MKS Dąbrowa Górnicza. Smutna prawda

Dla MKS-u starcia z czołowymi zespołami w kraju – Anwil to mistrz Polski, a Stelmet lider rozgrywek i kandydat do złota – miały być testem prawdy. Przystępował do nich po serii zwycięstw. Na rozkładzie miał m.in. bardzo mocne: Polski Cukier Toruń, BM Slam Stal Ostrów Wlkp. i Arkę Gdynia. Wydawało się zatem, że drużyna stworzona przez Jacka Winnickiego jest pewniakiem do gry w play offie. Prawda okazała się jednak inna. Tamte wyniki tylko zaciemniły nie najlepszy obraz dąbrowskiej koszykówki.

Anwil i Stelmet pokazały dąbrowianom miejsce w szeregu i sprowadziły ich na ziemię. Nie da się walczyć jak równy z równym z najlepszymi, nie dysponując odpowiednią kadrą. A tej w MKS-ie nie ma. Trener Jacek Winnicki ma bardzo ograniczone pole manewru. Rywale wiedzą, że Trey Davis to lider zespołu, świetnie rozgrywający i rzucający, więc go odcinają od podań i podwajają. Ze Stelmetem zdobył zaledwie osiem punktów, najmniej w sezonie.

Z Anwilem poszło mu lepiej, bo zakończył spotkanie z dorobkiem 17 „oczek”, ale przy marnej skuteczności. Trafił tylko 6 z 13 rzutów z gry, a do tego popełnił aż 7 strat. Na parkiecie być jednak musiał, bo nie miał go kto zastąpić. Jakub Kobel i Radosław Chorab, młodzi i zdolni, to melodia przyszłości. Nie mają jeszcze umiejętności, by przeciwstawić się Łukaszowi Koszarkowi czy Aaronowi Broussardowi.

MKS ma też ogromne kłopoty w strefie podkoszowej. W kadrze praktycznie nie ma klasycznego środkowego, co obnażył Adam Hrycaniuk. Środkowy Stelmetu pod koszem z łatwością „przestawiał” pilnujących go rywali.
Na wzmocnienia nie ma jednak co liczyć. Klub po „szaleństwach” z poprzednich lat musiał wprowadzić plan oszczędnościowy. Niewiele brakowało, a za zaległości wobec zawodników nie dostałby licencji na grę w ekstraklasie. Najgorszego udało się uniknąć, co nie znaczy, że rozwiązano problemy. Długi wciąż są. – Za naszą grę w meczach z Anwilem, jak i Stelmetem, mimo że walczyliśmy, powinniśmy przeprosić kibiców. Ale nie tylko zawodnicy i trenerzy. Nasza pozycja w tabeli nadal jest dobra, ale odpowiedzialność za to, co się dzieje, muszą wziąć wszyscy – powiedział Jacek Winnicki.

Do sytuacji w klubie odniósł się też Bartłomiej Wołoszyn, skrzydłowy MKS-u. – Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie barykady. Chcemy wygrywać, ale nie wychodzi. I nie z tego powodu, że sportowo jesteśmy słabi. Trzeba dołożyć cegiełkę z góry. I nawet o nią nie prosimy, ale jej wymagamy – podkreślił.

Na zdjęciu: Adam Hrycaniuk skutecznie wykorzystywał swoją przewagę fizyczną nad rywalami.