Mistrzowski remis Legii

Zespół ze stolicy swobodnie mógł pokonać Wisłę Kraków. Nie zrobił jednak tego, ale tytułu nikt mu nie zabierze.


Rzadko się zdarza, by w starciu tych dwóch zespołów wiało z boiska nudą. Ale – niestety – tak właśnie w pierwszej połowie meczu przy Łazienkowskiej. Jedyną klarowną sytuację przed przerwą stworzyła Legia. Trzeba przyznać, że była to kapitalnie rozegrana akcja. Ostatecznie Bartosz Slisz miękko zagrał w pola karne na głowę Tomasza Pekharta. Przyszły król strzelców ekstraklasy zrobił wszystko tak, jak należy. Uderzył na bramkę, ale kapitalną interwencją popisał się Mateusz Lis.

Bramkarz Wisły zaczął właśnie pracować na miano zawodnika spotkania. Dokładając kolejną cegiełkę na początku drugiej połowy. Legia wykonywał rzut rożny i znów Pekhart postanowił sprawdzić czujność bramkarza krakowskiego zespołu, który kolejny raz zachował się bez zarzutu. Niedługo potem, zupełnie niespodziewanie, zespół z Krakowa trafił do bramki Legii. Stefan Savić był jednak na minimalnym spalonym i gol – słusznie, podkreślmy – nie został uznany. Arbiter liniowy wykazał się w tej sytuacji nadzwyczajną czujnością.

Później w meczu tym nie wydarzyło się już nic ciekawego. Legia, miast przybicia pieczęci na mistrzowskim tytule, tylko bezbramkowo zremisowała z Wisłą Kraków i postawiła na tytule maleńki stempelek. Należy podkreślić, że ogólnie ligowy klasyk zawiódł.


Legia Warszawa – Wisła Kraków 0:0

LEGIA: Miszta – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia, Juranović – Slisz (56. Luquinhas), Muci (56. Kapustka), Martins, Mladenović (66. Wszołek) – R. Lopes, Pekhart. Trener Czesław MICHNIEWICZ.

WISŁA: Lis – Sadlok (83. Błaszczykowski), Kone, Frydrych, Burliga – Żukow, Savić, Gruszkowski (87. Szota), Yeboah (74. Medved) – Starzyński, Brown Forbes. Trener Peter HYBALLA.

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Żółte kartki: Hołownia – Starzyński, Burliga, Gruszkowski.


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus