MŚ w Oberstdorfie. „Góra cieni” po naszemu

Kamil Stoch to jedyny polski zwycięzca na dużej skoczni w Oberstdorfie, ale Polacy na Schattenbergschanze odnosili inne sukcesy.


Duża Schattenbgerschanze, czyli skocznia w Oberstdorfie usytuowana na „Górze cieni”, to jeden z najsłynniejszych obiektów do skoków narciarskich na świecie. Przede wszystkim znana jest z tego, że to na niej rozpoczyna się Turniej Czterech Skoczni, choć warto podkreślić, że pierwsza edycja tych niemiecko-austriackich zawodów (w 1953 roku) rozpoczęła się w Garmisch-Partenkirchen, a Oberstdorf był drugi w kolejności.

Od następnej edycji wszystko odbywało się już tak jak teraz. Specjaliści od skoków zwykli mawiać, że na tym obiekcie Turnieju się… nie wygrywa. Ale ważne jest, by dobrze zacząć. Prócz corocznych zawodów na Schattenbergschanze, które są zawsze ostatnim konkursem w danym roku kalendarzowym, dwa razy rywalizowano na tym obiekcie o medale mistrzostw świata.

W 1987 roku najlepszy okazał się Andreas Felder, który zdecydowanie pokonał Norwega Vegarda Opaasa i swojego rodaka, Ernsta Vettoriego. Piotr Fijas, najlepszy z Polaków, był wówczas 12. W 2005 roku mistrzem świata w Oberstdorfie został Janne Ahonen przed Roarem Ljokelsoeyem i Jakubem Jandą. Adam Małysz zajął 11. lokatę.

66 dni temu był drugi

I to właśnie w tym konkursie w mistrzostwach świata, w rywalizacji indywidualnej, zadebiutował… Kamil Stoch. Miał niecałe 18 lat i wyglądał… trochę inaczej niż teraz. Sprawiał wrażenie przestraszonego młokosa i nikt wówczas nie zaryzykowałby tezy, że po 16 latach wróci do Oberstdorfu jako jeden z najbardziej utytułowanych skoczków w historii. Zawody z 2005 roku otworzył skokiem na odległość 117,5 metra, a drugiej próby już nie było, bo 37. miejsce nie dało awansu do finałowej serii.

To najniższa lokata, jaką skoczek z Zębu osiągnął podczas startów w światowym czempionacie. Dziś zatem Polak ma znakomitą okazję do rewanżu, choć po części już to zrobił. W 2017 roku wygrał na Schattenbgerschanze i jest jedynym Polakiem, który takiej sztuki dokonał w Pucharze Świata.

Rok wcześniej był 2., a taką samą pozycję zajął – dokładnie – 66 dni temu, podczas inauguracji ostatniego turnieju Czterech Skoczni. Przegrał – o 2,8 pkt – z Karlem Geigerem, a 2. najlepszym z naszych skoczków był wówczas 7. Andrzej Stękała.

Skocznia w Oberstdorfie jest tą z aren Turnieju Czterech Skoczni, na której nasi zawodnicy odnieśli najmniej zwycięstw (tylko jedno) i najrzadziej stawali na podium – 10-krotnie. Nie oznacza to jednak, że – prócz zwycięstwa Stocha – nie mamy z Schattenbergschanze dobrych wspomnień. To tam w 2000 roku pierwszą ze swoich armat „odpalił” Adam Małysz.

Małyszowi zabrano rekord

Polak, w drugiej serii konkursu, przeskoczył skocznię. Uzyskał 132,5 m, a obiekt był wtedy przed przebudową i podobne skoki na nim były rzadkością. Był to zresztą rekord, choć chwilę później Martinowi Schmittowi zmierzono 133 m. Do dziś jednak są spore wątpliwości, bo na dostępnym w internecie porównaniu obu skoków widać, że to Polak skoczył dalej! Przynajmniej o pół metra.

Nic to jednak, bo choć Małysz był w konkursie 4., to wygrał cały turniej. A Schmitt – na pocieszenie – na zawsze został rekordzistą skoczni o punkcie K-115. Dwa lata później obiekt przebudowano i powiększono.

„Orzeł z Wisły” w 2004 i 2006 roku zajmował w Oberstdorfie 3. lokatę, ale nie był pierwszym polskim skoczkiem w pierwszej trójce na Schattenbergschanze. W 1970 roku 3. był Tadeusz Pawlusiak, któremu do zwycięstwa zabrakło 2,1 pkt. Cztery lata później 2. miejsce zajął Stanisław Bobak, a w 1985 roku na najniższym stopniu podium stanął Piotr Fijas.

Prócz wszystkich do tej pory wymienionych na „pudło” w Oberstdorfie wskoczył też Dawid Kubacki i to dwukrotnie. Skocznia ta jest dla niego szczególna z dwóch powodów. W 2016 roku „Mustaf” pierwszy raz w karierze stanął na podium zawodów Pucharu Świata właśnie na „Górze cieni”. Był trzeci za Stochem i Richardem Freitagiem. Dwa lata później od 3. miejsca w pierwszym konkursie rozpoczął marsz po zwycięstwo w całym Turnieju Czterech Skoczni.

Czekamy na 8. medal

Polscy skoczkowie w konkursach na dużej skoczni podczas mistrzostw świata nie są tak skuteczni jak na normalnej. Ale nie oznacza to, że nie świętowaliśmy sukcesów. Stanisław Marusarz powinien wygrać w 1938 roku w Lahti, ale oszukali go sędziowie i wrócił ze srebrem. W 1970 roku, w Wysokich Tatrach, brąz na dużym obiekcie zdobył chyba najbardziej zapomniany polski medalista MŚ w skokach, Stanisław Gąsienica-Daniel.

Dwa lata później, na olimpijskiej skoczni w Sapporo, złotą śnieżynkę za mistrzostwo świata wywalczył Wojciech Fortuna, a na kolejny medal czekaliśmy aż 29 lat. Adam Małysz prowadził po pierwszej serii w Lahti, ale przegrał z Martinem Schmittem; tym razem uczciwie. Dwa lata później Polak stoczył kapitalną walkę z Mattim Hautamaekim, ale w drugiej serii „zastrzelił” Fina genialnym skokiem na 136,5 m. To był rekord skoczni w Predazzo i musiało skończyć się złotem.

Również podczas mistrzostw świata w Val di Fiemmer, ale w 2013 roku, złoty medal na dużej skoczni zdobył Kamil Stoch, a w 2017 roku w Lahti brąz wywalczył Piotr Żyła. Był to 7. i jak na razie ostatni medal Polaków na takim obiekcie podczas MŚ. Czy dziś któryś z naszych skoczków postara się o 8. krążek? Nie mamy wątpliwości, że podopiecznych Michala Doleżala stać na to, by stanąć na podium.


Na zdjęciu: Tak cieszył się Kamil Stoch z 2. miejsca w Oberstdorfie w 2016 roku. Rok później na tej skoczni wygrał, a 66 dni temu znów był drugi.
Fot. PressFocus