Mistrzostwo nasze. Jastrzębskie!

Jastrzębski Węgiel został mistrzem Polski. To niesamowite osiągnięcie, bo 15 dni wstecz mistrzami zostali również hokeiści z Jastrzębia!


Tę radość i euforię trudno wyrazić słowami. Jeszce przez pewien czas nic tak cudownie nie będzie smakowało, jak mistrzostwo Polski zdobyte przez siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Trzeba przyznać, że kibice sportowi z tego miasta przeżywają ostatnio niesamowite chwile. Gdy wchodziłem 3 kwietnia na lodowisko „Jastor”, w dniu piątego spotkania finału mistrzostw Polski w hokeju na lodzie, znajoma pracownica ochrony, a prywatnie moja sąsiadka, powiedziała, bym zapamiętał tę datę. Zapamiętałem.

Tuż po starciu hokejowym, po którym JKH GKS Jastrzębie zdobył mistrzostwo Polski – pierwszy raz w historii – rozgrywany był pierwszy mecz półfinału Plus Ligi, w którym Jastrzębski Węgiel mierzył się z Vervą Warszawa. Jastrzębianie wygrali i uczynili pierwszy krok w kierunku finału. Który zakończyli przedwczoraj. Chyba jednak nikt z nas, tak nielicznych, którzy mogli na żywo być świadkami tych przepięknych emocji, nie spodziewał się, że nieco ponad dwa tygodnie później, praktycznie w tym samym miejscu, będzie świętował drugie złoto. Tak. To prawda. Jastrzębie-Zdrój ma dwa złote medale mistrzostw Polski!

Wspinałem się na barierkę

15 dni dzieliło oba złote medale, wywalczone niemal w tym samym miejscu. Co było wcześniej? 17 lat Jastrzębie, będąc cały czas w krajowej czołówce, czekało na triumf w siatkarskich rozgrywkach. 2004 rok wspominaliśmy tuż przed meczem z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Co ciekawe w świadomości kibiców nie pozostał tak do końca finałowy bój z Olsztynem, wygrany w systemie do trzech zwycięstw, 3:0. Ale niesamowite półfinały z AZS-em Częstochowa.

W piątym meczu, w „kurniku” na Szerokiej, grać trzeba było tie breaka. I było w piątej odsłonie 10:5 dla Częstochowy! Jastrzębianie, prowadzeni przez Igora Prielożnego, zdołali jednak odwrócić losy tego spotkania. A chyba najbardziej znamiennym momentem tego meczu był atak Arkadiusza Gołasia. Przedwcześnie zmarły w tragicznych okolicznościach zawodnik, przy stanie 10:7 dla AZS-u, huknął na czystej siatce ze środka, w aut. Wtedy jastrzębianie uwierzyli, że mogą ten mecz wygrać.

Wygrali 3:2, a na pierwszy mecz finałowy, rzecz jasna, zabrakło biletów. Kto był, ten wie, że hala na Szerokiej nie była zbyt pojemna. Oficjalnie mogło w niej zasiąść ok. 800 kibiców. Tymczasem w środku pojawiło się, według różnych szacunków, od 3000 do 3500 sympatyków siatkówki. Osobiście byłem w klasie maturalnej i muszę przyznać, że czułem się zaszczycony. Otóż wspiąłem się, co wymagało niemałego wysiłku, na żelazną barierkę i byłem ostatnim, który widział parkiet. Mecz, dla „Sportu”, relacjonował redaktor Bogdan Nather. Podziwiałem go wówczas i tak jest do dziś. Boguś, dziękuję ci za wszystko. Nie było mnie jednak, gdy drużyna wróciła ze złotem z Olsztyna. W niedzielę byłem na hali i było mi… przykro.

Prielożny pogratulował

Jestem jastrzębianinem. Urodziłem się w tym mieście i doskonale wiem, że gdyby czasy były normalne, to nie byłoby w niedzielę, na hali przy al. Jana Pawła II, gdzie szpilki wcisnąć. Co ciekawe w tym samym miejscu, gdzie dziś mieści się hala Jastrzębskiego Węgla, niegdyś stała stara hala znana z kompletnie innych emocji. Tych, które wyznaczyły kierunek tego miasta. Boksowali tam bowiem najlepsi pięściarze w Polsce.

W 1977 roku, akurat we Wrocławiu, GKS Jastrzębie wywalczył jedyny w historii tytuł drużynowego mistrza Polski w boksie. Czy to była sensacja? Raczej tak. Jastrzębscy pięściarze, prowadzeni przez legendarnego trenera Antoniego Zygmunta, okazali się najlepsi w kraju. A były to czasy, kiedy liga bokserska była drugą – po piłkarskiej – najpopularniejszą ligą w Polsce. Do legendy z tamtych czasów przeszła walka Leszka Czarnego z medalistą olimpijskim, Kazimierzem Szczerbą. Czarny, w drugiej rundzie, strzelił z lewej ręki tak, że jego rywal nie podniósł się z desek.

Ale wracając do tematu siatkarskiego, to warto podkreślić, że jednym z pierwszych, który złożył gratulacje był Igor Prielożny. Słowak zadzwonił do Leszka Dejewskiego, który w 2004 roku był jego asystentem. A później udzielił wypowiedzi dla oficjalnej strony Plus Ligi.

– Powiedziałem Leszkowi, że ten złoty medal bardzo mnie ucieszył. W Jastrzębiu zostawiłem część swojego serca. Bardzo mile wspominam pracę w tym klubie. Powiedziałem również Leszkowi, że zespół z 2004 roku w meczu z obecnym nie ugrałby więcej niż piętnaście punktów w jednym secie. Tak siatkówka i umiejętności graczy poszły do przodu – powiedział człowiek, który w Jastrzębiu ma status legendy. Zresztą Leszek Dejewski również. Gdy przychodzisz na halę, na mecz, to jesteś pewien, że spotkasz „Deja”. I niech tak zostanie, jak najdłużej. Nic nie jest tak ulotne, jak sukcesy sportowe. Ale też nic tak długo nie zostaje w pamięci.



Na zdjęciu: Oto mistrzowie! Jastrzębski Węgiel zdobył złoty medal mistrzostw Polski!

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus