Mioduski: Duże koszty były „kulą u nogi”

Latem przyszłego roku kilku piłkarzom kończą się kontrakty. Większość z nich odejdzie już zimą?
Dariusz MIODUSKI: – W tej grupie są głównie starsi zawodnicy i niektórych moglibyśmy sprzedać zimą, bo mają wartość rynkową. Zimą usiądziemy i porozmawiamy z nimi. Podchodzimy do tego po partnersku, bo z tymi zawodnikami zdobywaliśmy tytuły i są dla nas ważni.

Poprzedniej zimy do Legii trafiło ośmiu nowych zawodników. Czy najbliższe okienko transferowe będzie dla Legii równie intensywne?
Dariusz MIODUSKI: – Tamto okienko było ważne ze względu na rekonstrukcję zespołu. Teraz nie przewiduję tak dużej intensywności, bo nie potrzebujemy wielu zmian. Poza tym mamy ograniczenia budżetowe i nie jesteśmy w stanie poszaleć na rynku transferowym. Przygotowujemy się do tego z głową.

W jednym z wywiadów członek zarządu Łukasz Sekuła powiedział, że do budżetu klubu dołoży pan około 20 mln zł z własnych środków.
Dariusz MIODUSKI: – Bardzo bym się cieszył, gdyby te 20 mln zł wystarczyło. Będzie to co najmniej dwa razy więcej. Na pewno pomogą nam większe wpływy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych, ale problemem były konstrukcje kontraktów i poziom kosztów, które ponosiliśmy. To była nasza „kula u nogi”, która powodowała, że nie byliśmy w stanie zejść z tego z dnia na dzień. Teraz głównie koncentrujemy się na zwiększeniu przychodów. Nie chcę zmniejszać kosztów, bo tylko – jak to powinno być w idealnym świecie – więcej inwestować w klub i piłkarzy. Jeżeli jednak nie ma szans osiągnąć przychodów na takim poziomie lub są one obarczone ryzykiem jak w tym roku, to nie możemy sobie pozwolić na duże wydatki.

Jak wyglądają rozmowy z przedstawicielami miasta odnośnie budowy bocznego boiska?
Dariusz MIODUSKI: – W tej sprawie jesteśmy już dogadani, ale teren musi opuścić sekcja strzelecka. Wówczas będziemy mogli przystąpić do prac budowlanych. Mamy fajne projekty na budowę nowej siedziby tej sekcji, a ośrodek byłby połączony z resztą stadionu.

Trwają natomiast rozmowy odnośnie nazwy komercyjnej stadionu Legii…
Dariusz MIODUSKI: – Czujemy ze strony miasta zrozumienie w tym, co jest dla nas ważne. Jest kilka tematów, o których dyskutujemy i jednym z nich jest nazwa stadionu, jak np. Arena Warszawa. To doskonały sposób na promocję miasta. Coraz większą uwagę będziemy przykładać do powiązania klubu z Warszawą. Wydaje mi się, że ta współpraca będzie korzystna dla obu stron.

Niedawno podpisany został nowy kontrakt na prawa telewizyjne do pokazywania ekstraklasy na rekordową kwotę pół miliarda złotych za dwa lata. Udało się wynegocjować więcej dla Legii?
Dariusz MIODUSKI: – Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznych decyzji dotyczących kwestii sposobu podziału tych środków. Dla mnie najważniejszy jest, że urosła cała pula. Nawet przy zmianach w kwestii podziału tych pieniędzy, każdy klub ekstraklasy otrzyma więcej. Jednak przy kontrakcie z TVP nie tylko istotne były kwoty. Ważne, że wejdziemy na zupełnie inny poziom pokazywania produktu, jakim jest ekstraklasa. Dotrzemy do milionów ludzi, którzy do tej pory nie mieli możliwości oglądania polskiej ligi. To powinno spowodować większe zainteresowanie sponsorów.

Liczy pan jednak, że uda się zmienić zasady podziału środków?
Dariusz MIODUSKI: – Oczekuję, że Legia jako największa piłkarska marka w Polsce będzie miała z tego tytuły największy pożytek. Natomiast to od nas zależy, jak to wykorzystamy.

Czy według pana dzięki tej rekordowej kwocie wzrośnie poziom sportowy rozgrywek?
Dariusz MIODUSKI: – Takie są nadzieje i oczekiwania. Liczę, że te pieniądze nie będą przeznaczane na wygórowane pensje piłkarzy. My jako Legia wydajemy bardzo dużo pieniędzy na kwestie niezwiązane bezpośrednio z futbolem. Wiele środków przeznaczamy na rzeczy, które budują naszą markę. Musimy posiadać struktury, które nie są widoczne dla kibiców, a które sprawiają, że los Legii nie zależy jedynie zależna od tego, co stanie się na boisku.

 

Dariusz Mioduski i trener Sa Pinto po konferencji prasowej Legii Warszawa
Credit Adam Starszynski / PressFocus

 

 

Adam Godlewski w rozmowie z piłkarzem Legii Warszawa, Sebastianem Szymańskim.