MŚ w lotach. Trzeba cieszyć się z brązu

Kapitalna postawa Piotra Żyły i Andrzeja Stękały dała nam drugi w historii, brązowy medal mistrzostw świata w lotach, w konkursie drużynowym.

O ile skład reprezentacji Polski na drużynowy konkurs o mistrzostwo świata w lotach był oczywisty, bo nie było żadnych powodów, by Michal Doleżal szukał jakiegoś rozwiązania wśród rezerwowych, o tyle kolejność skoczków w naszej drużynie można było uznać za niespodziankę.

Czeski szkoleniowiec zdecydował bowiem, że zawody rozpocznie Piotr Żyła, czyli najlepszy spośród naszych w rywalizacji indywidualnej, a zakończy je Dawid Kubacki, który w piątkowo-sobotnich zmaganiach był najsłabszym z naszych zawodników. Zwyczajowo robi się… odwrotnie, czego zresztą dokonali trenerzy reprezentacji Norwegii i Niemiec. W tych zespołach, które obok Polaków, były typowane do miejsc na podium, zaczynali ci teoretycznie słabsi, a kończyli bardzo mocni. Najpewniej trenerowi Doleżalowi chodziło o to, by dobrze rozpocząć i budować przewagę na resztę konkursu.

Prawda była bowiem taka, że nasz zespół medal miał na wyciągnięcie ręki, biorąc pod uwagę równą, wysoką formę, a także, np. skład reprezentacji Austrii, trzykrotnych drużynowych mistrzów świata, która musiała radzić sobie bez Stefana Krafta, Daniela Hubera i Jana Hoerla.

Stoch rozgromiony

Tak, zresztą, było. Po bardzo dobrym skoku Żyły, na 226 metr, objęliśmy prowadzenie i wyraźnie pokonaliśmy Niemców. Ale o 1,5 metra dalej od Polaka poszybował mistrz świata w lotach z 2018 roku, Daniel Andre Tande. Zmagania indywidualne nie specjalnie wyszły temu zawodnikowi, ale wczoraj, w premierowej próbie, pokazał klasę i Norwegia objęła prowadzenie o 1,5 punktu przed Polską.

O ile po pierwszym z naszych reprezentantów spodziewaliśmy się bardzo dobrego wyniku, o tyle nieco drżeliśmy przed próbą Andrzeja Stękały. Tymczasem skoczek z Dzianisza nie tylko osiągnął życiowy sukces w zawodach indywidualnych, ale jest w życiowej formie. Fantastyczny skok 25-latka na 228 metr spowodował, że nasz zespół objął prowadzenie.

Polacy, po dwóch seriach, mieli 19,9 punktu przewagi nad Niemcami i 14 „oczek” zapasu nad Norwegią, bo Pius Paschke i Johann Andre Forfang spisali się zdecydowanie słabiej od Stękały, choć przecież ich skoki wcale nie były złe. Ale to Polak wyznaczył standard, do którego w kolejnych próbach odnosili się pozostali zawodnicy.

Przed trzecią grupą zawodników obniżono rozbieg i kolejne skoki były krótkie. Niestety do tego grona „załapał się” Kamil Stoch, który uzyskał raptem 205,5 metra. Ale tuż po nim na belce pojawił się Markus Eisebichler, który wylądował na… 230 metrze.

Wygrał ze Stochem o 24,5 metra i, ze sporą nawiązką, odrobił straty do naszego zespołu. Wyprzedzili nas również Norwegowie, bo Robert Johansson uzyskał 220 metrów, i z pierwszego spadliśmy na trzecie miejsce. Przewaga nad Słowenią była jednak znaczna, bo wynosiła ponad 40 punktów.

Kapitalny Stękała

Anże Laniszek, skacząc 231 metrów, spowodował jednak, że gospodarze się do nas zbliżyli na niespełna 19 punktów. Dawid Kubacki wylądował bowiem tylko na 210 metrze.

Kiedy chwilę później Karl Geiger, ze skróconego rozbiegu, skoczył 238 metrów, a tuż po nim Halvor Egner Granerud wylądował o trzy metry bliżej od Niemca, stało się jasne, że na resztę konkursu pozostało nam pilnowanie medalowej pozycji. Do liderującej niemieckiej drużyny traciliśmy bowiem ponad 56 punktów. A do drugiej Norwegii przeszło 45 „oczek”.

Bardzo dobry skok Domena Prevca, na początek serii finałowej, zasiał w nas sporo niepokoju. Słoweniec uzyskał 226 metrów i wiadomo było, że Piotr Żyła nie może popsuć. Skoczek z Wisły spisał się jednak znakomicie. Uzyskał 234 metry i do przewagi nad Słoweńcami dołożył 10 punktów. Słaby skok oddał następnie Constantin Schmid i okazało się, że nasza strata do Niemców zmalała o ponad połowę. Ale Daniel Andre Tande, kolejny raz, pokazał, że jest świetnym lotnikiem.

Skoczył wprawdzie krócej od Żyły, ale świetna próba, pozwoliła nie tylko wyprzedzić dotychczasowych liderów, ale zbudować nad nimi solidną, bo wynoszącą ponad 16 punktów przewagę. Tyle, jeżeli chodzi o walkę o złoty medal. Tymczasem my również mieliśmy swojego bohatera. Bo Andrzej Stękała oddał fenomenalny skok. 229 metrów 25-latka spowodowało, że znów odrobiliśmy sporo do wyprzedających nas zespołów. Pius Paschke, wprawdzie, oddał poprawny skok, ale koszmarnie spisał się Johann Andre Forfang.

Norweg ledwo przekroczył 200 metr i okazało się, że tracimy do wyprzedzającego nas bezpośrednio zespołu raptem trzy punkty. Strata do Niemców zmalała do niespełna 13 punktów, bo zespół ze Skandynawii stracił prowadzenie w konkursie.

Szarża Graneruda

Tuż przed drugim skokiem Kamila Stocha obniżono rozbieg. Nasz trzykrotny mistrz olimpijski, po pierwszej, nieudanej próbie, tym razem spisał się bez zarzutu. Bo 224 metry było już porządną odległością. Wprawdzie dalej poszybowali zarówno Eisenbichler, jak również Johansson i oba zespoły powiększyły przewagę nad naszym zespołem, ale medal był już niezagrożony.

Otóż przed finałową kolejką mieliśmy ponad 80 punktów przewagi nad Słowenią. Strata do Niemców, a w szczególności do Norwegów, nie była duża, ale doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Dawid Kubacki nie jest w stanie rywalizować na równi z Granerudem i Geigerem. I rzeczywiście 209 metrów „Mustafa” nie mogło nawet postraszyć Norwegów i Niemców.

Tym bardziej, że 234,5 metra, z obniżonej belki, skoczył Granerud. Norweg wiedział doskonale, że musi odrobić do Niemców i poszedł na całość. W dodatku pięknie wylądował, otrzymał dobre noty i bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę indywidualnemu mistrzowi świata. Który, tym razem, nie wytrzymał presji, bo skoczył o 10 metrów krócej – z tej samej belki – od najgroźniejszego rywala. Przegrał z nim wyraźnie i złote medale zawisły na szyjach norweskich skoczków.

Mało tego. Okazało się, że Norwegia uzyskała notę łączną o niemal 20 punktów lepszą od Niemiec. Śmiało można zatem stwierdzić, że Granerud znokautował, w ostatnim skoku, Geigera. A my, ze stratą równo 43 punktów do srebrnych medalistów zdobyliśmy brąz. Być może, gdyby nominalni liderzy naszego zespołu skakali nieco lepiej, to byłoby… lepiej. Ale i tak należy cieszyć się z tego, co udało się naszemu zespołowi osiągnąć.

To drugi w historii, drugi brązowy, medal mistrzostw świata w lotach narciarskich, w konkursie drużynowym, dla „biało-czerwonych”. Dwa lata temu w Oberstdorfie nasz zespół również ukończył rywalizację na trzecim miejscu.


Mistrzostwa świata w lotach narciarskich, konkurs drużynowy, Planica HS240)

1. Norwegia (Daniel Andre Tande, Johann Andre Forfang, Robert Johansson, Halvor Egner Granerud) 1727.2, 2. Niemcy (Constantin Schmid, Pius Paschke, Makrus Eisenbichler, Karl Geiger) 1708.5, 3. POLSKA (Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Kamil Stoch, Dawid Kubacki) 1665.5, 4. Słowenia 1609.9, 5. Japonia 1483.5, 6. Austria 1422.1, 7. Rosja 1356.3, 8. Finlandia 1284.8.



Na zdjęciu: Piotr Żyła i Andrzej Stękała najbardziej zapracowali na brązowy medal mistrzostw świata w lotach narciarskich.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus