Mucha nie siada. Jak nie zapaść się pod ziemię

Najlepiej, żeby z własnym rumieńcem wstydu zmierzyć się samemu, bez towarzystwa, tym bardziej szerokiej publiki. Trzeba było czasu, by znów wyjść na powierzchnię, mierzyć się ze światem i liczyć, że to, co zawaliłeś, zostało zapomniane, a Ty możesz dostać następny kredyt zaufania.

Ot, naturalna kolej rzeczy – jak to mówią „nobody’s perfect” lub „shit happens”; jak coś robisz, gówno się zdarza, nikt nie jest nieomylny, każdy zasługuje na drugą, trzecią, czwartą szansę, ale zanim to nastąpi, należało wpierw przejść przez czyściec i najlepiej nikomu nie pokazywać się na oczy – by swoją obecnością zwyczajnie nie drażnić. Ot, minimum przyzwoitości.

Żyjemy jednak w czasach, w których tradycyjne pojęcia – w tym winy, kary i odkupienia – się zatarły, to już żadne metafizyczne odkrycie. Patrząc na reprezentantów Polski w futbolu można żywić przekonanie, że dziś coś takiego jak wstyd nie istnieje – jest tylko wizerunek i Instagram. Palec Celii w tyłku Krychowiaka i pyskówki Grosickiego gdy nerwowy wkurw po mundialowej klęsce jeszcze w kraju nie ostygł, to czytelna oznaka, jak przepłacani kopacze przeżywają swoje traumy, albo jak je rozumieją.

Oczywiście, absurdem byłoby żądać od nich, by siedzieli gdzieś po kątach w workach pokutnych i wylewali łzy nad rozlanym mlekiem. Jak każdemu, przysługuje im urlop – bez względu na to, jak oceniać ich pracę. A że na ogół są majętni, nie muszą zalegać na nadbałtyckich plażach czy równie polskojęzycznych kurortach Szarm el Szejku – wybierają miejsca niby niedostępne i dziewicze, jak ich autorefleksja. I choć najchętniej wymazałbym ich ze świadomości na długie miesiące, nie ustają w wysiłkach, by jednak nie dać o sobie zapomnieć.

Rozumiem, że nikt nie każe mi ich podglądać. Problem w tym, że oni chcą być podglądani – dziś nie da się funkcjonować w rzeczywistości społecznej, nie będąc atakowanym przez głupotę w obrazkach wylewającą się z internetu. Naprawdę potraficie?

Chodzi mi o to, że ja na ich miejscu pewnie bym się „zdematerializował”, a oni nie rozumieją zapewne, po co. Żyją na pasku mediów społecznościowych, gdzie zbrodnią jest milczenie – dlatego cały świat musi wiedzieć, gdzie są, co robią i co mają nam akurat ważnego do przekazania lub włożenia. Sami zresztą z tego dobrze żyją, bo im większy społeczny odbiór, im więcej obserwatorów, follołersów czy innych ptaków, tym są atrakcyjniejsi na rynku reklamy. Media tradycyjne też z tego żyją, nawet jeżeli mają z tego tak zwaną bekę. Mamy więc kwadraturę koła, a diabeł się nudzi.