MŚ w piłce ręcznej. Bolesna porażka

Ten mecz miał być starciem o wszystko. Niestety, Polacy wysoko ulegli Słoweńcom. Wciąż mają jednak szanse na awans.


Przed kilkoma dniami w katowickim Spodku odbył się mecz otwarcia mistrzostw świata piłkarzy ręcznych. I choć polscy szczypiorniści, którzy zmierzyli się w nim z reprezentantami Francji, przegrali 24:26, to jednak pozostawili po sobie naprawdę pozytywne wrażenie. Ich waleczność i serce do gry zmotywowały kibiców do dalszego wspierania ich w drodze po zwycięstwa. Triumf Polaków w tym meczu byłby jednak jedynie miłą niespodzianką, a nie wypełnieniem obowiązku.

Inaczej wyglądało to w przypadku drugiego spotkania, w którym podopieczni Patryka Rombla zmierzyli się ze Słoweńcami. Tym razem był to mecz o wszystko, a wygrana w nim niemal zapewniałaby awans do kolejnego etapu turnieju. Wydaje się bowiem, że pokonanie Arabii Saudyjskiej, która jest trzecim rywalem Polaków, będzie tylko formalnością.

Sobotnie spotkanie sędziowali arbitrzy, którzy nie kojarzą się polskim kibicom z sukcesem. Mowa o parze Horacek-Novotny. Na 11 meczów przez nich prowadzonych Polacy przegrali aż 9, w tym oba z reprezentacją Słowenii.

Legendarna katowicka hala po raz kolejny wypełniona była ponad 10 tysiącami spragnionych emocji kibicami. Energia z trybun bez wątpienia udzialały się polskim reprezentantom, którzy byli świadomi czekającego ich wyzwania. Od pierwszych sekund widać było, że żaden z zespołów nie zamierza odpuścić. Do wygrania było bowiem zbyt wiele. Defensywa naszej kadry była niczym mur obronny, który skutecznie utrudniał rywalom przedarcie się do bramki. Obrońcy tworzyli monolit, który sprawiał Słoweńcom wiele problemów. Nieco gorzej funkcjonował jednak atak. Polacy przeplatali dobre akcje błędami, które ich przeciwnicy bezwzględnie wykorzystywali. Rzuty obok bramki i niedokładne podania momentalnie się mściły. W rezultacie drużyna, której przewodzi znany polskim kibicom Uros Zorman, wyszła na prowadzenie. Niezwykle trudnym okresem dla gospodarzy była gra w podwójnym osłabieniu. Najpierw wykluczony został Michał Olejniczak, a zaraz później na przymusowy odpoczynek udał się Arkadiusz Moryto. Ich koledzy nie byli w stanie zbyt wiele zdziałać. Przestój trwał i sytuacja Polaków coraz bardziej się komplikowała. Ostatecznie schodzili na przerwę przy wyniku 11:17 na swoją niekorzyść. To nie napawało optymizmem.

Po powrocie na parkiet Piotr Jędraszczyk stracił piłkę w ataku, a Przemysław Krajewski nie wykorzystał stuprocentowej okazji do zapisania na swoim koncie trafienia. Na ich szczęście – Słoweńcy zanotowali niemrawe wejście w drugą połowę, dzięki czemu wynik nie uległ znacznej zmianie. Szybko jednak rozbudzili się i wykorzystywali każdą słabość swoich przeciwników. A tych było niemało – poprawić należało bowiem zarówno atak, jak i obronę. Polscy bramkarze również nie potrafili wlać nadziei w serca kibiców.

Drużyna Patryka Rombla zupełnie nie przypominała tej, która przed kilkoma dniami w świetnym stylu postawiła się mistrzom olimpijskim – Francuzom. Polacy byli bezradni. Żaden z wprowadzanych w życie wariantów gry nie poprawiał sytuacji. Niektóre rozwiązania wytwarzały chaos. W ostatnich kilkunastu minutach uaktywnił się stojący w bramce Jakub Skrzyniarz. Jego zrywy nie zdołały jednak pobudzić reszty zespołu do skutecznej pogoni. Porażka reprezentacji Polski była nieunikniona.

W poniedziałek naszych kadrowiczów czeka starcie z Arabią Saudyjską. Jeśli zdołają zwyciężyć, wyjdą z grupy, dzięki czemu nadal będą mieli szansę na awans. Będzie on jednak znacznie utrudniony i zależny od kilku czynników.


Polska – Słowenia 23:32 (11:17)

POLSKA: Morawski, Skrzyniarz – Moryto 6/4, Olejniczak 3, M. Gębala 1, T. Gębala 1, Krajewski 1, Daszek 2, Jędraszczyk, Walczak 2, Bis, Sićko 2, Pietrasik 2, Czuwara 1, Działakiewicz 2, Chrapkowski.

Kary: 10 min.

Trener Patryk ROMBEL.

SŁOWENIA: Baznik, Lesjak – Blagotinsek 3, Janc 5, Dolenec 7/5, Cehte, Kodrin 3, Żabić 1, Horzen, Mazej, Ovnicek 2, Makuc, Bombac 2, Mackovsek 2, Novak 1, Vlah 6.

Kary: 8 min.


Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus