Mój centrostrzał. Dwupak, czyli sezon do uratowania

 

Spadków i awansów nie rozpatrywali, bo Polska Hokej Liga została wcześniej… zamknięta, a zespołów kobiecych mamy akurat na jedną ligę. Potem poszło lawinowo, jednak niekoniecznie tak samo.

Rozgrywki przerwali siatkarze i siatkarki, koszykarze i koszykarki oraz piłkarze ręczni i takież piłkarki, a choć może kolejność ich decyzji nie została tu zachowana, to w odróżnieniu od hokeja dano sobie jeszcze czas na rozwiązania ostateczne.

Ponieważ jednak sytuacja w kraju (i na świecie) – delikatnie rzecz ujmując – nie poprawiała się, w naszym volleyballu, baskecie i handballu też już jest po sezonach, medalach i podsumowaniach, z pewnym wyjątkiem męskiej siatkówki, gdzie rozgrywki zakończono, ale tytułów nie przyznano, zatwierdzając jedynie kolejność w tabeli i sankcjonując najlepszy na tym etapie zespół jako zwycięzcę ligi, nie uznając go za mistrza kraju.

Wobec niemożności kontynuowania tych rozgrywek, z ostatecznymi decyzjami nikt nie polemizował, ale mało kto był… zadowolony – może tylko ci uratowani od degradacji, bo nawet mistrzowie twierdzili, że woleliby wygrywać na taflach i parkietach, przy kompletach publiczności.

Wyłom w tych wydawałoby się nieuchronnych działaniach zrobiła rodzima ligowa piłka nożna, gdzie sezon jeszcze… trwa i nic nie zostało przesądzone. Rozgrywki wszystkich szczebli zostały oczywiście przerwane, ale jakby z ociąganiem, bo gdy epidemia była jeszcze tylko swoją własną groźbą, padło hasło grać, nawet przy pustych trybunach.

Podstawa takiego rozwiązania była jednak na tyle krucha, że weto Górnika Zabrze dla wyjazdu do Łodzi całą tę układankę rozwaliło. Puzzle jednak mają to do siebie, że choćby najbardziej pomieszane, aż kuszą, by je od nowa składać i z chaosu wydobyć cieszący oko harmonijny wytwór.

Ktoś kiedyś zauważył, że przyjemne może być nawet uczucie… głodu, jeśli siada się do suto zastawionego stołu! Futbolowy stół na świecie od dłuższego czasu był imponujący, a z zachowaniem wszelkich proporcji rodzimy również i dlatego dobrze się stało, że spółki zarządzające szczeblami centralnymi oraz Polski Związek Piłki Nożnej na stopniach niższych nie wyrychlili się z zatrzaśnięciem drzwi za niedokończonym sezonem. Bo w naprawdę trudnych czasach przynajmniej to dodatkowo nie burzy klubowego spokoju, jak na pewno stałoby się po „zielonostolikowych” rozwiązaniach!

Obecna sytuacja w Chinach – które, nie bójmy się tych słów, pandemią świat obdarzyły – rodzi przecież nadzieję, że trudną walkę z wirusem da się wygrać i wrócić do normalności. I choć świat już nie będzie ten sam, to patrząc tylko na swoje podwórko sezon da się dokończyć!

Przesunięcie Euro na przyszły rok pozwoli działać bez pośpiechu. Powrót piłki na boiska trzeba wyznaczyć dopiero na tę chwilę, kiedy znów będzie można się gromadzić, bo granie dla pustych trybun naprawdę nie ma sensu.

Raczej więc nie będzie to maj, czerwiec, a może dopiero wrzesień. W dogrywany sezon trzeba wejść w momencie jego przerwania, czyli na przykład dla ekstraklasy w 27. kolejce, a potem spokojnie, bez śród, a za to z przerwami reprezentacyjnymi (jeśli jeszcze będą) dla wszystkich lig, grać dopóki pogoda nie tyle pozwoli, co zachęcać będzie do przyjścia na stadiony.

Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę kasandryczny scenariusz nawrotu wirusa w drugiej połowie roku, który może znów na jakiś czas granie przerwać. Nie bocząc się niepotrzebnie na kolejny przestój, resztę grania przenosimy na wiosnę i bez nerwów do Euro na pewno sezon dokończymy. W ten sposób jeden sezon zrobimy w dwa lata, ale nikt nie będzie mógł szemrać, że rozstrzygnięcia padły za plecami, a nie – jak Pan Bóg przykazał – na boiskach!

Co przy takim scenariuszu tracimy? Niewiele. Odpuszczamy sobie europejskie puchary, bo raz, że wobec identycznej sytuacji w wielu krajach, nowej edycji Ligi Mistrzów i Europy może po prostu nie być, a dwa – nie oszukujmy się – uczestnictwo naszych klubów w międzynarodowych rozgrywkach to trauma, którą choć raz mielibyśmy szanse oddalić.

Kluby mogą też zapytać – skąd brać pieniądze, by przez dwa lata płacić piłkarzom za jeden sezon? Odpowiedź jednak jest prosta – gdyby ten sezon zakończył się normalnie, to tak samo trzeba by szukać środków na następny, więc globalna kwota za dwa sezony byłaby podobna do tej za sezon „podwójny”, a może ta ostatnia będzie niższa, gdyż wobec niechybnie nadciągającego powirusowego kryzysu gospodarczego wielu piłkarzy zeszłoby z ceny, byle tylko zostało im na życie.

Stara prawda mówi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc właśnie dobrze, że polski futbol dał sobie więcej niż inne rodzime federacje czasu na przemyślenia. A mądrzy ludzie już powiadają, że kryzys to najlepsze lekarstwo na mocarstwowe zapędy, nierealne pomysły i nieracjonalne działania. Oby to się potwierdziło…