Mróz: Asysty są dodatkowym bodźcem

Jak trafił pan do poznańskiego Lecha? Z Nowego Sącza do stolicy Wielkopolski jest kawał drogi…
Marek MRÓZ: – Tak, jest to szmat drogi, początkowo dojeżdżając z domu do ośrodka we Wronkach spędzałem w pociągu 10 godzin. Teraz czas podróży jest znacznie krótszy i nie tak uciążliwy. Natomiast warunki w internacie były bardzo dobre. Wracając zaś do mojej „przeprowadzki” do Lecha sprawa nie jest skomplikowana. Podczas mistrzostw Polski województw rozgrywanych w Zielonej Górze wypatrzyli mnie skauci „Kolejorza” i złożyli propozycję zmiany klubu, którą przyjąłem. Byłem wtedy w drugiej klasie gimnazjum.

W 2015 roku z Lechem zdobył pan mistrzostwo Polski juniorów młodszych, w jednej drużynie grali z panem między innymi Miłosz Mleczko, Robert Gumny, Jakub Moder, Tymoteusz Puchacz, Paweł Tomczyk i… Maciej Spychała. Któremu z was wróży pan największą karierę?
Marek MRÓZ: – Największy potencjał z tej grupy ma na pewno Robert Gumny. Jest nie tylko bardzo dobrze wyszkolony, a oprócz atutów czysto piłkarskich imponuje dużą szybkością i zwinnością.

Rywalizacja z Maciejem Spychałą o miejsce w podstawowej jedenastce GKS-u Jastrzębie „nakręca” pana, mobilizuje?
Marek MRÓZ: – Z Maćkiem grałem w Lechu dwa lata. Mam nadzieję, że w GKS-ie Jastrzębie też będziemy ze sobą współpracować na boisku. Wspólnie możemy pokazać kibicom kawał fajnego futbolu.

Żałuje pan letniej przeprowadzki do Bruk-Betu Nieciecza? Trafił pan tam z Michałem Skórasiem, on grał regularnie, a pan zaliczył tylko dwa epizody na zapleczu ekstraklasy i jeden występ w Pucharze Polski.
Marek MRÓZ: – Faktycznie, były to tylko epizody, lecz czasu spędzonego w Niecieczy nie uważam za stracony. Wcześniej grałem w rezerwach Lecha, ale w trzeciej lidze gra się inaczej niż w pierwszej. Tutaj gra jest szybsza, więc musiałem się przestawić na inny styl gry i wykazać cierpliwością. Zaręczam, że była to dla mnie dobra nauka życia.

Dlaczego nie przebił się pan do podstawowej jedenastki? Czuł się pan gorszy od konkurentów?
Marek MRÓZ: – Myślę, że duży wpływ miała kontuzja, jaką odniosłem jeszcze grając w III lidze w rezerwach Lecha. W połowie marca w meczu przeciwko Bałtykowi Gdynia strzeliłem dwa gole i zaliczyłem asystę, ale nie dotrwałem do końca pierwszej połowy. Przeciwnik zaatakował mnie wślizgiem i złamał mi drugą i trzecią kość śródstopia. Z tego powodu miałem sześć tygodni przerwy w treningach. Na boisko wróciłem dopiero pod koniec maja, zagrałem w jednym meczu z Wierzycą Pelplin, w którym strzeliłem jedną bramkę.

Trener Marcin Kaczmarek nie był zainteresowany pańską grą w swoim zespole w rundzie wiosennej, czy też była to pańska decyzja o odejściu z Niecieczy?
Marek MRÓZ: – To była nasza wspólna decyzja. Po prostu każdy trener ma swoją wizję i koncepcję, w tej preferowanej przez trenera Kaczmarka nie było dla mnie miejsca. Uznaliśmy, że najlepszym wyjściem dla mnie będzie zmiana klubu na taki, w którym mam szansę regularnej gry.

Ile opcji zmiany barw klubowych miał pan zimą?
Marek MRÓZ: – Było kilka możliwości, ale wybrałem GKS Jastrzębie.

Czemu akurat GKS?
Marek MRÓZ: – Przede wszystkim ze względu na sposób gry tego zespołu. Tutaj piłkarze nie „lagują” (dzida, laga, czyli daleka piłka do przodu – przyp. BN), tylko rozgrywają akcje, po prostu grają w piłkę. Taki sposób gry mi odpowiada. Dowiedziałem się tego od innych chłopaków i po przyjeździe na sprawdziany do Jastrzębia to się potwierdziło.

Na jakiej pozycji czuje się pan najlepiej?
Marek MRÓZ: – Nigdy nie grałem na „6”, czyli pozycji typowego defensywnego pomocnika. Moją pozycją w rezerwach Lecha była „10”, chociaż zdarzyło mi się grać na „8”. Zawodnik występujący na tej ostatniej pozycji ma więcej obowiązków defensywnych.

Niemal każdy trener przekonuje, że tak naprawdę pierwszym obrońcą w drużynie jest napastnik.
Marek MRÓZ: – Zgadzam się całkowicie z tą tezą.

Na co pan liczy w nowej drużynie? Regularną grę, czy coś więcej? A może niczego pan nie planuje?
Marek MRÓZ: – Każdy piłkarz ma swój plan i cel, do którego dąży. Chciałbym przede wszystkim „łapać” minuty w I lidze, a strzelone bramki lub asysty byłyby dla mnie dodatkowym bodźcem.

Gdyby musiał pan wskazać zalety piłkarskie Marka Mroza?
Marek MRÓZ: – Nie lubię o sobie mówić w tym kontekście. Skoro jednak pan nalega, to myślę, że technika i gra na jeden kontakt. Bardzo duże znaczenie w przypadku piłkarzy ma głowa. Jeżeli nie wierzysz we własne umiejętności, nie doceniasz swojej wartości, to wiele nie osiągniesz.

W jakiej innej dyscyplinie sportu dałby pan sobie radę?
Marek MRÓZ: – W szkole na lekcjach wychowania fizycznego nieźle sobie radziłem w innych grach zespołowych – koszykówce, siatkówce, piłce ręcznej. Ale mama zabroniła mi uprawiać te dyscypliny, powiedziała, że mam się skupić na piłce nożnej.

Myśli pan o studiach wyższych? Kiedyś mogą się przydać…
Marek MRÓZ: – Na razie nie miałem na to czasu, trudno bowiem pogodzić grę w piłkę nożną z nauką na tym poziomie. Zwłaszcza w systemie dziennym. Dlatego jeżeli zdecyduje się studiować, to zaocznie.

 

Na zdjęciu: Marek Mróz zdecydował się na grę w GKS-ie Jastrzębie ze względu na styl gry prezentowany przez drużynę Jarosława Skrobacza.