Mozolna wspinaczka

Droga do finału zespołów z Tychów i Oświęcimia przypomina wspinaczkę w Himalajach. Tym razem okno pogodowe sprzyjało tyszanom.


Po dwóch wyjazdowych porażkach zdołali na własnym lodzie zrewanżować się Unii. Zwycięstwo wcale nie przyszło łatwo, bo goście postawili twarde warunki. Na tę chwilę trudno wskazać finalistę. W kolejnych potyczkach znów nas czekają emocje.

Andrej Denyskin po trzech meczach nieobecności z powodu choroby pojawił się w składzie Unii. W tej sytuacji szkoleniowcy gości dokonali drobnych roszad i zdecydowali się na grę 7 obrońcami. Tyszanie zagrali w takim samym składzie, tylko poszczególne formacje wychodziły w innej kolejności. Jeszcze na dobre mecz nie nabrał rumieńców, a po 81 sek. gospodarzom przyszło grać w podwójnym osłabieniu za kary – techniczną oraz Szymona Marca. Tyszanie stanęli na wysokości zadania, bowiem zaryglowali dostęp do własnej bramki i gdy tylko nadarzała się okazja krążek wybijali na drugą stronę tafli. Po karach dali sygnał, że defensywa funkcjonuje sprawnie, bo goście nie stworzyli żadnej sytuacji. Tercja zakończyła się bez goli, ale przyjezdni powinni prowadzić, bo mieli dwie wyśmienite okazje. W 7 min Sebastian Kowalówka znalazł się przed Tomaszem Fuczikiem, ale nie skierował krążka do siatki. Czeski golkiper wyłożył się jak długi i doświadczony rywal niezbyt precyzyjnie uderzył. Gdy w 8 min Tammi Laakso powędrował do boksu kar, wydawało się, że przed gospodarzami wytworzyła się szansa na zmianę rezultatu. Jednak przewagę rozegrali bardzo źle i o żadnym zagrożeniu nie mogło być mowy. W 18 min Erik Ahopelto trafił w poprzeczkę i gospodarze mogli mówić o sporym szczęściu.

Drugą odsłonę gospodarze rozpoczęli z animuszem i w 24 min Roman Szturc znalazł się w dobrej sytuacji, lecz posłał krążek obok. A potem goście mieli okazje do zmiany rezultatu, lecz Krystian Dziubiński dwa razy nie zdołał pokonać Fuczika. Z kolei w 30 min najpierw Michael Cichy, a po chwili Teddy Da Costa znaleźli się przed tyskim bramkarzem, ale nie zdołali umieścić „gumy” w bramce. Z drugiej strony Christian Mroczkowski w 36 min sprawdził czujność Kevina Lindskouga. W końcu starania gospodarzy zostay uwieńczone golem. W 37 min Filip Komorski wygrał wznowienie, zaś Szturc natychmiast zdecydował się na uderzenie i krążek, ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, wpadł do bramki. Było zdecydowanie więcej bardziej klarownych sytuacji, ale dopiero Szturc stanął na wysokości zadania.

W ostatniej tercji obie drużyny walczyły na całego o pełną pulę. Gdy Filipp Pangiełow-Jułdaszew został wysłany do boksu kar, jeszcze nie usiadł, a już musiał z niego wychodzić. Bartłomiej Jeziorski, przy współudziale Jeana Dupuy, podwyższył na 2:0. W tej sytuacji goście nie mieli nic do stracenia i rzucili się do ataku. Ukoronowaniem tej ofensywy był gol Denyskina, ale w tej sytuacji Fuczikowi zabrakło wsparcia ze strony defensorów. Hokeiści Unii mieli inicjatywę, ale indywidualne popisy napastników nie przyniosły efektu. W ostatniej minucie bramkarz Unii zjechał z lodu i napór był jeszcze większy. Na 8 sek. przed syreną trener Nik Zupancić wziął czas i było wznowienie w tercji gospodarzy. Cichy miał szansę na wyrównanie, ale ostatecznie krążek nie wpadł do siatki.

Tyszanie odnieśli cenne zwycięstwo i wyrównali stan rywalizacji. W tym momencie zapachniało 7 meczami w serii, bo przecież kolejne starcie w Oświęcimiu. Oba zespoły są szalenie zmotywowane, ale jak to często bywa w takich sytuacjach, grają nerwowo. Trudno się dziwić, gdy stawką jest awans do finału i gra o upragnione złoto. Jednak droga do niego jest jeszcze daleka i wyboista!


GKS TYCHY – TAURON RE-PLAST UNIA OŚWIĘCIM 2:1 (0:0, 1:0, 1:1)

1:0 – Szturc – Komorski (36:35), 2:0 – Jeziorski – Dupuy (42:41, w przewadze), 2:1 – Denyskin – Padakin (48:45)

[Sędziowali: Paweł Kosidło i Marcin Polak – Wojciech Czech i Wiktor Zień. Widzów] 3000.

GKS: Fuczik; Pociecha – Kaskinen, Nilsson – Younan (2), Jaśkiewicz – Bizacki, Ciura; Szturc – Komorski – Sedivy, Dupuy – Boivin – Mroczkowski, Jeziorski – Starzyński (2) – Gościński, Marzec (2) – Galant – Juhola. Trener Andrej SIDORENKO.

UNIA: Lindskoug; Jerofiejews – Diukow, Jakobsons – Pangiełow-Jułdaszew (2), P. Noworyta – Bezuszka, M. Noworyta; Padakin – Dziubiński – Denyskin, Szczechura – Cichy – Ahopelto, S. Kowalówka – Krzemień – Da Costa, Sołtys – Wanat (2) – Laakso (2), Prusak. Trener Nik ZUPANCIĆ.

Kary: GKS – 8 (2 tech.) min, Unia – 6 min.

Liczby

94

SEKUNDY goście grali w podwójnej przewadze (kary: techniczna i Marca), ale nie stworzyli żadnej dogodnej sytuacji podbramkowej.

7

SEKUND potrzebowali tyszanie, by zdobyć gola w przewadze i, jak się później okazało, zwycięskiego gola.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus