Może trzeba było grać asekuracyjnie?

Dariusz LEŚNIKOWSKI: Wciąż nie ma oficjalnej informacji, kto poprowadzi GKS w najbliższym meczu ze Stomilem. Pan już wie?

Tadeusz BARTNIK: – Jesteśmy po spotkaniu z członkami rady nadzorczej spółki, czekamy na akceptację jednego z przedstawionych przez nas wariantów.

Prezes Marcin Janicki na łamach „Dziennika Zachodniego” zapowiedział, że Jakub Dziółka poprowadzi drużynę w meczu ze Stomilem, a potem obejmie ją nowy szkoleniowiec, ale…. cały proces może zostać przyspieszony. O takich wariantach mówimy?

Tadeusz BARTNIK: – Owszem, oba są możliwe. Jak i ten, że trener Dziółka pracować będzie do końca rundy.

Ilu kandydatur rozważaliście?

Tadeusz BARTNIK: – Nie powiem. Z osób dostępnych na rynku została wyselekcjonowana grupa kandydatów. Teraz jest czas wyboru i akceptacji przez zarząd któregoś z nich.

Mówi pan „zarząd”. Ale zarząd jest jednoosobowy – prezes Marcin Janicki. A więc i decyzja będzie jednoosobowa?

Tadeusz BARTNIK: – W jaki sposób konsultuje swe decyzje i od kogo otrzymuje przyzwolenie na ruchy kadrowe – tego nie wiem.

To jeszcze jedno doprecyzowanie: „dostaliśmy”, „dopasowaliśmy” – mówi pan. „My”, czyli kto?

Tadeusz BARTNIK: – Pion sportowy, czyli ja i Dawid Dubas.

OK, mamy jasność co do procesu decyzyjnego. Latem prezentował pan przyjętą koncepcję budowy drużyny: grupa doświadczonych graczy, sporo młodzieży i piłkarzy z niższych lig; ograniczenie kadry do 20 zawodników plus 3 bramkarzy. Trzymacie się tego planu?

Tadeusz BARTNIK: – Mamy w tej chwili 22 zawodników z pola plus bramkarze. Postępowaliśmy w myśl przyjętych założeń, ale rozegranie 21 kolejek tej jesieni kadrą 20-osobową okazało się niemożliwe – choćby ze względu na kontuzje.

Nie zmienia to faktu, że zakładał pan co najwyżej jedną-dwie „okazje transferowe” na koniec okienka. A pojawili się Woźniak, Wawrzyniak, Puchacz, Śpiączka….

Tadeusz BARTNIK: -… i wszystkie te „okazje” w strategię się wpasowały. O Puchaczu i Śpiączce myśleliśmy dużo wcześniej; ten drugi był od początku pracy u nas trenera Paszulewicza jedną z najważniejszych opcji na pozycję „dziewięć”. Ale byli dla nas wcześniej dla nas nieosiągalni, jako zawodnicy klubów ekstraklasowych. Udało się dopiero w określonych okolicznościach, w końcówce okienka.

Tak czy siak, te działania sprawiały już wrażenia ruchów cokolwiek nerwowych!

Tadeusz BARTNIK: – Za wrażenia nie mogę odpowiadać.

Wawrzyniak – jak sam przyznał – od maja biegał co najwyżej po parku. Ryzyko?

Tadeusz BARTNIK: – Rzeczywiście, angażowaliśmy wcześniej zawodników, którzy albo przepracowali cały okres przygotowawczy z jakimś zespołem, albo byli w grze przez cały poprzedni sezon. W przypadku Kuby – kładąc na jedną szalę jego aktualny stan fizyczny, a na drugą doświadczenie – uznaliśmy jednak, że warto je podjąć. Okres jego dojścia do zespołu miał wynosić 5-6 tygodni. Potrzebą chwili okazał się jednak jego występ już po 10 dniach. Bardzo dobry występ! W kolejnym doznał co prawda kontuzji, ale był to uraz mechaniczny, nie będący wynikiem złego przygotowania.

Walczył pan o trenera Paszulewicza, gdy ważyły się jego losy?

Tadeusz BARTNIK: – Walczyłem. Był ważnym elementem GKS-u.

To jak zapadła decyzja o rozstaniu?

Tadeusz BARTNIK: – Wspólnie. Mieliśmy już wcześniej wyznaczony pewien „moment graniczny”, którego istnienie trener przyjął.

Nadszedł właśnie po meczu z Odrą?

Tadeusz BARTNIK: – Tak. Po przekroczeniu go wszyscy czulibyśmy dyskomfort.

Czemu mu się nie udało?

Tadeusz BARTNIK: – Bo granica między sukcesem a porażką jest bardzo cienka. Gdybyśmy wykorzystali połowę okazji na strzelenia gola, bylibyśmy dziś w czołowej trójce. Ale ich nie wykorzystywaliśmy, więc pojawiły się wątpliwości, czy dalsza współpraca poskutkuje zmianą wyników. Uznaliśmy, że pewna formuła się wyczerpała, trzeba było podjąć jakieś działania.

Tak naprawdę działania trwały od początku sezonu. Trener z kolejki na kolejkę dokonywał roszad w jedenastce, czasem odsyłając na ławkę zawodników naprawdę nieźle się prezentujących: Daniela Rumina, Kacpra Tabisia. Może tu tkwił problem?

Tadeusz BARTNIK: – Rotacja rzeczywiście trwała od samego początku, dotykała bardzo różnych pozycji i piłkarzy. Najwięcej minut na boisku ma bodaj właśnie Rumin. Dobrze grał, owszem. Ale zawodnik mający na koncie tylko dwa gole – choć powinien ich mieć piętnaście – być może potrzebuje chwili oddechu i refleksji. Trener zawsze wystawiał skład najsilniejszy na dany moment, kierując się treningami i dyspozycją na nich drużyny.

Był pan w hierarchii klubowej przełożonym trenera. Może pan powiedzieć, gdzie popełnił błąd?

Tadeusz BARTNIK: – Nie odważyłbym się. Oceniać mogę siebie. Trener wiedział, czego chce, natomiast pewne elementy jego pracy powinny być w jej trakcie zmodyfikowane.

na przykład?

Tadeusz BARTNIK: – Niech to zostanie do wiedzy mojej i trenera. Powiem tylko, że być może zabrakło mu nieco elastyczności.

Oceniać mogę siebie”… Dziś – z bagażem doświadczeń ostatnich tygodni – zrobiłby pan latem coś inaczej?

Tadeusz BARTNIK: – Nie. Kilka naprawdę drobnych niezrealizowanych elementów legło u podstaw tego, że na razie się nam nie wiedzie.

Co pan do nich zalicza?

Tadeusz BARTNIK: – Uzyskanie szybkiej stabilności składu, uzyskanie charakteru przez zespół. Zbudowaliśmy skład dobry jakościowo, ogromnym wyzwaniem dla trenera było jednak dopasowanie sposobu gry do tych zawodników, których miał. I w tym zakresie chyba polegliśmy. Może od samego początku trzeba było grać dużo bardziej asekuracyjnie, tak jak w zeszłym sezonie? Wiedzieliśmy jednak, że ten skład potrafi zdominować przeciwnika, więc stawialiśmy na taki obraz meczu; z pewnym zachwianiem balansu między defensywą a ofensywą. W pierwszych kilku meczach tego sezonu mieliśmy tyle sytuacji, ile w całej poprzedniej rundzie. Ale o ich powodzeniu decyduje słowo „skuteczność”. A tej nie było ani w ataku, ani w obronie – przeciwnicy stosunkowo łatwo strzelali nam gole.

Jakie założenia słyszeli od pana kandydaci do pracy w GieKSie podczas rozmów?

Tadeusz BARTNIK: – Że muszą się – w dużej części – dopasować do zastanego w klubie sztabu szkoleniowego i wartości uzyskanych przez poprzedniego trenera. Wiele z nich było cennych: umiejętność funkcjonowania w systemie 1-4-1-4-1; gra pressingiem; przygotowanie motoryczne. Może tylko akcenty w codziennych zajęciach powinny być nieco inaczej rozłożone – myślę tu o większym nacisku na organizację gry, taktykę. Generalnie: następca Jacka Paszulewicza – pracując z zespołem zbudowanym w minionych miesiącach – ma przede wszystkim poprawić te elementy, które zawiodły. Zależy nam bowiem maksymalnej kontynuacji, spokoju i stabilizacji, pomimo zmiany na stanowisku pierwszego trenera.

***

A jednak Góralczyk?

Niewiele zagadek rozwiązał Tadeusz Bartnik w rozmowie zamieszczonej obok. Nie ma najważniejszej odpowiedzi: kto będzie następcą Jacka Paszulewicza (a faktycznie – Jakuba Dziółki). Upadł – jak się wydaje – pomysł szkoleniowca zagranicznego (Radoslav Latal, a także jeden z trenerów ze słowackiej ekstraklasy). Dyrektorskie słowa „Oczekujemy, że nowy trener w większym zakresie wykorzysta bazę i struktury AWF” zdają się wskazywać na – wielokrotnie już przywoływanego – Roberta Góralczyka, do niedawna asystenta Adama Nawałki. To on chyba znów wrócił na najwyższą pozycję na liście kandydatów.

 

Na zdjęciu: W zaklętym kręgu (katowickiej) niemocy: piłkarzy (Bartłomiej Poczobut), trenerów (Jakub Dziółka) i działaczy (Tadeusz Bartnik).