Mowlik: Nie wierzymy we własne talenty

W ostatniej kolejce ekstraklasy padły 23 gole, z czego tylko cztery zdobyli polscy piłkarze. Jak podoba się panu taki rozkład zdobywców bramek?
Piotr MOWLIK: – To jest, niestety, zatrważające. Statystyki strzeleckie na pewno biją po oczach i uświadamiają nam to, jak mało Polaków w naszej lidze potrafi grać na wysokim poziomie. Samym problemem nie jest jednak skuteczność polskich piłkarzy, a raczej jej brak na przykładzie ostatniej kolejki. Ale fakt, że w wielu klubach ponad połowę wyjściowej jedenastki stanowią obcokrajowcy. Nie wierzymy we własne talenty. Które są i powinniśmy w nie bardziej inwestować. Wiadomo jednak, że swojego zawodnika trzeba wyszkolić i to trwa kilka lat. A działacze, jak również trenerzy, wolą mieć gotowy towar.

Wśród 18 najskuteczniejszych strzelców ekstraklasy, czyli piłkarzy, którzy zdobyli minimum 5 goli, znajduje się tylko 7 Polaków.
Piotr MOWLIK: – Tak naprawdę skuteczny i regularny z naszych jest tylko Marcin Robak. Reszta dobrych strzelców gra w… ligach zagranicznych. Jeżeli chodzi o obcokrajowców w naszej lidze, to na pewno znajdą się wśród nich nieźli snajperzy, ogółem dobrzy piłkarze. Ale to mniejszość. Angaż większości polega zdecydowanie na tym, że menedżerowie zarabiają całkiem niezłe pieniądze. Polskich piłkarzy tymczasem woli się sprzedawać, jak tylko pokażą chociaż trochę lepszych umiejętności.

Ostatni weekend był bardzo udany dla polskich piłkarzy na obcych boiskach. Czyli chyba jest się z czego cieszyć, skoro nasi strzelają w innych, mocniejszych ligach?
Piotr MOWLIK: – Cieszy kiedy są takie weekendy, bo dobrze się słucha, jeżeli polscy piłkarze zdobywają gole i błyszczą w obcych ligach. Niemal jednocześnie czyta się jednak, że jakaś część – czasami spora – Polaków za granicą spędza mecze na ławkach rezerwowych, albo nawet na trybunach. Na tym właśnie cierpi ekstraklasa. Gdyby tamtych z rezerw przenieść do polskiej ligi, to może mniej byłoby takich sytuacji, że mamy do czynienia z meczem dwóch polskich klubów, a Polaków na boisku można policzyć na palcach jednej ręki.

Niedawno PZPN zniósł limit graczy spoza Unii Europejskiej, ale wprowadził obowiązek gry w ekstraklasie młodzieżowca. Nie ma pan wrażenia, że związek poszedł na układ z klubami na zasadzie „coś za coś”?
Piotr MOWLIK: – Wprowadzenie obowiązku gry młodzieżowca w ekstraklasie pochwalam, chociaż chciałbym, aby nie doszło do takiej sytuacji, jaką często można zaobserwować w niższych ligach, kiedy jakiś „talencik”… rządzi w klubie. Bo jest jeden i musi grać. Układu, o którym pan mówi, zdecydowanie można się dopatrywać.

Decyzja o zniesieniu limitu może spowodować jeszcze większy napływ piłkarzy z Afryki czy też innych części świata. To dobre rozwiązanie dla ekstraklasy?
Piotr MOWLIK: – Będzie jeden młodzieżowiec i… dziesięciu obcokrajowców, a to dobre na pewno nie będzie. Oby nie doszło do takiej sytuacji, na jakiej przewiozła się przed laty Pogoń Szczecin, która ściągnęła kilkunastu Brazylijczyków. Przywieziono ich, ale nie wiedziano zbyt wiele o ich umiejętnościach. Finalnie klub upadł i musiał zaczynać wszystko niemal od zera. Rynki afrykański, czy południowoamerykański nie są przecież nieskończone. Jeżeli piłkarz z Afryki, dajmy na to, prezentuje już jakiś poziom, to prędzej wybierze grę we Francji, Hiszpanii, Anglii, aniżeli w Polsce. Tam lepiej zarobią, a przede wszystkim na to się patrzy we współczesnym futbolu. Do nas trafią ci, którzy na silniejsze ligi będą za słabi i to nie może mieć korzystnego wpływu na wzrost poziomu naszych rozgrywek.

To jednak wcale nie musi być aż tak złe, bo wtedy rodzimi piłkarze powinni „zejść z ceny”. Wiele mówi się o tym, że polscy piłkarze zarabiają zbyt wiele, a menedżerowie dyktują zbyt wysokie warunki.
Piotr MOWLIK: – W tym względzie zniesienie limitu rzeczywiście może podziałać pozytywnie. Za często jest tak, że polski piłkarz, który coś już w lidze osiągnął, a jest zbyt słaby, aby zaistnieć za granica, zarabia po prostu zbyt dużo. To również psuje naszą ligę.