Mokrzki: Na Niemca atak spod pachy

Tomasz MUCHA: Gratulacje! No i doczekał się pan powołania do pierwszej reprezentacji w wieku 27 lat. Jest trema?

Kamil MOKRZKI: – Na zgrupowanie do Gdańska, a potem na mecz z Niemcami w Rostoku jadę na fantazji. Bardzo się ucieszyłem z tego powołania. Dotąd kilka razy grałem w turniejach międzynarodowych z kadrą B. Młody już nie jestem, to fakt, ale stary też jeszcze nie, w takim optymalnym wieku myślę dla sportowca. W sumie najwyższy czas. Szkoda tylko, że nie jestem w pełni zdrowy…

No właśnie, szansę dostanie pan w momencie, w którym trapią pana kontuzje. Forma była wcześniej?

Kamil MOKRZKI: – Najlepsza chyba wiosną, pod koniec poprzedniego sezonu, gdy graliśmy w półfinale superligi i Pucharu Polski, wygrywaliśmy z Górnikiem, Azotami, Orlen Wisłą. W tym sezonie jest w kratkę. Najpierw naciągnąłem ścięgno Achillesa, z tego powodu nie mogłem zagrać choćby z Gorenje Velenje w Pucharze EHF. A jak wróciłem, to zaczęło boleć mnie kolano, znowu nie grałem ostatnio, ściągałem nadmiar płynów… Ale nie ma co narzekać. Mam nadzieję, że jak po świętach zagramy z kadrą turniej przed własną publicznością w Opolu (28-29.09. z Czechami, Rumunią i Japonią – przyp. red.), będę już w pełnej dyspozycji.

Kontuzje rozgrywających to zresztą prawdziwa zmora, która dopadła kadrę Piotra Przybeckiego przed meczem z Niemcami…

Kamil MOKRZKI: – To prawda, gdyby nie uraz palca i operacja, w Rostoku wystąpiłby też na pewno mój kolega klubowy Antek Łangowski. Ale przerwa w rozgrywkach ligowych była najlepszą okazją, by się wreszcie wyleczył.

Analizował już pan przeciwników po niemieckiej stronie?

Kamil MOKRZKI: – Na pewno w obronie będą wyżsi ode mnie. Czasem oglądam mecze w Lidze Mistrzów i niby można się na przygotować na ścianę, ale w telewizji wygląda to jednak zupełnie inaczej niż gdy się wyjdzie na boisko i stanie naprzeciwko takiego rywala.

No właśnie – mierzy pan 182 centymetry, to nie jest imponujący rozmiar jak na rozgrywającego. Przydałoby się parę więcej?

Kamil MOKRZKI: – Z taką piątkę zawsze bozia mogła dorzucić, ale nie ma co się użalać. Trzeba szukać innych sposobów, na przykład atakować pod pachą rywala, cha, cha!

Ktoś, kto zna pana tylko prywatnie jako oazę łagodności, nie pozna pana na boisku, gdy ujawnia pan naturę wojownika…

Kamil MOKRZKI: – Jak się cały tydzień siedzi cicho, to w sobotę trzeba się wyszaleć, a co! (śmiech).

To co jednak uchodzi na krajowym podwórku, nie przejdzie w meczu międzypaństwowym – będzie pan musiał powściągnąć emocje i długi język…

Kamil MOKRZKI: – Zdaję sobie z tego sprawę. Z sędziami w Polsce dobrze się znamy, wiem, na ile mogę sobie pozwolić. Poza tym na boisku grają emocje, a ja jestem człowiekiem nie maszyną, tak samo zresztą jak arbitrzy. Muszę czasem dodać coś od siebie, wskazać sytuację, zasugerować. Wiem jednak, że w środę takie rzeczy nie będą tolerowane i mogą skończyć się osłabieniem reprezentacji. Będę się pilnował.

 

Na zdjęciu: Niezwykle spokojny poza boiskiem Kamil Mokrzki na parkiecie to prawdziwy wojownik.