Mirosław Minkina: Najprościej byłoby upaść, ale…

Rozmowa z Mirosławem Minkiną, prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.


Czy tak wyobrażał pan sobie pracę gdy zaczynał w działalność w związku?

Mirosław MINKINA: – Ależ skąd! Miałem zupełnie inną wizję hokeja oraz inaczej sobie wyobrażałem działalność organizacyjno-finansową. Byłem team liderem reprezentacji oraz szefem Polskiej Hokej Ligi, prowadziłem też śląski związek i z tych zadań chciałem się jak najlepiej wywiązać. Związkiem zarządzali prezes Dawid Chwałka i sekretarz Janusz Wierzbowski. Oni za swoją pracę pobierali pieniądze, a ponadto, na co warto zwrócić uwagę, w biurze pracowało 15 osób. Struktury związkowe zawaliły się w 2018 roku. Nastąpił totalny krach.

Jakoś trudno mi uwierzyć, by członkowie zarządu nie wiedzieli jak pracuje i działa prezes…

Mirosław MINKINA: – Ale tak było! To były rządy autokraty. Zarząd był zwoływany raz na trzy miesiące i zazwyczaj był nieprzygotowany. Nasze pytania o kondycję finansową PZHL były zbywane. Nie mieliśmy prawdziwych informacji z księgowości. Śmiem twierdzić, że Komisja Rewizyjna również była wprowadzana w błąd. Wszystkie niewygodne sprawy były tuszowane, chyba kierowano się zasadą jakoś to będzie. Aż nastąpił krach. Jeszcze w 2016 r. udało się zasypać dziurę finansową. Potem były prowadzone rozmowy z Grupą Azoty o wsparciu finansowym – 4 mln zł rocznie, czyli na całą kadencję 16 mln, ale rozmowy ostatecznie zakończyły się fiaskiem. Pod koniec 2017 r. prezes biegał po firmach (m.in. Lotos i KGHM – przyp. red.), by znaleźć wsparcie. W listopadzie tegoż roku otrzymaliśmy informację, że do ministerstwa sportu oddamy 100 tys. zł, w grudniu okazało się, że 1,5 mln, zaś w styczniu aż 3 miliony. Z mojej inicjatywy zwołano w Katowicach zarząd. Doszło do twardych rozmów i wymusiliśmy zmiany. Od marca 2018 związkiem kierował Piotr Demiańczuk, prawnik z Warszawy, który na co dzień prowadził trudne rozmowy z ministerstwem sportu. A jesienią zarząd wybrał mnie prezesem.

Swego czasu odgrażał się pan, że sprawy znajdą finał w prokuraturze. Czy tak się stało?

Mirosław MINKINA: – Oczywiście, sporządziliśmy kilka wniosków w sprawie byłego prezesa. Niektóre zostały umorzone, inne są w toku. Jedna sprawa wydawała się ewidentna i będzie dość szybko zamknięta, bo przedstawiliśmy poważne argumenty. Prokuratura dwukrotnie jednak je odrzuciła i tyle na razie w tej przykrej sprawie mogę powiedzieć.

Sprawa się odwleka, bo były prezes ma podobno „kwity” na członków zarządu – tak się mówi w środowisku. Prawda czy fałsz?

Mirosław MINKINA: – Totalna bzdura! I dziwię, że ktoś rozpowszechnia informacje, które nie mają uzasadnienia w rzeczywistości. Absurd! Tylko tak mogę to skwitować.

Ile wynosi zadłużenie PZHL?

Mirosław MINKINA: – Około 20 mln zł wraz z odsetkami. Mamy zobowiązania wobec ministerstwa sportu, sieci hoteli, dostawców sprzętu, firmy transportowej oraz kilku drobnych wierzycieli.

Widzi pan jakieś wyjście z tej dramatycznej sytuacji?

Mirosław MINKINA: – Najprościej byłoby ogłosić upadłość i rozwiązać związek. Przecież nie takie firmy upadały i upadają. Gdybyśmy tak zrobili, wówczas wylatujemy ze światowej federacji i wszystkie nasze reprezentacje nie mogą brać udział w międzynarodowej rywalizacji. I robi się, moim zdaniem, jeszcze większy galimatias. Związek został ubezwłasnowolniony, a konta zablokowane. Jednak decyzjami rządu złapaliśmy oddech, bo ministerstwo sportu zdecydowało, że fundusze na akcje szkoleniowe reprezentacji seniorek i seniorów będą przechodziły przez PKOl., zaś pieniądze na SMS oraz wszystkie kadry młodzieżowe za pośrednictwem śląskiego związku hokejowego. I tak właśnie żyjemy przez ostatnie dwa lata. Musimy jednak wrócić do normalności, dążyć do odblokowania kont oraz zawieszenia postępowań komorniczych. Trzeba usiąść do stołu i negocjować.

Ale jak to zrobić skoro długi są wręcz horrendalne?

Mirosław MINKINA: – Plan restrukturyzacyjny to minimum 10 lat, a może i więcej. Nie będę ukrywał, że wystąpiliśmy o umorzenie części długu. Mieliśmy organizować trzy mistrzowskie turnieje, ale zostały odwołane. Mieliśmy podpisane umowy z miastem Katowice oraz Urzędem Marszałkowskim województwa śląskiego – to instytucje stale nas wspierające. Wpłaciliśmy zaliczki 300 tys. zł na wynajęcie Spodka oraz 80 tys. na budowę lodu. Liczyliśmy, że na tych imprezach będzie można zarobić około 1,5-2 mln zł., bo przecież jeszcze moglibyśmy pozyskać sponsora strategicznego turniejów. Wszystko przepadło. W grudniu planowaliśmy ciekawą imprezę z silnymi reprezentacji, a skończyło się na dwumeczu z Węgrami. Pozostali rywale z powodu koronawirusa zrezygnowali. Podczas zgrupowania lipcowego w Warszawie nasi zawodnicy zostali zakażeni i jest nam z tego powodu ogromnie przykro. Doświadczyliśmy hejtu, ale z całej sytuacji wyciągnęliśmy właściwe wnioski i na kolejnych akcjach jest bezpiecznie. Liga jest rozgrywana niemal bez żadnych zakłóceń (jeden mecz zaległy – przyp. red.)

Tomek Valtonen awansował z reprezentacją do finału kwalifikacji olimpijskiej, a mimo to rozstał się ze stanowiskiem selekcjonera. To trochę dziwne.

Mirosław MINKINA: – Może na początek ciekawostka. Czy pan wie, że jako team lider reprezentacji oraz członek zarządu o zatrudnieniu poprzednika Valtonena, Teda Nolana, dowiedziałem się tuż przed konferencją prasową? Byłem tym zbulwersowany, ale to tak na marginesie. Wracając do zasadniczej kwestii – Valtonenowi po mistrzostwach świata, które zostały odwołane, skończył się kontrakt i przystąpiliśmy do rozmów. Wiedziałem, że do łatwych nie będą należały, bo Tomek pracował już za granicą. Miał prawo być zmęczony podróżami, rozłąką z rodziną. Praca z reprezentacją i w zagranicznym klubie byłaby mocno skomplikowana. W tej sytuacji nasze drogi się rozeszły.

Czy był problem ze znalezieniem jego następcy?

Mirosław MINKINA: – Robert Kalaber od początku był faworytem, jego kandydaturę konsultowałem z wiceprezesem ds. szkoleniowych Adamem Frasem, szefem szkolenia Tomaszem Demkowiczem oraz z kilkoma innymi fachowcami oraz działaczami klubowymi z Jastrzębia. Trener Kalaber swoją pracą w JKH GKS udowodnił, że jest świetnym fachowcem i doskonale zna realia naszego hokeja, bo pracuje już tu 7 lat. Ponadto pozyskaliśmy Leszka Laszkiewicza jako team lidera właśnie z jego inicjatywy.

Czy pogodził się pan z decyzją o odwołaniu mistrzostw świata Dywizji IB?

Mirosław MINKINA: – Uważam, że była zbyt pochopna, można było z nią spokojnie poczekać do końca stycznia. A tymczasem po raz drugi została odwołana. Osobiście jestem zniesmaczony. To nam nie ułatwia działalności. Na kwiecień, mniej więcej w terminie MŚ, planujemy turniej pod nazwą Puchar Trójmorza, wstępnie kilka federacji wyraziło zainteresowanie. Impreza odbyłaby się na lodowiskach w Bytomiu oraz w Tychach, bo w tych miastach mamy przyjaciół hokeja w osobach prezydentów i ich współpracowników.

Przez ostatnie lata wiele mówiło się uporządkowaniu systemu szkolenia. Czy pańskim zdaniem to się udało?

Mirosław MINKINA: – Naszą sztandarową postacią w tej kwestii jest trener Robert Kalaber, którego jednak nie udało się zatrudnić na stałe w związku, bo nie ma takowych pieniędzy. Chcielibyśmy, by pracował w Szkole Mistrzostwa Sportowego, miał pieczę nad drużynami młodzieżowymi oraz był selekcjonerem reprezentacji seniorów. Kalaber zadeklarował pomoc, ma plan i będzie odwiedzał SMS oraz prowadził konsultacje z trenerami drużyn młodzieżowych. Jego filozofia szkoleniowa będzie obowiązywała we wszystkich grupach. Szkoda, tylko, że pandemia krzyżuje szyki i reprezentacje nie mogą uczestniczyć w najważniejszych turniejach sezonu.

Czy Młodzieżowa Hokej Liga spełnia oczekiwania jako zaplecze ekstraligi?

Mirosław MINKINA: – W I lidze nie mieliśmy drużyn zawodowych i raptem rywalizowały dwie z prawdziwego zdarzenia. Teraz jest ich znacznie więcej oraz jest kilka silnych ośrodków – Bytom, Sanok, Sosnowiec czy Opole – z ciekawym projektem w oparciu o zawodników zamorskich. W MHL pojawił się zespół z Łodzi. Też zdecydowaliśmy się na formułę open, by pobudzić kilka ośrodków do tworzenia drużyn. Za zdobycie pierwszego miejsca klub otrzyma nagrodę 30 tys. zł.


Czytaj jeszcze: Zgodnie z tradycją

Dwaj pana poprzednicy mamili opinię publiczną sponsorem strategicznym, który już był w ogródku… A pan milczy i wnioskuje, że takowego nie ma horyzoncie, nieprawdaż?

Mirosław MINKINA: – Na co dzień jestem biznesmenem i wiem, jak się w biznesie poruszać. Jak podpiszemy umowę ze sponsorem, wówczas będziemy się chwalić. Prędzej znajdziemy chyba sponsora dla Polskiej Hokej Ligi, wszak co tydzień przeprowadzamy 10 transmisji na platformie polskihokej.tv. Chcielibyśmy w następnym sezonie zwiększyć liczbę transmisji w TVP Sport bądź w TVP3, ale za nie trzeba będzie zapłacić.

Czy w przyszłorocznych wyborach będzie się pan ubiegał o stanowisko?

Mirosław MINKINA: – Jeszcze nie wiemy, w jakim terminie one się odbędą, bo może połączymy zebranie sprawozdawcze z wyborczym. Mam niektórym wiele do udowodnienia, plan działania i chęci do pracy, więc nie ma powodów, bym nie wystartował. Jeszcze jest wiele do zrobienia.


Na zdjęciu: Polscy hokeiści po raz drugi z rzędu nie zagrają w mistrzostwach świata Dywizji IB, bo znów zostały odwołane.

Zdjęcia: Rafał Rusek/Pressfocus