Mikael Ishak nie jest przypadkowym snajperem

Kiedy latem „Kolejorz” stracił swojego snajpera wyborowego Christiana Gytkjaera, w jego miejsce natychmiast pojawił się Mikael Ishak.


27-letni Szwed asyryjskiego pochodzenia podpisał z klubem z Bułgarskiej 3-letni kontrakt. Nowy napastnik Lecha nie jest zawodnikiem przypadkowym, przed pięcioma laty zdobył z reprezentacją Szwecji mistrzostwo Europy U-21, wystąpił na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, zagrał cztery razy w reprezentacji seniorów „Trzech Koron”.

Do polskiej ekstraklasy trafił z niemieckiego 1. FC Nuernberg, w którym w poprzednim sezonie nie błyszczał. Szwed zagrał w 11. meczach 2. Bundesligi, w których strzelił zaledwie jednego gola. Jego możliwości snajperskie pokazał sezon 2017/2018, gdy strzelił 12 bramek i dorzucił do nich 8 asyst, walnie przyczyniając się do awansu zespołu do 1. Bundesligi. W niej w następnym sezonie radził sobie kiepsko – 4 gole i tyle samo asyst.


Czytaj jeszcze: Róg obfitości

Przeprowadzka do Polski sprawiła, że Ishak znowu zaczął zdobywać bramki niczym karabin maszynowy. W trzech meczach ligowych strzelił cztery gole dla Lecha i dorzucił do nich asystę. W meczu kwalifikacyjnym w Lidze Europy z łotewską Valmierą strzelił dwa gole. Ale zdobywane gole w ekstraklasie nie przyniosły mu zbyt dużej satysfakcji, bo jego zespół zdobył do tej pory zaledwie 2 punkty.

– Naprawdę nie wiem, co mogę mądrego powiedzieć – nie krył rozczarowania po meczu ze Śląskiem (3:3), w którym strzelił dwa gole i miał asystę. – Jestem bardzo zawiedziony końcowym wynikiem, bo mieliśmy ten mecz przez większość czasu pod kontrolą. Strzeliliśmy pierwsi gola, co jest bardzo ważne, ale potem znów przydarzyły się nam błędy po rzutach rożnych i zrobiło się 1:2. Mimo tego potrafiliśmy się odbić i ponownie wyjść na prowadzenie, co pokazuje, że jesteśmy zespołem mocnym mentalnie.

Na 2. połowę wyszliśmy pozytywnie nastawieni, a zaraz po jej rozpoczęciu straciliśmy gola z problematycznego karnego. Po obejrzeniu powtórek nie sądzę, że rywalom się on należał. Mieliśmy jeszcze okazje, by strzelić czwartego gola i wygrać. Sam taką miałem, gdy trafiłem w poprzeczkę, ale niestety nie udało się tego zrobić.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus