Może trzeba dostać dzwona?

Zbigniew CIEŃCIAŁA: Jest pan od dawna ekspertem w Canale+, pracował pan długo w ekstraklasowym klubie Niecieczy, ale czy powie pan, że na pewno rozumie to co dzieje się w polskiej lidze. Jak chociażby wytłumaczyć ostatnią porażkę Lecha z Wisłą Kraków od stanu 0:2 do 2:5?

Marcin BASZCZYŃSKI: – Bo nie ma w niej takich faworytów, jacy powinni być. A Lech mimo wszystko uważam jest na dobrej drodze. Lepiej przegrać raz pięcioma bramkami niż trzy razy jedną. A tak w poprzednim sezonie lechici przegrali mistrzostwo Polski w końcówce przegrywając lub remisując mecze. Dlatego powtórzę – droga Lecha jest jak na polskie warunki dobra.

Fot. Michał Stawowiak/400mm

Czego nie można powiedzieć o słabym jak dawno mistrzu Polski.

Marcin BASZCZYŃSKI: – Bo nie można układać składu jak Legia. To się nie opłaca. Stawianie na chore transfery, w takiej liczbie nigdy się nie sprawdza. Zadziwiające, że legioniści po raz kolejny budują zespół w niewłaściwym momencie. Ułożyć w jedną całość, ćwiczyć sprawdzone elementy nie można w czasie gry w europejskich pucharach, gdy walczy się o Ligę Mistrzów, czy Europy. Niestety z Łazienkowskiej dociera do nas kolejny obrazek odcinka w budowie. Nie rozumiem tej polityki Legii.

Jak ja nie rozumiem, jak można marzyć o Lidze Mistrzów i sprowadzać, ok, dobrych na naszą ligę

Marcin BASZCZYŃSKI: – Carlitosa z Krakowa, czy Kante z Płocka i dołożyć do nich 35-letniego Astiza. Przecież to zjawisko ośmieszyli nawet amatorzy z Luksemburga.

W kraju reflektujemy się dopiero wtedy, gdy jesteśmy pod ścianą. Gdy sytuacja wygląda źle, to wracamy do korzeni. Oczywiście nie da się oprzeć składu na samych wychowankach, ale lepiej oprzeć się na krajowych zawodnikach, na naszej młodzieży, niż na zagranicznym, przeciętnym zaciągu.

A hurtowo sprowadzani do nas trzecioligowcy z Hiszpanii nie zaskakują pana?

Marcin BASZCZYŃSKI: – W Polsce obserwujemy coś takiego, jak trend w modzie. Ktoś sprowadził 2-3 Hiszpanów z trzeciej ligi, to od razu wszyscy rzucili się w tym kierunku. Takie czasy, taka moda. Tylko czy warto? Niby coraz więcej mamy piłkarskich akademii, szkółek, a jednak nie „produkujemy” młodzieży dla ligi. Nie ma odpowiedniej selekcji, dobrego szkolenia. Poza tym u nas uważa się osiemnastolatka za kogoś nieprzygotowanego jeszcze do gry w seniorach na tym poziomie, odwrotnie niż na zachodzie. W moich czasach mieliśmy więcej szans, więcej było młodzieży na ligowych boiskach. Na przykładzie chorzowskiego Ruchu mogę powiedzieć, że zawsze do kadry dochodziło 3-4 juniorów do sprawdzenia, a ci, którzy się nie przebili odchodzili i przychodzili następni.

Gorącym temat jest raport PZPN o horrendalnych, niewiarygodnych, milionowych kwotach, jakie kluby płacą menedżerom.

Marcin BASZCZYŃSKI: – Zabrakło czasu w Canal+, by zająć się tym tematem, a warto się nim zająć. Nie chciałbym nikogo urazić, ale moim zdaniem są może 2-3 może 4 agencje, które przykładają wagę do rozwoju swoich podopiecznych. Inni tylko szukają okazji, jak zbałamucić zawodników, szybko i łatwo zarobić. Zamiast procesu szkolenia na dwa-trzy lata, wywozi się talenty za granicę, lub daje do klubów, gdzie i tak nie będą mieli szansy gry. Tak, menedżerowie napędzają ten rynek. Bałamucą wszystkich

Ktoś im na to pozwala. Ktoś płaci. Zmowa prezesów z menedżerami i wspólny prowizyjny interes?

Marcin BASZCZYŃSKI: – Być może. Często jest tak, że jak klubu nie da się przekonać sportowymi argumentami, to w grę wchodzą pieniądze. Decydują wpływy menedżerów, prowizyjne słupki skaczą w górę.

Jak to zmienić?

Marcin BASZCZYŃSKI: – To temat rzeka. Ale czy jest to możliwe? Nie wiem. Może wprowadzić limity, jakieś ekwiwalenty za szkolenie do pewnego wieku? Wymaga to na pewno szerszej konsultacji.

Ot, mamy pełny obraz futbolowego piekiełka.

Marcin BASZCZYŃSKI: – Nie wszystko jest złe, bo chociażby infrastruktury nie musimy się wstydzić. Poszła mocno w górę. A że taki obraz piłki mamy teraz? To efekt przegranych mistrzostw świata w złym stylu, seryjna odpadnięcie z europejskich pucharów. Ale może trzeba dostać dzwona, by coś zmienić?