacjach kontynentalnych czy światowych nie zawsze już tak jest. Tam, gdzie wkraczają duże pieniądze, polityka i wpływy, tam też pojawia się rzesza chętnych, którzy chcą coś zyskać, zarobić, „uszczknąć” dla siebie, niekoniecznie dla dobra dyscypliny. Historia zna wiele przypadków nadużyć, o których słyszeliśmy, a zapewne to i tak wierzchołek góry lodowej.

O aferach korupcyjnych w FIFA napisano już książki, nakręcono filmy a nawet serial dokumentalny. Skoro w największej organizacji sportowej świata , która jest na przysłowiowym świeczniku, dochodzi do takich kompromitujących zachowań i łamania prawa, to co dopiero w dyscyplinie i jej federacji, która jest w cieniu? Nie wiemy, co dzieje się w Międzynarodowej Federacji Siatkówki i nikogo o nic nie podejrzewamy, ani nie zarzucamy karalnych czynów. Wystarczy jednak wskazać kilka absurdów, które doskonale pokazują, że FIVB to swoiste pole do zabawy i to zazwyczaj dla działaczy z krajów, w których siatkówka jest sportem niszowym.

Absurd nr 1: My wiemy najlepiej

Od tego wypada zacząć wyliczanie festiwalu absurdów, które dotykają FIVB. Tak jak było wspomniane na wstępnie, nikomu nie zarzucamy żadnych karalnych czynów ani złych intencji. Nie podważamy niczyich kompetencji i doświadczenia, ale gdy zna się choć trochę na siatkówce, to czarno na białym widać, że światową centralą siatkówki rządzą osoby pochodzące z krajów „mało siatkarskich”. W szerokim zarządzie FIVB znajdziemy bowiem przedstawicieli Indonezji, Paragwaju, Maroka, Szkocji, Nigerii, Trynidadu i Tobago, Wybrzeża Kości Słoniowej, Urugwaju, Hondurasu czy Peru. Konia z rzędem temu, który widział na arenach zmagań reprezentacje tych krajów.

Oczywiście w tym gronie są też reprezentanci takich potęg jak Włochy, Polska (Mirosław Przedpełski), Brazylia, Francja, Japonia czy Rosja. Jest zatem równo i sprawiedliwie. Problem polega na tym, że każdy przedstawiciel ma jeden głos. Podobnie zresztą jest na kongresach FIVB, które wybierają skład zarządu. Co za tym idzie? Głosy przedstawicieli Paragwaju czy Trynidadu i Tobago mają takie znaczenie jak Polski czy Włoch. Co za tym idzie nie trudno o tworzenie kolejnych absurdów, gdyż wśród decydentów są osoby, które o siatkówce pojęcia nie mają lub tylko książkowe.

Tą patologię niech zobrazuje jeden przykład, który – według opowiadań – przytrafił się na jednym z kongresów wyborczych. Przedstawiciel biednego afrykańskiego państwa publicznie poparł jednego z kandydatów, dziękując mu, że ten przekazał federacji kilkadziesiąt siatek i słupków boiskowych oraz kilkaset piłek. Szlachetny gest działaczy, choć ktoś – nie my – mógłby znowu powiedzieć, że to najtaniej kupione głosy na świecie.

Absurd nr 2: Grajcie, nie gadajcie

O światowym kalendarzu siatkarskim powstał już nie jeden tekst, również na naszych łamach. Tutaj winowajca jest tylko jeden – FIVB. Do rocznych rozgrywek dodaje się coraz więcej imprez lub poszerza się istniejące formaty. Intensywny sezon ligowy po to, by następnie rozegrać rozbudowaną do granic możliwości Ligę Narodów, następnie imprezę docelową sezonu, a w międzyczasie zaliczyć jakieś kwalifikacje. Do tego trzeba doliczyć klubowe rozgrywki pucharowe danego kontynentu, co sprawia, że siatkarze grają po około 60-80 spotkań rocznie, nie mając czasu na odpoczynek i regenerację.

To wszystko z kolei przyspiesza pojawianiu się kontuzji i obniżeniu poziomu sportowego poszczególnych rozgrywek. W tej sprawie interweniują już wszyscy – przede wszystkim sami zawodnicy, którzy mają zwyczajnie dosyć maksymalnego obciążania ich ciał i zdrowia. Protestują kluby, a nawet krajowe federacje. Ale FIVB zostaje przy swoim – grać jak najwięcej, bo to motor napędowych dyscypliny. Nikt nie widzi tego, że w wielu krajach – również w naszym – jest po prostu przesyt tą piękną dyscypliny.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to przesada. Niech odpowiedzią na to będzie kolejny, najnowszy pomysł, by mistrzostwa świata rozgrywać nie co cztery, a co dwa lata na przemian z kontynentalnymi mistrzostwami. W terminarz gdzieś „wplecie” się igrzyska olimpijskie i skomplikowany system kwalifikacji do nich.

Absurd nr 3: Nowe znaczy lepsze

Światowa federacja wiedzie chyba prym wśród organizacji sportowych, jeśli idzie o wymyślanie nowych formatów rozgrywek. Przez lata drużyny co roku zmagały się w rozgrywkach Ligi Światowej. FIVB postanowiło odświeżyć format i zaprezentowało Ligę Narodów. Problem polega na tym, że niemal co roku musimy uczyć się nowego systemu rozgrywania tych zawodów. Brak stabilizacji i ciągłe szukanie najlepszych rozwiązań poprzez liczne próby pokazuje, że FIVB zwyczajnie się bawi kosztem całej reszty – zawodników, działaczy, a przede wszystkim kibiców, którzy znowu muszą uczyć się nowego formatu. W tym miejscu nie wspomnimy już o systemie kwalifikacji do igrzysk olimpijskich, który zmienia się co cztery lata i trudno w nim się połapać. Nawet znawcom dyscypliny.

Absurd nr 4: Kasa musi się zgadzać

FIVB to maszynka do zarabiania pieniędzy – tutaj nie ma cienia wątpliwości. I dobrze, jeśli pieniądze są przeznaczane na rozwój siatkówki na świecie. Nie mamy jednak pewności, że właśnie tak jest. Krajowe federacje, którą chcą, by siatkówka się rozwijała, inwestują grube miliony chociażby w organizację imprez. W ostatnich latach na czele jest nasz kraj, który w przeciągu ośmiu lat zorganizował trzy turnieje mistrzostw świata – dwa jako współgospodarz, a jeden samodzielnie. Myliłby się jednak ten, który uważałby, że PZPS zyskał na tym najbardziej. Wręcz przeciwnie. Było nim FIVB, które zarobiło mnóstwo pieniędzy dzięki przelewom z PZPS. Zasada jest jedna – kasa musi się zgadzać, a ty skoro chcesz robić imprezy, to nie licz, że zarobisz. Najpierw my, potem reszta.

Patrząc na powyższe samemu można sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego FIVB ma coraz większe problemy ze znalezieniem odpowiedniego partnera do organizacji kolejnych imprez. Bo tylko FIVB może na nich zarobić.

Absurd nr 5: Sam decyduję jak kogo traktuję

Niedawno na naszych łamach opisywaliśmy sytuacje z przeszłości, gdy zawodnik, mimo podpisanego kontraktu, wiązał się z innym klubem. W Polsce było przynajmniej kilka takich przypadków – ostatnio dotyczył Micah Ma’a z GKS-u Katowice, który mimo ważnego kontraktu występuje teraz w Halkbanku Ankara. W każdej zdrowej dyscyplinie rozjemcą konfliktu byłaby światowa federacja. No ale w siatkówce jest inaczej.

Problem z orzekaniem, rozstrzyganiem sporów to codzienność FIVB, dziesiątek klubów i setek zawodników. Czekanie miesiącami na wyrok, który czasami budzi kolejne problemy, to coś, co w innych dyscyplinach jest niepojęte. Tutaj FIVB charakteryzuje się gigantyczną opieszałością i często podejmuje decyzje bez jakichkolwiek podstaw. Przykład? Wspomniany GKS i Micah Ma’a. Katowicki klub po tym, gdy nie dogadał się z Amerykaninem w sprawie rozwiązania kontraktu, wysłał całą korespondencję do FIVB, żądając zablokowania międzynarodowego transferu. To wszystko jednak na nic. FIVB nie zbaczając na dokumenty przesłane przez klub zatwierdziła transfer do Turcji Ma’a, a GKS musiał poradzić sobie sam i został z problemem do dziś. FIVB zawsze będzie stało po stronie zawodnika. A czy zawsze po stronie prawa? Tutaj mamy pewne wątpliwości.

Nadzieja umiera ostatnia

To tylko pięć z zapewne wielu absurdów, które dotyczą FIVB. Mało kto wierzy, że w najbliższych latach ta skostniała i zadufana w sobie organizacja zmieni swoje oblicze. Jedyna nadzieja w przyszłorocznym wyborczym kongresie. To tam zapadną kluczowe dla FIVB i całej dyscypliny decyzje. Jedno jest pewne – zgodnie z regulaminem kolejnej kadencji na stanowisku prezydenta federacji nie będzie mógł spędzić Ary Graca. Na tym stanowisku był już Meksykanin, Chińczyk, teraz odejdzie Brazylijczyk. Może pora na przedstawiciela z Polski? No chyba, że z Trynidadu i Tobago. Wszak FIVB to kwintesencja demokracji i każdy ma równe szanse…

Michał Kalinowski


Na zdjęciu: Przez wiele minionych lat siatkarską federacją rządził Meksykanin Ary Graca. Cudów pod jego przywództwem nie brakowało…

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus