Mucha nie siada. Państwo Zbyszka, Prezesa Najnieomylniejszego

Czy państwo nie macie czasem dość Bońka? Aj, tłumaczę – nie w znaczeniu jako człowieka, sprawnego menedżera, męża opatrznościowego, byłego świetnego piłkarza czy niechby nawet błyskotliwego umysłu i osobowości o nieprzeciętnym intelekcie – broń Boże!

Pytam w znaczeniu medialnym – czy nie macie, drodzy Czytelnicy, powyżej dziurek w nosie czytania tego, co powiedział, czytania komentarzy do tego, co powiedział? Czytania, co na to odpowiedział; generalnie czytania o Nim?

Przyznam niezręcznie, że sam trochę odruch wymiotny wstrzymuję i aż się boję, że trzeba jeszcze tak ze dwa lata; prezes właśnie zapowiedział, że mniej więcej dopiero za tyle zamierza kupić psa (nie kota). Co oznacza, że będzie miał więcej wolnego…

No ale co zrobić, felietonista pożywkę z czegoś mieć musi. Wobec tak frapujących tematów, jak wzruszające powitanie rozbitych nad morzem i zlęknionych piłkarzy Wisły przez ich zatroskanych i opiekuńczych kibiców (oczywiście nie tych zbójów rodem z TVN-u) czy nowej pani wiceminister w resorcie sportu, która rzekomo – uwaga, plotka! – była makijażystką prezesa (tak, teraz koty) wybieram… prezesa od przyszłego psa.

No bo facet jest nie do zdarcia i nie do ominięcia. Właśnie zakreśla zupełnie nowe znaczenia dla sztandarowego hasła, którym zjednoczył i pogodził całe futbolowe środowisko. Co zapewniło mu zwycięskie w cuglach kolejne wybory – nie ujmując – niczym prezydentowi Białorusi czy prezesowi (temu od kota). Więc gdy „Łączy nas piłka” połączyła już niemal wszystkich w kraju. Na czele z tabunem stołecznych dziennikarzy, prezesowi chyba zrobiło się z tej miłości tak mdło, że postanowił połączyć się z wybrańcami drutem – kolczastym.

Najpierw więc pacnął nim – niby w trosce – selekcjonera Brzęczka. Wskazał mu paluszkiem serdecznym, kogo ów może powołać do reprezentacji, a kogo absolutnie nie – bo to profanacja. Oczywiście musiał to zrobić publicznie – pogadanka w cztery oczy mogłaby pozostać tajemnicą grobową właścicieli gałek, a tego zachwycony prowokowaniem gawiedzi prezes by nie zniósł.

Polski grajdołek futbolowy – i to już całkiem wyraźna tendencja – trochę jednak, a nawet coraz bardziej, mierzi owa wszędobylskość, ostentacyjność, radykalizm i apodyktyczność prezesa. Wytknął mu to Jerzy Dudek („to jego – prezesa – zachowanie można nazwać profanacją, bo nie znam innego prezesa federacji, który byłby w mediach tak często jak Boniek i który nie wspierałby selekcjonera niezależnie od wszystkiego”), więc prezes – buch!

Łączy się… Halo, Jurek? To ty, ten sam, któremu jako prezes zorganizowałem po dwóch latach pożegnalny mecz w Krakowie? Ten sam, którego zrobiłem ambasadorem finału Ligi Europy 2015? O meczu z Łotwą i fatalnej interwencji już nie wspomnę. Ukłony! – mniej więcej w te słowa zwrócił się do byłego bramkarza, efektownie łącząc ogień z wodą. Drobiazg tylko taki, że nie zakręcił na numer do Jurka, tylko napisał. Poczytał więc, kto chciał, a czytać Bońka – jak już ustaliliśmy na wstępie – chce wielu.

Ktoś powie – pięknym za nadobne! Skoro tamten publicznie, to ja też, a co! Dziś męską rozmowę zastępuje Twitter, a wszystko wydane na osąd internetowej ławy nieprzysięgłej. Ale chyba mniejsza z tym, takie czasy.

Bardziej zastanawia, po jakiej trajektorii przemieszczają się szare komórki prezesa. Otóż wnioski mam następujące:
Po pierwsze: gdyby nie Boniek, żaden inny prezes PZPN-u nie uznałby za stosowne zrobić benefisu jakiemuś podrzędnemu tormanowi na pustym stadionie, nawet z Liechtensteinem.

Po drugie: gdyby nie Boniek – poważna persona w europejskiej piłce – nikt nie wpadłby na to, by ambasadorem finału międzynarodowych rozgrywek w Polsce uczynić Polaka – jednego z bohaterów najbardziej pamiętnego finału Ligi Mistrzów XXI wieku.

Po trzecie: gdyby nie prezes – wtedy selekcjoner, bramkarz Dudek nie miałby szans zagrać w kadrze i wpuścić szmatę, która przesądziła o tym, że trener zaszył się na miesiąc w pustelni i już z niej jako trener nie wrócił.

Po czwarte: jeżeli prezes coś ci zorganizuje albo coś ułatwi, nie masz prawa z nim polemizować przynajmniej przez trzy dekady. Prezes ma zawsze rację i morda na kłódkę! Inaczej – jesteś dozgonnym niewdzięcznikiem.

Że władza psuje się wraz z jej sprawowaniem wiedzieli już starożytni – im dłużej ktoś rządzi, tym bardziej sądzi, że jest nieomylny dlatego, że rządzi. W skrócie doprowadzonym do absurdu sposób myślenia władcy wypełnia formuła: „Ja, ja, ja i wszystko ja!”. Tak, „Ty, ty i tylko ty, Pan Zbyszek, Prezes Najnieomylniejszy!”. Czas wypatrywać czworonoga – tylko on nas uratuje…