Bundesliga. To nie kryzys. Monachium już płonie

Kursy bukmacherskie na zwycięstwo Borussii Moenchengladbach były zaskakująco wysokie. Co prawda mecz odbywał się w Monachium, lecz problemy Bayernu były wszystkim doskonale znane. Kovac tracący szatnie, brak pomysłu na grę, wąska kadra, kontuzje, brak formy. W dodatku ekipa „Źrebaków” to zespół potrafiący radzić sobie z Bawarczykami bardzo dobrze, mający na ławce trenera Dietera Heckinga, który parę lat temu, jeszcze w Wolfsburgu, nieraz utarł nosa monachijczykom.

Nokaut po kwadransie

Od samego początku widać było, że Bayern chce zakończyć passę trzech meczów bez wygranej – 1:1 z Augsburgiem, 0:2 z Herthą, 1:1 z Ajaxem. Monachijczycy rzucili się na Gladbach jak szaleni, co poskutkowało tym, że… pierwszy strzał Borussii wpadł do bramki strzeżonej przez Manuela Neuera. Wchodzący przebojem do niemieckiej piłki Alassane Plea popisał się precyzyjnym strzałem sprzed pola karnego. Bawarczycy jeszcze dobrze się nie otrząsnęli, a już drugi raz musieli rozpoczynać od środka. Tym razem bramkę zdobył debiutujący w tym sezonie Bundesligi kapitan „Źrebaków” Lars Stindl, który najpierw „nawinął” Matsa Hummelsa jak dziecko, a potem kropnął nie do obrony. Goście prowadzili 2:0, a była to dopiero 16. minuta gry!

Jak domek z kart

Borussia nabrała takiej pewności, że monachijczycy nie byli jej w stanie zagrozić. Ale dobra obrona to jedno, bo zupełnie inną sprawą jest ofensywna niemoc Bayernu. Podopieczni Niko Kovaca, jakby na potwierdzenie stawianych mu zarzutów, nie potrafili wymyślić w tym meczu nic ponad dalekie podania i dośrodkowania bez celu. Trochę jak w polskiej ekstraklasie. Po dwóch szybkich ciosach monachijczycy posypali się jak domek z kart i, w co aż trudno uwierzyć, nie stworzyli sobie w tym spotkaniu ani jednej prawdziwie dogodnej sytuacji do zdobycia gola! Do bramki trafił co prawda Robert Lewandowski, lecz był na minimalnym spalonym.

W samej końcówce gospodarzy dobił jeszcze Patrick Herrmann, który w polu karnym miał mnóstwo miejsca i czasu na przyjęcie piłki, dobitnie udowadniając, że w Bayernie dzieje się bardzo źle. Jakby tego było mało z kontuzją musiał zejść David Alaba, przez co monachijczycy zostali obecnie z jednym zdrowym bocznym obrońcą w kadrze. Teraz czas na przerwę reprezentacyjną i kto wie, co stanie się w Bawarii w ciągu najbliższych dwóch tygodni?

Nowy król napastników

Na dołek Bayernu nie mają zamiaru narzekać w innych klubach, które wyprzedziły giganta w tabeli. Szczególnie radośni mogą być kibice dortmundzcy, kibice lidera, ponieważ ich Borussia pokonała w dramatycznych okolicznościach Augsburg, dzięki czemu zwiększyła przewagę nad Bawarczykami do 4 punktów. BVB przegrywała do przerwy 0:1, ale potem trener Lucien Favre wpuścił z ławki potwora – Paco Alcacera, który w pojedynkę zmiótł drużynę z… Bawarii, bo tam przecież leży Augsburg. Hiszpan skompletował hat-tricka, a ostatniego gola, na 4:3, zdobył w ostatniej minucie spotkania, popisując się kapitalnym strzałem z rzutu wolnego. Dzięki temu były zawodnik Barcelony uplasował się na czele klasyfikacji strzelców Bundesligi, mimo że do tej pory ani razu nie wyszedł jeszcze w pierwszym składzie!

Gol polskiego bramkarza!

Do niecodziennej sytuacji z polski akcentem doszło natomiast w 2. Bundeslidze. Nieśmiały kandydat do awansu, Union Berlin, przegrywał na własnym terenie z Heidenheim 0:1. Ostatecznie jednak zremisował to spotkanie, dzięki… bramkarzowi Rafałowi Gikiewiczowi, który w 94. minucie głową zdobył wyrównującą bramkę! Co więcej jego trafienie spowodowało, że berlińczycy skończyli bieżącą kolejką na pozycji wicelidera. Statystyk Polakowi może pozazdrościć niejeden piłkarz z pola, ponieważ 30-latek ma już na koncie 8 ligowych meczów, gola oraz asystę!

Piotr Tubacki