Mistrzostwa Europy. O być albo nie być z Niemkami

Świetną pierwszą połową z Rumunią biało-czerwone narobiły apetytu, ale w drugiej połowie nie wytrzymały i uległy 24:28. Dziś muszą wygrać z Niemkami przynajmniej 4 golami, by pozostać w duńskim turnieju. Początek o 18.15.


Szanse Polek po drugiej porażce w mistrzostwach Europy 2020 są niewielkie, ale wciąż są, bo do rundy głównej wychodzą trzy z czterech drużyn z każdej grupy. Warunek podstawowy to oczywiście zwycięstwo drużyny Arne Senstada nad ekipą Henka Groenera, ale może nie wystarczyć – chyba że Rumunki sprawią sensację i nie przegrają z przejeżdżającymi po rywalkach w grupie niczym czołg Norweżkami (35:22 z biało-czerwonymi, w sobotę 44:23 z Niemkami), bo wtedy decydować będzie bezpośrednie starcie polsko-niemieckie.

By nie zagryzać zębów w oczekiwaniu na wynik konfrontacji rumuńsko-norweskiej, gwarancję awansu daje zaś tylko wygrana przynajmniej 4 golami. Wtedy, w przypadku spodziewanej porażki Rumunek, o kolejności w tabeli trzech drużyn z 2 punktami na koncie decydować będzie bilans wzajemnych potyczek: pewne już awansu Rumunki go nie zmienią (2 pkt i bramki +1), ale Polki (na razie 0 pkt, bramki -4) wyprzedziłyby Niemki (2 pkt, bramki +3).

Było pięknie…

Te kalkulacje, choć zakładają pierwsze po 11 kolejnych porażkach i 6 lat zwycięstwo polskiej drużyny w mistrzostwach Starego Kontynentu, dają cień nadziei. Tym bardziej, że z Niemkami w ostatnich latach, jeszcze za kadencji poprzednika Senstada Leszka Krowickiego, biało-czerwone toczyły zacięte boje, choć minimalnie przegrane.

Sytuacja naszej drużyny mogła być też znacznie lepsza, bo w sobotę po 30 minutach meczu z Rumunkami zanosiło się na miłą niespodziankę. Polki prowadziły 15:11, świetnie blokowały i broniły, nie pozwalając rozrzucać się gwieździe światowego szczypiorniaka Cristinie Neagu. Liderka rumuńskiego zespołu co prawda zaskoczyła kilka razy Weronikę Gawlik, ale często bezradnie miotała się bezradnie, nie mając wsparcia w koleżankach.

Powtórka z koszmaru

Niestety, w drugiej połowie – podobnie jak w czwartek z Norwegią – dziewczyny Senstada nie wytrzymały mentalnie i motorycznie presji wywartej przez rywalki. Rumunki podwyższyły obronę, i biało-czerwone miały coraz większe problemy z wypracowaniem sobie czystych pozycji – przez 20 minut drugiej połowy zdobyły tylko 4 gole. Po drugiej stronie zaś rozrzucała się rozgrywająca Cristina Laslo. Po kwadransie z naszej przewagi nie zostało już nic.

Impas przełamała w końcu Natalia Nosek, ale wyrównujące trafienie Anety Łabudy (21:21) okazało się łabędzim śpiewem. Rumunki odjechały na 3 gole, a Polki nie były już w stanie odpowiedzieć.

Szukanie pozytywów

Po meczu Arne Senstad skupił się na chwaleniu podopiecznych za pierwsze 30 minut: – Mieliśmy fantastyczną pierwszą połowę. Graliśmy znakomicie w ataku, realizowaliśmy założenia w obronie. Jestem bardzo dumny z tego, co tutaj osiągnęliśmy, pomimo przegranej, na tym będziemy budować w przyszłości – stwierdził norweski szkoleniowiec.

Problem w tym, że ani dziś, ani w przyszłości po 30 minutach nie wygrywa się meczu w piłce ręcznej. Cóż, na czymś nadzieję trzeba opierać. Czy uzasadnioną, przekonamy się dziś przed godziną 20.


Na zdjęciu: Rumunki odwróciły losy meczu z Polkami, które – na zdjęciu Katarzyna Kochaniak – w drugiej połowie znów mocno spuściły z tonu.

Fot. Pressfocus