Mucha nie siada. Nienawiść w słowach, agresja w czynach

Tak, jak na czas igrzysk olimpijskich zaprzestawano wojen i ogłaszano „pokój boży”, podobnie rzecz ma się w sytuacji odwrotnej – podczas wojen, konfliktów czy zamachów, w których giną ludzie nie sposób cieszyć się i celebrować rywalizację na boiskach czy parkietach. Łacińskie powiedzenie „Inter arma silent Musa” głosi, że w czasie wojny milczą Muzy.

Dlatego z niejakim zdziwieniem zaobserwowałem w środę radosny festiwal w „Spodku” – chciałem bowiem na własne oczy przekonać się, jak miasto Katowice oddaje hołd Pawłowi Adamowiczowi podczas meczu siatkówki, całe trzy dni po niedzielnym dramacie. Nie zawiodłem się. Spiker krzyczał, muzyka wyła, dziewczyny w majtkach wywijały pomponami. Show must go on.

Nie jestem fanatykiem i zwolennikiem uprawiania zbiorowych lamentów pod groźbą chłosty, nie oczekiwałem marszu żałobnego i „Spodka” w zniczach. Można sobie jednak było tę piknikową oprawę darować, co nie znaczy oczywiście, że cała aktywność społeczna w jednym mieście musi być zahibernowana na znak solidarności z drugim. Chodzi zwyczajnie o umiar i smak.

Katowice wyglądają jednak na szczególny przypadek – to tutaj jedna organizacja miejska przy otwartej kurtynie robi na złość drugiej, obie pod szyldem prezydenta miasta. Bo tak trzeba chyba odebrać to, co dzieje się na linii Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji – piłkarze GKS-u w kwestii odśnieżania boiska. Ubawu było jak śniegu – po pachy. Tyle dygresji.

Trudno rozstrzygnąć, w jakim stopniu na motywację i czyn szaleńca-mordercy z gdańskiego Targu Rybnego wpłynęła atmosfera wzajemnej nienawiści wzbudzana przez polityków, a tym samym fala hejtu, jaka przetacza się przez internet czy środki masowego przekazu. Trudno zarazem nie powiązać jednego z drugim. Wolność słowa to generalnie łatwość obrażania.

W internecie wciąż można robić to praktycznie bezkarnie, bo trzeba sporej determinacji, by chowającego się za klawiaturą autora wyzwisk czy gróźb doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości, a jeszcze większej, by na własnej skórze ów odczuł, jak słono to kosztuje. Słowo powinno rodzić odpowiedzialność, ale wciąż jest tylko słowem – niestety, często staje się zapalnikiem czynów gwałtownych, rodzi agresję.

Sportowcy jako osoby publiczne również doświadczają hejtu i nienawiści. Bywało, że za błędy na arenach płacili życiem, jak kolumbijski piłkarz Andres Escobar, który zginął od kul zabójców z narkotykowego kartelu.

W Polsce jeszcze do nikogo nie strzelamy, ale mamy łatwość ferowania wyroków, a sportowców, którzy zawiodą nasze oczekiwania albo zrekompensują kompleksy odsądzamy od czci i wiary. Łatwo w ten sposób wyrządzić komuś krzywdę, choć wywiad, jakiego Adamowi Godlewskiemu udzielił w „Sporcie” Sławomir Peszko – jeden z najbardziej hejtowanych piłkarzy ostatniej dekady – pokazuje, że można mieć do tego dystans i samemu się z tego śmiać.

Nie każdy jednak tak potrafi. Medaliści największych imprez, idole kibiców, często nie potrafią sobie znaleźć miejsca, gdy zejdą ze sceny. Bywa, że zamykają się w sobie, popadają w depresję, zapadają na poważne schorzenia, a nie potrafią ani prosić o pomoc, ani jej przyjmować. Agata Wróbel nie jest pierwszą, ale są oznaki, że wyciągniętą dłoń w końcu złapie.

Trudno uwierzyć, że psychiczna trauma, jaka dotknęła społeczeństwo zaowocuje jakimś zbiorowym katharsis i od tej pory będziemy nad Wisłą i Odrą żyć tylko w zgodzie i z wzajemnym poszanowaniem prawa do odmienności. Nie uczyniły tego smutne momenty z nie tak dawnej przeszłości, jak śmierć Jana Pawła II czy tragiczny lot smoleński. Doświadczenia jednoczące i wspólnotowe, jak powszechny żal i płacz, oraz zawieszenie politycznej i światopoglądowej wojny trwały ledwie chwilę. Po niej w ruch znów poszły cepy.

Polska to kraj, gdzie nawet dobre intencje obracane są przeciwko ich autorom. Minister sportu został zwymyślany od chamów, gdy zadeklarował, że chce… pomóc byłej sztangistce, tylko czeka na kontakt. Stylem odpowiedzi – bez urazy, ze skrupulatnym wyjaśnieniem i życzeniami… wszystkiego dobrego – Witold Bańka zrobił z hejtera idiotę, zbierając przy tym spory aplauz. Czyżby była nadzieja, że nienawiść, agresja i gwałt będą passe?