Mocno „górali” biją

Podbeskidzie tylko na chwilę przestało tracić bramki. W dwóch ostatnich meczach znów mnożyły się indywidualne błędy.


Tuż przed październikową przerwą na potrzeby reprezentacji zespół spod Klimczoka pokonał 1:0 ekipę Stali Mielec. Było to pierwsze zwycięstwo „górali” po powrocie do ekstraklasy, a także pierwszy mecz, w którym zespół Krzysztofa Bredego zachował czyste konto w tym sezonie. Warto przypomnieć, że właśnie w tamtym spotkaniu opiekun bielszczan zdecydował się na zmianę w bramce i Martina Polaczka zastępował Rafał Leszczyński. Również w tamtym spotkaniu Podbeskidzie, jedyny raz w tym sezonie, wystąpili w obronie z Filipem Modelskim, Dmytro Baszłajem, Kornelem Osyrą i Kacprem Gachem. W kolejnych spotkania beniaminek nie mógł już zastosować takiego ustawienia, bo kontuzji stawu skokowego – wykluczającej go z gry do końca roku – doznał Osyra.

W kolejnych dwóch meczach zastępował go Aleksander Komor, który miał bardzo dobrą końcówkę poprzedniego sezonu. Ale to było w I lidze. W meczu z Wartą Poznań, przegranym 1:2, zawodnik ten nie popisał się przy zwycięskim golu dla zespołu Piotra Tworka. A spotkanie z zeszłej soboty było już w wykonaniu 26-letniego stopera zupełnie nieudane. Najpierw za krótko wybił piłkę, a Chuca zrobił z niej właściwy użytek i przy „pomocy” niepewnie interweniującego Rafała Leszczyńskiego zdobył gola. Później Komor wyciął biegnącego na bramkę Felico Brown Forbesa, obejrzał czerwoną kartkę, i nie zagra w najbliższym spotkaniu ligowym. Trener Brede znów zatem będzie musiał szukać optymalnego ustawienia w obronie, co – poza meczem ze Stalą – niezbyt mu w tym sezonie wychodzi. Podbeskidzie jest zdecydowanie najsłabiej broniącą drużyną w ekstraklasie i śmiało można stwierdzić, że rywalem mocno „górali” biją. 21 straconych bramek w 8 meczach, to wynik zatrważający. Niby wspomniana już drużyna z Mielca straciła tylko o dwa gole mniej od bielskiej drużyny, ale przypomnijmy, że aż sześć z nich w jednym spotkaniu.

Jak ma się to „osiągnięcie” Podbeskidzie w stosunku do tego, co działo się w poprzednim sezonie? Po ośmiu rozegranych kolejkach, czyli na tym samym etapie zmagań, najgorzej broniącą drużyną ekstraklasy był ŁKS Łódź, który stracił 14 goli. Czyli aż o jedną trzecią mniej od Podbeskidzia. Drużyna, która podobnie, jak teraz „górale”, była beniaminkiem rozgrywek, spadła następnie z ekstraklasy z dość dużym hukiem. Najwyższy poziom rozgrywkowy opuściły wówczas również Arka Gdynia i Korona Kielce. Oba jednak zespoły, po ośmiu kolejkach, miały na swoim koncie straconych, odpowiednio, 13 i 11 goli, czyli również zdecydowanie mniej od Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Wisła Kraków przełamała złą serię

Nie ma wątpliwości, że ostatniego meczu z Wisłą Kraków zespół spod Klimczoka wcale nie musiał przegrać.

– Nie byliśmy zespołem słabszym, ale mnie skutecznym i takim, który popełnił proste błędy. I to najbardziej boli – kręcił głową Krzysztof Brede.

– Wiadomo, że te proste błędy jest najtrudniej wyeliminować, bo elementy treningowe, jeśli chodzi o organizację gry, przesuwanie się, są bardzo dobrze realizowane przez mój zespół. Jak trenujemy, tak gramy, ale pozostają te indywidualne błędy. Rozmawiamy o tym, pokazujemy co należy zrobić, ale w decydującym momencie popełniamy je i tracimy przez to bramki. Ekstraklasa nam nie wybacza. Na pewno tylko praca i cierpliwość i wyciąganie wniosków może przynieść poprawę – z tych słów szkoleniowca Podbeskidzia wynika, że problem, z którym w najbliższym czasie musi się uporać, tkwi w personaliach.

Na zdjęciu: Boleśnie przekonują się „górale” czym jest ekstraklasa. W 8 meczach stracili już 21 goli.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus