Mucha nie siada. Figlarnik Probierz, czyli o głaskaniu i odlotach

Oj, oberwał Michał Probierz po dupsku za swoje figlarne heheszki podczas jednej z konferencji prasowych. Tu wstawię cytat (przypomnienie/sprawozdanie) z tego nadzwyczaj oburzającego show, bo wydaje się niezbędny: „Piłka to są emocje i to normalne, że padają słowa na „ch” i „k”. Od głaskania to wiadomo, co staje”, a gdy dostrzegł na sali dziennikarkę, zapytał retorycznie, z figlarnym uśmieszkiem: „no jak pani może nie wiedzieć, co od głaskania staje?”. Kurtyna.

Prawda, jakie wulgarne? Aż się zarumieniłem… Swoją drogą, ciekawe, jakie byłyby wyniki quizu z powyżej sformułowanym pytaniem w takiej, dajmy na to, Familiadzie. Może jednak wygrałyby włosy…?

Ale bądźmy poważni, bo na nieświadomego swojej niestosowności futbolowego kołcza znad Wisły zasłużenie spadły tak zwane joby: że seksistowski, że obleśny, że żenujący, że niesmaczny, że buraczany, że zdecydowanie przegiął (oj…), no się zagalopował. Mógłby podać rękę Trumpowi i Lepperowi, gdyby ów żył – ta sama ekstraklasa obyczajowej finezji. Wyobrażacie sobie, że coś takiego pada z ust Guardioli, Kloppa, Sarriego czy Ancelottiego?

Tym bardziej, że Probierz od pewnego czasu nie jest już tylko „zwyczajnym” trenerem kopaczy – tych od „ch” i „k” – ale awansował w hierarchii na stołek wiceprezesa, i to klubu nie byle jakiego, bo zarządzanego przez samego profesora (Filipiaka) – no, prezesowi (niechby i wice) pewnych rzeczy jednak nie przystoi, jakiś standard manier powinien obowiązywać, przynajmniej publicznie.

Na dobrą sprawę w firmowej hierarchii przy szefie-profesorze Probierz mógłby być nawet doktorem, ale po swoim „łan men szoł” tytuł dałby mu może tylko raper Liroy, swego czasu melorecytujący „będę doktorem, będę cię badał z tyłu i z przodu”.

Minął tydzień, a sprawa wcale nie ucichła, bo Probierz nie dość, że się w ogóle w sprawie już nie zająknął i nie przeprosił, to jeszcze Cracovia zaprosiła do swojej akademii dzieci na trening – chłopców i dziewczynki. „Dwa razy bym się zastanowił, zanim wysłałbym swoje” – napisał internauta i aż powiało grozą prosto z zakrystii, a sam szkoleniowiec praktycznie został zrównany z najohydniejszymi pedofilami spod znaku kardynalskiej mitry. Nareszcie wiadomo, po co tak z gracją pielęgnował młode roślinki, zresztą na pewno podlewał je whiskey…
Świat jednak oszalał.

Nie to, żebym bronił Probierza, choć jako niemalże rówieśnik i krajan wydaje mi się, że znam trochę z autopsji ten rodowód, zawiązany nad Bytomką supeł jakby rozdwojonej osobowości – wysokich ambicji popartych ciężką pracą i wyuczoną ogładą splątanych z twardą śląską codziennością, prostotą werbalnego przekazu i przaśną obyczajowością. Kto nie wie, o czym mówię, niech zobaczy choćby górniczą trylogię Kutza, czy „Angelusa”.

Możemy stawać na uszach w powadze i profesce, no ale gdzieś tam po drodze, między wierszami, mimochodem wymknie się nam jakiś bon mot z pogranicza, u jednych wzbudzający rechot, u innych oburzenie. No tak już mamy.

Nie żebym tłumaczył. Oczywiście, zachowanie Probierza dziś – świat jednak ewoluuje, nawet jeżeli obrażamy się, że w zła stronę – nie jest poprawne politycznie i generalnie nie przystoi. Ale czy nie mamy większych problemów? To już wolę pikantnego, lecz nieszkodliwego, futbolowego trenera od nawiedzonych idiotyzmów wygadywanych przez żeglarkę Klepacką, bojowego biskupa z pianą nienawiści na ustach, czy tego pyszałka, świeżo zdemaskowanego miłośnika awiacji. To tutaj włos staje dęba.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ