MKS Będzin. Sieć rzucona na Belga

Stijn D’Hulst ma ofertę z zagłębiowskiego klubu. Na rozegraniu miałby zastąpić Grzegorza Pająka.

D’Hulst w poprzednim sezonie był zawodnikiem włoskiej ekipy Cucine Lube Civitanova i był kolegą klubowym Mateusza Bieńka. Rzadko jednak miał okazję występować, bo o miejsce w pierwszej szóstce rywalizował z Bruno Rezende. A Brazylijczyk to jeden z najlepszych rozgrywających świata.

W przyszłym rozgrywkach wprawdzie wraca do ojczyzny – grać będzie w Funvic Taubate, ale 29-letni Belg wciąż miałby marne szanse na regularne występy. Włoski klub pozyskał bowiem doświadczonego Argentyńczyka, Luciano De Cecco.

Nie chce być rezerwowym

Nic więc dziwnego, że D’Hulstowi znudziła się rola rezerwowego i szuka nowego pracodawcy. – Chcę wrócić do roli pierwszego rozgrywającego. To zupełnie coś innego, niż siedzenie na ławce rezerwowych. Mogłem to poczuć w styczniu, gdy byłem podstawowym zawodnikiem reprezentacji Belgii w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich – przyznał D’Hulst w portalu „De Krant van West-Vlaanderen”.

Belgijski rozgrywający jest „gorącym towarem” na rynku transferowym. Siatkarz zdradził, że jednym z klubów, który złożył mu propozycję, jest MKS. – Klub z Będzina przedstawił mi konkretną i atrakcyjną propozycję, która do mnie przemawia – przyznał.

Najpilniejsze zadanie

Znalezienie nowego rozgrywającego to najpilniejsze zadanie stojące przed działaczami zespołu z Zagłębia Dąbrowskiego. Praktycznie przesądzone jest bowiem odejście Grzegorza Pająka. Siatkarz przyszedł do MKS-u w trakcie sezonu z Dynama Moskwa i znakomicie wprowadził się do zespołu. W pełni potrafił wykorzystać w ataku walory Rafała Faryny czy Rafała Sobańskiego.

Jakub Bednaruk, trener będzińskiej ekipy, oraz działacze bardzo chcieli go zatrzymać, widząc w nim lidera ekipy. Pająk jednak zdecydował się kontynuować karierę w pierwszoligowej, ale mającej ambicję gry w PlusLidze Politechnice Lublin.

Są konkurenci

MKS ma sporo konkurentów do zatrudnienia D’Hulsta. Mocno zabiega też o niego Knack Roeselare, którego bronił barw przez wiele lat. – To byłoby wyzwanie. Jestem przekonany, że mógłbym wznieść tę drużynę na wyższy poziom. Sprawa powrotu nie jest jednak taka prosta. Oczywiście, Knack to fantastyczny klub, dobrze zbudowany. Wiem o nim wszystko i znam w nim wszystkich. Ale ze sportowego punktu widzenia chyba stać mnie na więcej.

Czytaj jeszcze: Trzy scenariusze na czas pandemii

Wciąż jestem młody i otwarty na zagraniczną przygodę. Czasami myślę, że na powrót jest jeszcze za wcześnie, bo pewnie niebawem znów byłbym chciał wyjechać za granicę. W Roeselare byłbym jednak blisko domu i rodziny – rozpatrywał za i przeciw oferty Knack.

Pozostanie we Włoszech też nie jest wykluczone. Cucine Lube bowiem wcale nie chce się pozbywać D’Hulsta. Wręcz przeciwnie, chcą mnie zatrzymać. Decyzja leży po mojej stronie, muszę to przemyśleć. W najbliższych dniach będę miał więc sporo do myślenia. Nie wykluczam żadnej opcji – zaznaczył Belg.

Pusty samolot, puste lotniska

D’Hulst obecnie przebywa w rodzinnym Kotrijk. Do Belgii wrócił zaraz po anulowaniu sezonu Serie A, co nastąpiło 9 kwietnia. – Zaraz po tym szukałem lotu do Belgii. Szczęśliwie pojawił się lot z Rzymu do Zaventem. Wraz z Bruno Rezende wypożyczyliśmy samochód, aby dostać się na lotnisko. Mieliśmy certyfikat, który zezwalał nam na wspólną jazdę samochodem.

Przebieg lotu był wyjątkowy. Lotnisko w Rzymie było puste, leciałem wraz z dwoma pasażerami oraz siedmioma pracownikami i wylądowałem na opuszczonym lotnisku w Zaventem. Dotarłem do kraju bez żadnej kontroli. Nikt nie nakazał mi poddać się kwarantannie, nawet nie zmierzono mi temperatury. Byłem mocno zaskoczony takim lekceważącym podejściem

– przyznał siatkarz, który w Kotrijk ma zdecydowanie więcej swobody niż we Włoszech, gdzie poddany był kwarantannie, a spacerować mógł jedynie w odległości do 100 metrów od miejsca zamieszkania. – Regularnie spaceruję i jeżdżę na rowerze. To szalone, ilu ludzi spotyka się na ulicy. Jest duży kontrast w porównaniu z Włochami, gdzie nawet nie można było jeździć na rowerze.

Pomagam też mojej dziewczynie, która prowadzi własny biznes i mogę w końcu nacieszyć się swoim domem, który kupiłem półtora roku temu, ale dotąd prawie mnie w nim nie było – zdradził dziennikarzom.

Na zdjęciu: Stijn D’Hulst na brak ofert nie narzeka. Czy ta z Będzina go przekona?

Fot: Rafał Rusek/Pressfocus.pl