Młody „Mysza” goni ojca

Rok 2022 na długo zapisze się w pamięci piłkarza Cracovii, Jakuba Myszora.


Co prawda debiut w ekstraklasie Jakub Myszor zaliczył 16 maja 2021 roku, jako 18-latek meldując się na murawie podczas meczu Cracovia – Warta Poznań, ale tak naprawdę to mijający rok pozostanie w pamięci wychowanka GTS Bojszowy jako przełomowy. – Zaczął się od gola na 1:0, strzelonego w tradycyjnym meczu noworocznym – mówi młodzieżowiec Cracovii. – 1 stycznia zapisałem się w historii naszego klubu jako zdobywca pierwszej bramki w tym roku i muszę dodać, że trafienie było dosyć ładne, bo po wrzutce z rzutu rożnego nabiegłem na piłkę spadającą na 17. metrze i strzeliłem bez przyjmowania. Wpadło, a my mogliśmy z kolegami odegrać przygotowaną scenkę, bo też taka 1-styczniowa tradycja.

Najważniejsze jednak, że miesiąc później, w pierwszej kolejce rundy wiosennej, zaraz po wejściu na boisko strzeliłem kontaktowego gola w meczu z Lechem Poznań, a po moim zagraniu Filip Balaj w doliczonym czasie gry ustalił wynik na 3:3. Od tego momentu już grałem regularnie, a najbardziej utkwił mi w pamięci mecz 3. kolejki tego sezonu, bo wygraliśmy 3:0 z Legią, a taki wynik z takim rywalem ma swoje znaczenie. Cieszyłem się tym bardziej, że jako drużyna zagraliśmy bardzo dobrze, a mnie indywidualnie też to spotkanie wyszło, choć naprzeciwko siebie miałem Artura Jędrzejczyka. W ślad za występami w lidze przyszły powołania do reprezentacji młodzieżowej i cieszę się, że jestem w tej nowo budowanej drużynie przez Michała Probierza, którego bardzo dobrze znam z Cracovii. Atmosfera już w tym zespole jest, więc teraz już tylko trzeba się dotrzeć na boisku. W spotkaniu z Chorwacją, choć przegraliśmy 1:3, były już takie momenty, że możemy być dobrej myśli na przyszłość.

Piłkę ma genach

Mówiąc o piłkarskiej przyszłości urodzony 7 czerwca 2002 roku Jakub Myszor stawia sobie kilka celów. Jednym z nich jest pobicie ligowego rekordu ojca. Wojciech Myszor, znany z ekstraklasowych występów w Ruchu Radzionków i Odrze Wodzisław, ma na swoim koncie 146 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli o 105 więcej od syna, ale to Myszor junior jako pierwszy w rodzinie założył koszulkę z orzełkiem na piersiach. – Od samego początku tata był dla mnie wsparciem i motywacją w jednym – dodaje Jakub.

– Od najmłodszych lat, czyli od biegania za piłką w Bojszowach, poprzez przymiarki w MOSM-ie Tychy i Stadionie Śląskim, gdzie byłem 7 lat, zawsze był ze mną. Mogę powiedzieć, że piłkę miałem w genach, ale już sprawy taktyczne i sposób poruszania się po boisku zawdzięczam trenerom Andrzejowi Miłkowskiemu, Arkadiuszowi Miedzy i Tomaszowi Osowskiemu, który często wspomina mecz z Centralnej Ligi Juniorów, gdy w kwietniu 2018 roku graliśmy ze Stilonem w Gorzowie Wielkopolskim. Gdy trener zobaczył, że ustawiam piłkę 35 metrów przed bramką rywali, bo tam sędzia odgwizdał faul, nie zdążył krzyknąć „Mysza, nie”, a ja już uderzyłem i po chwili cieszyliśmy się z kolegami z efektownego gola. To byli trenerzy, którzy stawiali na mnie, choć warunkami fizycznymi nigdy nie imponowałem, a raczej znacznie pod tym względem ustępowałem kolegom z zespołu i rywalom.

Moim atutami były natomiast ambicja i waleczność. Nie bałem się pojedynków jeden na jeden, a charakter miałem i mam taki, że nigdy się nie poddawałem. Zawziętą walkę do końca mam we krwi. Kiedy więc pojawił się temat Cracovii i zadzwonił do mnie trener Probierz, to sam wiedziałem, że Kraków będzie dla mnie dobrym kierunkiem. Zacząłem w juniorach, a później był przeskok do III ligi, w której systematycznie strzelałem gole i wtedy pojawiła się szansa występów w ekstraklasie. Wszystko poszło zgodnie z planem – krok po kroku do przodu.

Marzenia o reprezentacji

Nic więc dziwnego, że Jakub Myszor z wielkimi nadziejami wkracza w 2023 rok, a wśród wigilijnych życzeń składanych przy łamaniu opłatkiem w rodzinnym gronie nie brakowało także piłkarskich wątków. – Moim marzeniem jest debiut w pierwszej reprezentacji – nie ukrywa wychowanek GTS Bojszowy. – Po drodze do tego celu nie zapominam też o klubowych celach, bo chcę z Cracovią wywalczyć jak najwyższe miejsce w tabeli, a przy okazji wypracować indywidualnie dobre liczby. Z tym, że osobiste zdobycze są na drugim planie, a najważniejszy jest zespół.

O tym, że takie myślenie i działanie sprawdza się w piłce świadczy miejsce Maroka w mistrzostwach świata w Katarze. Nikt przed turniejem nie stawiał na to, że drużyna z Afryki znajdzie się w najlepszej czwórce, ale trener Walid Regragui dobrze dobrał plan na grę do możliwości swoich zawodników, a oni ten plan zrealizowali. Najbardziej podobała mi się jednak gra Francji, w której Kylian Mbappe był moim ulubieńcem, a obok niego najwyżej cenię Neymara, którego gra od zawsze bardzo mi się podoba.

To są zawodnicy, których najbardziej lubię oglądać i powiem szczerze, że odpadnięcie Brazylii po rzutach karnych w ćwierćfinale z Chorwacją było dla mnie największą niespodzianką tego turnieju. Mimo to w każdym meczu i Mbappe i Neymar robili tyle fajnych akcji, że trudno było oczy oderwać. W dodatku Francuzi na każdej pozycji mieli znakomitych zawodników i co ich wyróżniało to fakt, że strzelali gole bez wysiłku. Wyglądało to tak jakby się bawili. Chciałbym tak się bawić grając w piłkę, ale to są na razie tylko marzenia, czas zejść na ziemię.

W środę zaczęliśmy przygotowania do rundy wiosennej, a na kolejne dni trener zaplanował badania i testy, od których przerywnikiem będzie tradycyjny mecz noworoczny. Wchodzimy w Nowy Rok z nadzieją, że będziemy grać lepiej. Trener Jacek Zieliński kiedy mówi o grze obronnej to pokazuje nam defensywę Interu Mediolan, bo to jest dla niego wzór, do którego mamy dążyć. Natomiast gdy bierzemy na tapetę ofensywę, to pokazuje nam Barcelonę z Andresem Iniestą i Xavim, bo to był dla niego wzorzec rozgrywania ataku.

Smak barszczu z uszkami

20-letni bojszowianin, po Świętach Bożego Narodzenia, na które sam ubierał choinkę, wrócił do Krakowa, gdzie mieszka 3,5 roku, żeby skupić się na przygotowaniach do rundy wiosennej. – W domu były tradycyjne dania z moim ulubionym barszczem z uszkami przygotowanymi przez mamę, której starałem się pomagać – twierdzi Jakub Myszor. – Ich smak to jednak historia, bo w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia musiałem jechać pod Wawelem, czyli też do siebie, bo w Krakowie też tak się czuję. Mam tu mieszkanie, w którym mieszkamy razem z Patrykiem Zauchą. To mój rówieśnik, który wcześniej niż ja zadebiutował w ekstraklasie, ale teraz musi mnie gonić. Nie ma jednak między nami rywalizacji, tylko dopinguję go, żeby z rezerw przebił się do kadry pierwszej drużyny. Razem też marzymy o tym, żeby się pokazać w światowej piłce.

Niedaleko padło jabłko od jabłoni – Jakub (z lewej) i Wojciech Myszorowie. Fot. Dorota Dusik

Życzymy sobie, żeby Cracovia była przystankiem na naszej piłkarskiej drodze i gra, w którejś z najlepszych lig Europy. Każda mi się podoba, ale najbardziej chciałbym zagrać w Premier League. Sadio Mane, który błyszczał w Liverpoolu też nie jest wielkoludem, więc to mi pokazuje, że centymetry nie są najważniejsze. Liczą się umiejętności. Mnie nigdy nie przeszkadzało, że jestem niższy, bo miałem więcej sprytu i techniki użytkowej, a ci którzy tego nie potrafili zauważyć i nie chcieli mnie w swojej drużynie, mogą teraz żałować. Ale teraz o tym nie myślę tylko skupiam się na zajęciach i czekam na na 1 stycznia. Tego dnia mamy tradycyjny mecz noworoczny więc sylwestrowa zabawa w gronie kolegów w Cracovii też będzie podporządkowana budowaniu wystrzałowej formy na pierwszy występ w 2023 roku – z przymrużeniem oka kończy Jakub Myszor.


Na zdjęciu: Jakub Myszor jest bardzo dynamicznym pomocnikiem.

Fot. Marta Badowska/PressFocus