MKS Będzin jest zbyt gościnny

Nikt w klubie z Zagłębia Dąbrowskiego nie spodziewał się cudów i walki o czołowe miejsca. Nie ten budżet i potencjał sportowy. Ale chyba nikt nie zakładał tak złego scenariusza, zwłaszcza w spotkaniach, w których MKS Będzin był gospodarzem. W hali w Sosnowcu gościli już ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle, Jastrzębski Węgiel, Cuprum Lubin i ONICO Warszawa. Żadnego z tych meczów nie wygrali, zdobywając zaledwie punkt. Wyrwali go Jastrzębskiemu Węglowi. Co ciekawe, siatkarze MKS-u w większości tych spotkań zbierali pochlebne recenzje.

– W tych przegranych meczach naprawdę niewiele nam brakowało, przegrywaliśmy szczególnie końcówki setów – zauważył Jakub Peszko, przyjmujący MKS-u.

Zabrakło sił i zimnej krwi

Będzinianie najbliżej sukcesu byli przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi. Zabrakło im jednak sił i zimnej krwi. – Nie dopięliśmy wówczas IV seta, prowadząc 2:1. Brakło niewiele, ale na pewno nie zwiesiliśmy głów po meczu, bo wiedzieliśmy, że zagraliśmy dobrze. Nasza gra wyglądała naprawdę nieźle, choć mamy jeszcze trochę do poprawy. Dużo elementów musimy zgrać ze sobą, bo niektórzy zawodnicy dołączyli do zespołu dość późno. Krok po kroku będziemy grać coraz lepiej – twierdzi Peszko.

Wielkim rozczarowaniem zakończyły się natomiast ostatnie starcia z Cuprum Lubin i ONICO Warszawa. Gracze MKS-u przystępowali do nich po efektownym i jak na razie jedynym triumfie w sezonie – z Asseco Resovią. Wygrali z nią po raz pierwszy w historii. Wydawało się, że złapali odpowiedni rytm i odbili się od dna. – Nie możemy zwieszać głów. To byłoby najgorsze, co może nas spotkać. Myślimy tylko o kolejnych meczach, nie rozpamiętujemy tego co się stało – zapewnił Artur Ratajczak, kapitan MKS-u.

Bez optymalnego ustawienia

Dodajmy, że będzinianie w ostatnich meczach nie wystąpili w optymalnym zestawieniu. Zabrakło kontuzjowanego Bartłomieja Grzechnika. Przeciwko Cuprum nie zagrał też zmagający się z urazem Jake Langlois. Reprezentant Stanów Zjednoczonych na początku sezonu nie prezentuje jednak najwyższej formy. Spodziewano się po nim znacznie więcej.

Warunki fizyczne jak na przyjmującego ma imponujące. Mierzy aż 208 cm. W ataku powinien być więc nie do powstrzymania. Tymczasem przeciwko ONICO zdobył zaledwie 5 punktów. W odbiorze serwisu też się nie popisał. Perfekcyjnie przyjmował na poziomie 13 procent.

Nie zawodzi natomiast drugi z liderów, Lincoln Williams. Australijski atakujący godnie zastąpił Rafaela Araujo. Wystąpił we wszystkich siedmiu meczach, zdobywając w sumie 122 punkty, co daje średnią na poziomie 17,4 pkt. Williams zajmuje także 3. miejsce w klasyfikacji najlepszych atakujących PlusLigi (103 pkt) oraz 9. w rankingu najlepszych zagrywających (9 asów).

Na zdjęciu: MKS Będzin ma z niego pociechę. Lincoln Williams to jak na razie najbardziej pewny punkt w zespole.