MŚ w Oberstdorfie. Żyła przegrał z wiatrem

Piotr Żyła oddał w drugiej serii najdłuższy skok konkursu, ale przeliczniki za wiatr okazały się dla niego bezlitosne i skończył mistrzowskie zawody na dużej skoczni tuż za podium.


Piotr Żyła, najlepszy na skoczni normalnej, zajął czwarte miejsce na dużej skoczni podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie. Brązowy medal skoczek z Wisły przegrał o trzy punkty z Karlem Geigerem. Złoto, powtarzając sukces sprzed czterech lat z Lahti, wywalczył Austriak Stefan Kraft, a srebro trafiło do Roberta Johanssona, który pod nieobecność Halvora Egnera Graneruda, bronił honoru Norwegów. Pozostali Polacy spisali się słabiej, choć Dawid Kubacki był po pierwszej kolejce ósmy. Skończył zawody na 15. pozycji, a dopiero 19. był Kamil Stoch.

W trzeciej dziesiątce rywalizację ukończył Andrzej Stękała. Czterech wymienionych naszych skoczków będzie walczyć dziś o medal w konkursie drużynowym na tym samym obiekcie.

Żadne zaskoczenie

Przy gęsto padającym śniegu, ale z wiatrem wiejącym pod narty, rozpoczął się wczorajszy konkurs. Trudne i zmienne warunki miały znaczenie dla płynność rozgrywania pierwszej serii. Zdarzały się przerwy, choć niedługie, a ograniczona widoczność powodowała, że niektórzy trenerzy musieli… krzyczeć lub gwizdać do swoich zawodników.

Problemem był też zalegający na zeskoku śnieg i wielu skoczków miało kłopoty przy lądowaniu. Pierwszym, którego skok zrobił wrażenie, był Cene Prevc, który już ze skróconego rozbiegu uzyskał 129,5 metra. Z wynikiem Słoweńca poradził sobie dopiero, i to w jakim stylu, Stefan Kraft. Nie było to żadnym zaskoczeniem, bo Austriak świetnie prezentował się zarówno na treningach na dużej Schattenbergschanze, jak i w kwalifikacjach. W konkursie uzyskał 132,5 metra i objął zdecydowane prowadzenie.

Walki z rezultatem Krafta nie podjął Andrzej Stękała. 121,5 metra pierwszego z Polaków oznaczało awans do II serii, ale na odległym miejscu.
Tuż po Stękale dobry skok, 133,5 metra, oddał Daniel Huber, ale ze swoim rodakiem przegrywał. Daleko, 134 metry, ale w lepszych warunkach, skoczył Yukiya Sato, który jednak nie dał rady rozdzielić Austriaków. Niedługo potem jego rodak, Ryoyu Kobayashi, stał się pierwsza ofiarą kopnego śniegu na zeskoku, bo zaliczył upadek, a tuż po Japończyku na belce startowej usiadł Piotr Żyła. 130,5 metra dawało Polakowi czwarte miejsce, z niewielką stratą do trzeciego Sato, a więc mistrz świata z normalnego obiektu był w czołówce.

Gdy do próby szykował się Dawid Kubacki figle zaczął płatać wiatr. „Mustaf” musiał zejść z belki startowej. Za drugim razem ruszył w dół i uzyskał taką samą odległość, jak Żyła. Więcej odjętych punktów za wiatr spowodowało, że przegrał z kolegą z drużyny. Metr bliżej od Polaków wylądował Robert Johansson. Ale Norweg startował w gorszych warunkach i został tym zawodnikiem, który rozdzielił Austriaków.

Szanse na dobre miejsce w konkursie pogrzebał już w pierwszej serii Kamil Stoch. 120 metrów oznaczało miejsce na początku trzeciej dziesiątki. Ostatni zawodnik premierowej kolejki, Markus Eisenbichler, spisał się niewiele lepiej od ostatniego z Polaków i też wykluczył się z walki o medal.

Gdyby nie te przeliczniki…

Prowadził zatem po pierwszej serii Kraft, o 5,7 punktu przed Johanssonem i 6,1 punktu przed Huberem. Piąty był Żyła, który do drugiego z Austriaków tracił 3,3 punktu. Kubacki zajmował ósmą lokatę ze stratą 6,6 do Hubera. Sytuacja najlepszych naszych zawodników nie była tak dobra, jak na normalnej skoczni (prowadził wtedy Żyła, a Kubacki był piąty), ale liczyliśmy na to, że włączą się do walki o podium.

Najpierw jednak szansę na poprawienie kiepskich lokat mieli dwaj pozostali Polacy. Stękała skoczył o metr dalej niż w pierwszej serii i objął prowadzenie. Na krótko, bo po skoku na 129,5 metra wyprzedził go Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski poprawił się wyraźnie, ale mogło dać to jedynie awans do drugiej dziesiątki konkursu i tak też się stało.

Emocje w finałowej kolejce zaczęły się dla nas od skoku Dawida Kubackiego, choć warto jeszcze wspomnieć, że drugą ofiarą padającego śniegu został Eisenbichler, który niegroźnie upadł po lądowaniu.

Po skoku Anże Laniszka na odległość 136,5 metra obniżono rozbieg. A w dodatku „Mustaf” znów musiał opuścić belkę startową i tym razem dłużej czekał, by oddać skok. Przy jego próbie pogorszyły też się warunki, a nieudana próba – 119 metrów – pozbawiła naszego skoczka szans na dobry wynik. Słoweńca wyprzedził Karl Geiger, który uzyskał 132 metry. Aż pięć metrów dalej od Niemca poszybował po chwili Piotr Żyła, który wylądował aż na 137 metrze! Ale przeliczniki za wiatr były bezlitosne i Polak przegrał z Geigerem o 3 punkty.

Niemiec, po krótszych skokach Sato i Hubera, był już pewny medalu, a wyprzedził go, a co za tym idzie Żyłę, Johansson (135,5 metra). Mistrzem świata został jednak Stefan Kraft. Austriak wytrzymał presję, uzyskał 134 metry i trzeci raz w karierze zdobył złoto na światowym czempionacie. Piotr Żyła, mimo iż oddał najdłuższy skok w całym konkursie, skończył zawody do na czwartym miejscu.


Konkurs na dużej skoczni, HS 137
1. Stefan Kraft 276.5 (132,5+134), 2. Robert Johansson (Norwegia) 272.1 (129,5+135,5), 3. Karl Geiger (Niemcy) 267.4 (132+132), 4. Piotr Żyła 264.4 (130,5+137), 5. Anże Laniszek (Słowenia) 258.5 (126,5+136,5), 6. Marius Lundvik (Norwegia) 257.2 (126,5+121,5), 15. Dawid Kubacki 235.8 (130,5+119), 19. Kamil Stoch 230 (120+129,5), 21. Andrzej Stękała 219.2 (121,5+122,5).


Fot. PressFocus


Blisko podium, ale…

Ostatnim akcentem rywalizacji skoczków na mistrzostwach świata w Oberstdorfie będzie konkurs drużynowy. Polacy są jednymi z kandydatów do medali, ale by stanąć na podium część z nich musi skakać lepiej niż w piątek.

Nasz zawodnicy, gdyby był to konkurs drużynowy, zajęliby trzecie miejsce, o pół punktu przed Niemcami, a wyraźnie za Austrią i Norwegią. Ale pamiętajmy, że upadek zaliczył Markus Eisenbichler, a gdyby tak się nie stało, tonota tego zawodnika byłaby obligatoryjnie o 21 punktów wyższa (każdy sędzia za upadek odlicza 7 punktów).

745,2 punktu, to z kolei łączna nota Słoweńców, ale za sześć, a nie za osiem skoków. Bo jeden z zawodników z tego kraju, Bor Pavlovczicz, został wczoraj zdyskwalifikowany po pierwszej serii za nieregulaminowy kostium. Jego wynik punktowy za pierwszy skok, który został anulowany, wynosił ponad 120 punktów. Przemnażając go razy dwa i dodając do skoków kolegów, Słowenia zgromadziłaby ok. 985 punktów, czyli aż o 35 więcej od Polaków.

Z drugiej jednak strony trzeba zwrócić uwagę na to, że Kamil Stoch skakał wczoraj w pierwszej serii w bardzo trudnych warunkach. A Dawida Kubackiego, jako jedynego skoczka w konkursie, dwukrotnie zdejmowano z belki, co na pewno miało wpływ na jego próby.

W tym sezonie w Pucharze Świata rozegrano trzy konkursy drużynowe i nasz zespół, jako jedyny, za każdym razem stawał na podium. Na otwarcie w Wiśle zajął trzecie miejsce, a w Zakopanem i w Lahti kończył zawody na drugiej pozycji. Dwa konkursu, oba w Polsce, padły łupem Austriaków, a w Finlandii wygrali Norwegowie.

Polska ma w dorobku trzy medale MŚ w zawodach zespołowych. W 2013 roku w Val di Fiemmer biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce, a taki wynik powtórzyli dwa lata później w Falun. W 2017 roku w Lahti polska drużyna zdobyła złoty medal. Przed dwoma laty na Bergisel w Innsbrucku zajęła czwarte miejsce.


Nieoficjalna klasyfikacja drużynowa piątkowego konkursu

  • 1. Austria 1020,8
  • 2. Norwegia 1002,5
  • 3. Polska 949,4
  • 4. Niemcy 948,9
  • 5. Słowenia 745,2 (za sześć skoków)