Mucha nie siada. Gwałciciel Ronaldo, czyli kłótnia z samym sobą

Stałem się mimowolnie uczestnikiem koleżeńskiego sporu. Czy bożyszcze piłki jest winien przestępstwa karnego i powinien odpowiadać przed sądem, czy jednak ostrożnie z tym ferowaniem wyroków i piętnowaniem Cristiano Ronaldo jako kolejnego zepsutego przez szmal dzieciaka.

Oczywiście tutaj – tysiące kilometrów od Las Vegas, gdzie wszystko wydarzyło się latem 2009 roku, i Turynu, gdzie obecnie mieszka Portugalczyk – w żaden sposób nie rozstrzygniemy tego dylematu. Tym bardziej, że śledztwo się toczy (nie tylko prokuratorskie, także dziennikarskie), a niemal codziennie na jaw wychodzą nowe informacje.

Co nie znaczy, że nie możemy się trochę podrapać po głowie, bo sprawa jednak jest bulwersująca. Dotyczy wszak idola milionów ludzi na całym świecie – nawet jeżeli kontrowersyjnego i nie przez wszystkich lubianego – który do statusu w światowym futbolu doszedł talentem i ciężką pracą. Zwłaszcza pracą.

Ja biję się z myślami, które miotają się od ściany do ściany. Bo z jednej strony są gołe fakty, które mówią, że piłkarz parę lat temu zapłacił kilkaset tysięcy dolarów „poszkodowanej” za milczenie – trudno przypuszczać, by płacił za nic, ot tak. Coś się wydarzyło i raczej nie było to powodem do chluby.

Z drugiej strony – Ronaldo utrzymuje, że wszystko, co zaszło pomiędzy nim a niejaką Kathryn Mayorgą odbyło się za obopólną zgodą. Pytanie retoryczne – czego spodziewa się panna, która udaje się do ustronnego apartamentu ze słynnym celebrytą? To Real Madryt, ówczesny pracodawca zawodnika, miał mu nakazać podpisanie ugody, by wyciszyć sprawę, mimo wewnętrznego poczucia, że sam nie zrobił nic złego.

Nie można wykluczyć jednak, że w gorącym momencie kobieta się rozmyśliła, a facet nie zareagował właściwie na słowo NIE. Bo może było tak, że kto bogatemu zabroni? Najwyżej stać mnie, żeby wszystko zamieść pod dywan…

Nasuwa się też oczywista refleksja – dlaczego sprawa znów wypłynęła po tylu latach. Ma to zapewne związek z ogólną atmosferą wywołaną przez akcję #metoo, która zrodziła się niedaleko Las Vegas, w środowisku filmu Hollywood, a skłania kobiety i mężczyzn, ofiary przestępstw seksualnych, do ujawniania aktów molestowania, gwałtów, itp.

Oprócz producentów, reżyserów czy znanych aktorów jak Kevin Spacey, jednym z głównych szwarccharakterów w tej opowieści jest sam prezydent USA, postać obyczajowo daleka od krystalicznej, a którego przedmiotowy sposób traktowania kobiet wielokrotnie został zdemaskowany.

Dziś jednak ujawnia się wiele kobiet molestowanych przez Donalda Trumpa, którym przeszła amnezja po 40 latach. Czy ten swoisty coming-out dokonuje się tylko dlatego, że wcześniej nie było ku temu „atmosfery” i dominował lęk? Czy może to jednak perfidna próba wyłudzenia pieniędzy albo politycznego zdyskredytowania?

Znalazł się więc prawnik, który pannie Mayordze obiecał zapewne znacznie większe odszkodowanie niż te marne 375 tysięcy, które już dostała. Czy kierują nią tylko takie pobudki, czy to autentyczna potrzeba ukarania sprawcy i moralnego zadośćuczynienia ofierze?

To wszystko wciąż gorące, nieuczesane, ale niezwykle ciekawe, w jakim kierunku się potoczy. Nawet jeżeli sprawa nie zakończy się wyrokiem karnym, a piłkarz nie pójdzie za kratki, Ronaldo i tak straci – albo już stracił – wizerunkowo, a więc i finansowo. Okej, na biednego nie trafiło. A jak bardzo CR7 brakowało wczoraj na murawie Stadionu Śląskiego, to już jesteście, drodzy Czytelnicy, dziś mądrzejsi ode mnie…