MŚ w piłce ręcznej. Gramy dalej!

Aż trzy mecze przyszło nam czekać na pierwsze zwycięstwo biało-czerwonych. Wicemistrz Afryki nie sprawił im większych problemów, a wygrana oznaczała awans do fazy zasadniczej.


Przegrane z Serbią i Rosją postawiły nasz zespół pod ścianą. By liczyć się głównej fazie hiszpańskich mistrzostw świata, musiały pokonać Kamerun. – Reprezentacje z Afryki grają zupełnie inaczej niż te z Europy. Czeka nas mecz z nieprzewidywalnym rywalem – przestrzegała Adrianna Płaczek, ale była to kurtuazyjna opinia naszej bramkarki; nikt w naszym obozie nie brał pod uwagę, że ostatni grupowy przeciwnik sprawi naszym paniom jakikolwiek problem.

Płaczek zaczęła to spotkanie w pierwszej siódemce, ale przed nią były inne zawodniczki niż we wcześniejszych meczach. Trener Arne Senstad mógł sobie pozwolić na eksperymenty, lecz przede wszystkim chciał dać szansę piłkarkom, które do tej pory grały mniej. Na kluczową postać tego spotkania wyrosła Romana Roszak. Zawodniczka Perły Lublin zastąpiła Aleksandrę Rosiak, naszą eksploatowaną „strzelbę”, ale powierzono jej rolę głównej rozgrywającej.

– Nie boję się tego meczu. Czaka nas rywalizacja z wielkimi i silnymi dziewczynami, lecz jeśli od początku do końca zdołamy utrzymać pełną koncentrację, to o wynik jestem spokojna – mówiła Roszak w rozmowie ze związkową witryną i wszystko co przewidziała się spełniło. To właśnie ta zawodniczka otworzyła wynik spotkania, w którym Polki dyktowały warunki, a narzuciwszy wysokie tempo, sukcesywnie powiększały przewagę.

Rywalki momentami były bezradne, bo zanim się orientowały o co chodzi, piłka lądowała w ich siatce. Biało-czerwone były w stanie zdobywać gole w osłabieniu (3:5 Roszak), a także w sytuacjach sam na sam (3:6 Roszak po świetnym podaniu Achruk). Swoje dokładały też skrzydłowe, ale trafienia Oktawii Płomińskiej, którą przerzutami przez całe boisko uruchamiała Płaczek, naprawdę mogły się podobać. Gra skrzydłowych w poprzednich meczach zawodziła, ale wczoraj Płomińskiej, Magdzie Balsam, Adriannie Górnej i Dagmarze Nocuń nie można była wiele zarzucić. Gdyby w kilku okazjach były skuteczniejsze, wynik byłby jeszcze wyższy.

Do 4 bramek w pierwszej połowie Roszak dołożyła 5 trafień po zmianie stron i trzeba ją pochwalić za serce do gry. W 39 minucie asystowała kołowej Joannie Szarawadze, ale w trakcie tej akcji oberwała w zęby. Przestraszyła się o górną jedynkę, ale na szczęście była cała. Kilka minut przerwy pomogło w dojściu do równowagi i zakończeniu spotkania 9 trafieniami. Pod koniec meczu uaktywniły się Monika Kobylińska i Natalia Nosek, trafiające z każdej pozycji. To dobry prognostyk przed II rundą, w której Polki zmierzą się z Francją, Czarnogórą i Słowenią. Szkoda tylko, że zaczną ją bez punktów…


Kamerun – Polska 19:33 (7:16)

KAMERUN: Mben, Onoukou, Balana – Madjoufang 1, Mvoua, Ekoh 9/2, Yotchoum 2, Ateba 3, Nkolo, Abena, Baboga 4, Essam, Djong, Mbouchou, Ngouoko, Yuoh. Kary: 12 min. Trener Serge Christian GUEBOGO.

POLSKA: Płaczek, Zima, Maliczkiewicz – Balsam 1, Kobylińska 3, Roszak 9/3, Matuszczyk 2, Achruk 1, Płomińska 5, Gęga, Nosek 6, Rosiak, Szarawaga 1, Niewiadomska 1/1, Górna 2, Nocuń 2. Kary: 8 min Trener Arne SENSTAD.

Przebieg meczu: 5 min – 2:3; 10 min – 4:6; 15 min – 4:9; 20 min – 7:12; 25 min – 7:14; 30 min – 7:16; 35 min – 9:17; 40 min – 11:22; 45 min – 14:24; 50 min – 15:27; 55 min – 18:31; 60 min – 19:33.


Na zdjęciu: To był mecz Romany Roszak, która dla Kamerunek była właściwie nie do zatrzymania.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus