Młodzi w ekstraklasie. Nie rozwój, a pieniądze

Nie dziwi pana, że Klimala, Buksa, a niedługo pewnie Niezgoda, odejdą do klubów za granicą zamiast zostać jeszcze w ekstraklasie?
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Każdy by chciał, żeby zostali. Ale polskie kluby żyją z transferów. Młodzi piłkarze są one ich zabezpieczeniem finansowym i wiedzą, że mogą mieć z nich profity.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

A nie zaskakuje pana kierunek tych transferów? Zamiast zostać w Europie wybierają MLS…
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Każdy by chciał grać w Realu Madryt czy Interze Mediolan… Nasi piłkarze po prostu dostają oferty adekwatne do ich umiejętności. Obecnie wielu z nich patrzy głównie na „mamonę”, w mniejszym stopniu na rozwój. Nie jest jednak powiedziane, że przez MLS czy – jak w przypadku Klimali przez Celtic – nie będą mogli się wybić i przejść do jednej z lepszych lig. Droga jest przed nimi otwarta i musimy się po prostu z tym pogodzić.

Ich poziom sportowy jest wystarczający, żeby już teraz wyjechać za granicę?
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Trudno mi się na ten temat wypowiedzieć. To nie są moje czasy, gdy były limity wiekowe, po przekroczeniu których można było opuścić ligę. Teraz, gdy człowiek gra dobrze przez rok lub półtora, od razu pojawiają się obserwatorzy. Wiedzą, że u nas mogą znaleźć perełkę za niewielkie pieniądze. Dla bogatszych klubów wydatek czterech milionów euro to niewielka suma. Dla nas jest to bardzo dużo pieniędzy, dla nich drobny wydatek.

A czasami wystarczy pół roku, jak w przypadku Klimali. Czy Celtic dokonał dobrego ruchu?
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Musi pan zapytać ludzi z Glasgow (śmiech). Trudno to teraz ocenić. Wybił się z polskiej ligi, zdobył w niej kilka bramek. On zapewne wie dokąd idzie. Na Wyspach gra się zupełnie inaczej niż u nas. To piłka bardzo siłowa. Zobaczymy, jak w niej się odnajdzie.

Czy na tych przenosinach zyskają coś w kontekście reprezentacji młodzieżowych czy też seniorskiej kadry? Czy może jednak selekcjonerzy będą stawiać na zawodników, których widują na co dzień w polskiej lidze?
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Dobrym przykładem jest Przemysław Frankowski, który na co dzień gra w Chicago Fire. Selekcjoner zdecydował się, aby go powołać. Przyjechał na kadrę, zdobył nawet bramkę. Oni wiedzą, że wyjeżdżając z Polski muszą nastawić się na pełne zawodowstwo. Aby zaistnieć, muszą ciężko pracować. Musi być o nich głośno, oczywiście tylko w sferze sportowej. Wtedy na pewno selekcjoner i o nich nie zapomni.

Miałby pan dla tych piłkarzy jakieś rady?
Jarosław ARASZKIEWICZ: – Oni mają swoich menedżerów i doradców wywodzących się z rodzin. Nasze – byłych piłkarzy – rady są w tej hierarchii na końcu.

 

Na zdjęciu: Przemysław Frankowski (z lewej) nieźle sobie radzi w zespole Chicago Fire.

 


Czytaj jeszcze:

Ucieczka przed przeciętnością ekstraklasy