MKS Dąbrowa Górnicza. Wojownicy na parkiecie

Dąbrowianie zadziwiają koszykarską Polskę. Klub boryka się z problemami finansowymi, z klubu odchodzą kolejni zawodnicy – po Treyu Davisie z MKS-em pożegnał się kapitan drużyny, Bartłomiej Wołoszyn – a mimo to gracze z Zagłębia Dąbrowskiego są na najlepszej drodze, by awansować do play offu. Można odnieść wrażenie, że trudna sytuacja ich konsoliduje. Kadrę mają bardzo szczupłą. Po odejściu Wołoszyna trener Jacek Winnicki do grania ma zaledwie ośmiu graczy. Kadrę uzupełnia junior Radosław Chorab. – Nie jest łatwo. Ale jesteśmy wojownikami. Trener cały czas powtarza nam, że obojętnie co by się działo, jaki byłby wynik mamy iść do przodu – mówił Mateusz Zębski.

Specjaliści od wyjazdów

Co ciekawe dąbrowianie kapitalnie spisują się przede wszystkim w meczach wyjazdowych. Mają na koncie aż osiem zwycięstwa w roli gości! – Problemem jest motywacja. Jesteśmy bardziej zmotywowani na wyjazdach niż u siebie. I to jest problem, bo przecież chcemy wygrywać dla własnych kibiców. Koniecznie musimy to poprawić – przekonywał Szymon Łukasiak, środkowy dąbrowskiej drużyny.

– Gdybyśmy wygrali kilka spotkań przed własną publicznością, w których powinniśmy zwyciężyć, bylibyśmy dzisiaj w okolicach piątego miejsca, walcząc o czołową czwórkę. Ale spokojnie. Liga jest długa, przed nami jeszcze dużo grania i wiele trudnych meczów – dodał Jacek Winnicki, szkoleniowiec MKS-u.

Charakter i ciężka praca

W ostatniej kolejce dąbrowianie sprawili nie lada niespodziankę. Pokonali na wyjeździe – wcześniej sztuka ta udała się jedynie mistrzowi Polski Anwilowi Włocławek – Stal Ostrów Wlkp. A to bardzo „gorący” teren. Hala jest mała, kibice szczelnie wypełniają trybuny, siedzą blisko pola gry i bardzo żywiołowo reagują na wydarzenia na parkiecie. Do tego MKS musiał sobie radzić bez Bartłomieja Wołoszyna, który postanowił kontynuować karierę w mającej medalowe aspiracje Arce Gdynia. Po kilku minutach dąbrowianie przegrywali 8:27, a mimo to potrafili się podnieść.

– O sukcesie zdecydowały determinacja i zaangażowanie. Mieliśmy też dobry plan gry. Początek trochę nas zaskoczył. Paradoksalnie te minus 19 punktów mogło zaszkodzić gospodarzom. Ta przewaga mogła ich uśpić, a myśmy byli wtedy bardzo zdeterminowani. Zaczęliśmy lepiej bronić, poprawiliśmy grę ma desce i szybko wróciliśmy do gry. To było kluczowe. Przez trzy kwarty byliśmy lepszym zespołem i udało się wygrać – tłumaczył Winnicki. – Ale to zwycięstwo to nie tylko charakter, to efekt naszej pracy. Ciężko pracujemy na treningach. Nasza koszykówka nie jest skomplikowana, ale te rzeczy, które wykonujemy są podparte ciężką pracą – dodał trener MKS-u.

Gości chwalił też Wojciech Kamiński, szkoleniowiec zespołu z Ostrowa Wlkp. – Trzeba chylić czoła przed MKS-em, bo wrócił z dalekiej podróży – krótko ocenił.

Przyspieszone bicie serca

Spotkanie w Ostrowie było szczególne dla Zębskiego, który jest wychowankiem miejscowej Stali. – Przed meczem serce mocno biło. Jak podczas prezentacji kibice skandowali moje nazwisko i klaskali, to mnie aż ciarki przeszły. To było super uczucie. To dla mnie pierwsza taka sytuacja, bo po raz pierwszy grałem w Ostrowie w barwach innego zespołu – ekscytował się koszykarz, dla którego odejście Wołoszyna może być ogromną szansą na wywalczenie więcej minut na parkiecie. – Jest na ośmiu do grania i mam nadzieję, że teraz dostanę jeszcze więcej szans na pokazanie się. A i tak na to, co do tej pory gram nie mogę narzekać. MKS praktycznie wyciągnął mnie z I ligi i gram po około 15 minut w każdym spotkaniu – powiedział Zębski.

 

Na zdjęciu: Jacek Winnicki, choć ma mocno ograniczone pole manewrów, to jednak w MKS-ie potrafił wyczarować coś z niczego.