Mirosław Smyła: Czasami warto… przegrać

Rozmowa z Mirosławem Smyłą, trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała.


Jak ocenia pan ostatni mecz w sezonie. Przegrany 1:2 z Widzewem Łódź?

Mirosław SMYŁA: – Wydawało się, że dobrze weszliśmy w mecz i jego początek kontrolowaliśmy. Ale po paru minutach dostaliśmy „gonga”. Troszkę w… naszym stylu. W drugiej połowie sytuacja była podobna. Dobrze to się układało, zdobyliśmy wyrównującą bramkę i mieliśmy szansę na 2:1. Mogliś,my to wykorzystać. Ale widać było emocje i odpowiedzialność zawodników Widzewa. Że coś im może się wymknąć. Wszyscy śledzili inne wyniki. My popełniliśmy błąd. Zabrakło odpowiedzialności. Próbowaliśmy grać w piłkę i widowisko było dobre.

W waszym przypadku szybko okazało się, że nawet zwycięstwo nie da wam baraży.

Mirosław SMYŁA: – Naszym obowiązkiem jest dbałość o to, by nikt nam nie zarzucił, że gramy do końca i fair play. Że nie odpuszczamy. Nie ma takiej możliwości. W Głogowie było po meczu w 30. minucie spotkania. A myśmy i tak chcieli z Widzewem wygrać. To nie jest tak, że poddaliśmy się. Jasne, że takie 4:0 z Głogowa mogło pasywnie zadziałać na zespół, ale nie mamy się czego wstydzić.

Fot. Adrian Mielczarski/PressFocus

Czy wie pan coś odnośnie swojej przyszłości pod Klimczokiem?

Mirosław SMYŁA: – Nie wiem. Przez ten sezon coś w Podbeskidziu powstało. Trzeba to teraz obrobić, doszlifować i dopieścić. Wygładzić rysy i grać dalej. Trzeba przełknąć ślinę i popatrzeć ze zdrową zazdrością na to, co się wydarzyło na Widzewie. Starać się w następnym sezonie dążyć do tego, aby to samo miało miejsce w Bielsku-Białej za rok. Prezes Bogdan Kłys jest konkretny. To, co czuje i myśli – mówi. Cenię sobie takich ludzi, bo łatwiej się wtedy współpracuje. Myślę, że lada chwila temat się powinien rozwiązać. Jesteśmy umówieni na spotkanie.

Po rundzie jesiennej wydawało się, że Podbeskidzie zagra przynajmniej w barażach. Co nie za zadziałało z perspektywy tych pięciu spotkań, w których prowadził pan drużynę?

Mirosław SMYŁA: – Potrzeba wielu składowych, aby wszystko funkcjonowało. Może to będzie dziwne, co powiem, ale taka porażka, jak ta z Widzewem, może przynieść efekt pozytywny w perspektywie czasu. Jest z czego wyciągać wnioski. Chodzi o zachowanie zawodników w trakcie spotkania. To są rzeczy, które po zwycięstwie nie są widoczne. To dziwne, ale warto czasami… przegrać. Gdybyśmy wygrali, to i tak nic by to nie zmieniło. Mamy jednak wiedzę. Nie będziemy jej upubliczniać.

Finalnie 11 meczów bez zwycięstwa z rzędu zamknęło Podbeskidziu drogę do ekstraklasy.

Mirosław SMYŁA: – Nie byłoby mnie w Bielsku-Białej gdyby nie taka sytuacja. Ja coś podobnego przerabiałem w Odrze Opole. Jesienią niemal wszystko wygrywaliśmy i mówiliśmy wtedy, że jesteśmy niewolnikami własnego sukcesu i tak było. Proszę pamiętać, że zespoły czytają grę drużyn i wiosną były przygotowane na tak grające Podbeskidzie, jakie oglądaliśmy jesienią.

Kto jest pańskim faworytem w rywalizacji barażowej o ekstraklasę?

Mirosław SMYŁA: – Gdyby zapytano mnie o beniaminka I ligi, to wskazałbym Ruch Chorzów, bo jestem Śląskiem. A kto jako trzeci awansuje do ekstraklasy? Z Podbeskidziem, spośród drużyn, które zagrają w barażach, zagrałem z Chrobrym i Arką. Gdybym miał obstawiać, to postawiłbym na Arkę. Ze względu na jakość tego zespołu i umiejętności. Nasze bezpośrednie starcie, to było duże widowisko.





Na zdjęciu: Porażka w Łodzi to co, z czego – zdaniem trenera Mirosława Smyły – należy wyciągnąć wnioski.

Fot. Adam Mielczarski/PressFocus