MKS Dąbrowa Górnicza. Powiew optymizmu

Dla dąbrowskiego klubu ten sezon jest bardzo trudny. Zaczęło się jeszcze przed jego rozpoczęciem. Z powodu zaległości finansowych wobec byłych zawodników MKS miał ogromne kłopoty z otrzymaniem licencji na grę w Energa Basket Lidze. Potem przyszły trzy kolejne porażki i wydawało się, że dąbrowianie o sukcesach mogą zapomnieć, że będą jedynie dostarczycielami punktów. Drużyna zdołała jednak wyjść z dołka. I gdy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, znów dały o sobie znać finanse. Pojawiły się kolejne zatory płatnicze, tym razem wobec sztabu szkoleniowego i obecnych zawodników. Z tego powodu z drużyny odszedł Trey Davis. To była ogromna strata – był liderem zespołu, na nim opierała się siła uderzeniowa MKS-u. – Mamy problemy. I w tych ciężkich chwilach musimy trzymać się razem – powtarzał na każdym kroku Jacek Winnicki, szkoleniowiec ekipy z Zagłębia Dąbrowskiego.

I dąbrowianie trzymają się dzielnie. Mimo wciąż powtarzających się kłopotów, w rozgrywkach radzą sobie nadspodziewanie dobrze. Poważnie mogą myśleć o awansie do play offu. W ostatnim spotkaniu ograli Polpharmę Starogard Gdański, rewanżując się jej za porażkę w pierwszej rundzie we własnej hali i była to ich 10. wygrana w sezonie. Z dorobkiem 28 punktów zajmują w tabeli wysokie 5. miejsce – w play offie wystąpi 8 czołowych drużyn. Nad 9. Kingiem Szczecin mają już 5 punktów przewagi, ale też i o dwa rozegrane spotkania więcej. Ich dorobek mógł być jeszcze lepszy. Przegrali jednak we własnej hali z Legią Warszawa i GTK Gliwice. Zwłaszcza ta druga porażka zabolała. – Zawiodły nas najprostsze, ale i najważniejsze elementy. Nie trafiliśmy 17 rzutów wolnych, rzuciliśmy 3 na 18 za trzy punkty, czyli trafialiśmy z bardzo słabą skutecznością – tłumaczył Winnicki.

Dąbrowianie do kolejnych meczów mogą jednak podchodzić z optymizmem. Przede wszystkim powiększyła się kadra. Do zdrowia wrócił Ben Richardson, udało się też znaleźć zastępcę Davisa. Z Polpharmą w szeregach MKS-u zadebiutował Aris De Leon. I był to bardzo udany debiut. 34-letni rozgrywający z Dominikany w 22 minuty rzucił 21 punktów. Pokazał, że z powodzeniem może wypełnić lukę po Amerykaninie. To nie tylko świetny strzelec – w 2016 roku ustanowił rekord ligi dominikańskiej, zdobywając 54 punkty – ale też kreator gry. W 2009 roku zgłosił się do draftu NBA, ale nie został wybrany. Wyjechał więc do Kanady. Grał w klubie Halifax Rainmen. Potem występował jeszcze na rodzinnej Dominikanie, w Portoryko i ostatnio w Australii.

Na zdjęciu: Ben Richardson po wyleczeniu urazu znów jest silnym punktem MKS-u.