Mucha nie siada. Ozdrowieńcy

Sporo jeszcze wody upłynie zanim wszyscy zostaniemy zaszczepieni przeciwko wirusowi; z dynamiki zakażeń i tempa szczepień nad Wisłą bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym dominować będą tzw. ozdrowieńcy, o ile oczywiście covida przeżyją.


Tymczasem z dziedziny czarnego humoru przejdźmy do poważnego tematu sportowego „kadra a klub”. Otóż na liście ozdrowieńców szczególnych mamy właśnie dwóch piłkarzy ręcznych – Arkadiusza Morytę i Tomasza Gębalę. Ledwie cztery dni po meczu reprezentacji Polski z Holandią w eliminacjach mistrzostw Europy – przegranego w minioną niedzielę 26:27 – w ekipie z Kielc obaj wymienieni hasali po boisku w najlepsze. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że owe kilka dni wcześniej jako „kontuzjowani” nie byli w stanie zagrać ani w Celje ze Słowenią, ani we Wrocławiu z „pomarańczowymi”. Biało-czerwoni przegrali dwa razy i awans na Euro 2022 mocno sobie skomplikowali.

Moryto i Gębala to postacie niepoślednie dla naszej kadry, w której na nadmiar klasowych zawodników nie możemy narzekać. Ten pierwszy w kadrze na swojej pozycji ma co prawda superdublera Michała Daszka, ale coraz mocniej wybrzmiewają głosy, że przy uniwersalizmie skrzydłowego Orlen Wisły szkoda marnować jednego z nich na grzanie ławy i selekcjoner Patryk Rombel – zwłaszcza przy posusze wartościowych graczy na prawym rozegraniu – powinien znaleźć na boisku miejsce dla obu.

Brak Gębali zaś – ponaddwumetrowego obrońcy i bombardiera – przeciwko Holandii być może okazał się decydujący, choćby w kontekście niedyspozycji ofensywnej Szymona Sićki i defensywnych niedoborów Piotra Chrapkowskiego. I kto wie, czy zamiast druzgocącej moralnie porażki po akcji w ostatniej sekundzie, to my nie cieszylibyśmy się z kolejnej polskiej wygranej „spokojnie jedną”.

Ktoś powie: gdybologia, ja odpowiem – prawdopodobieństwo oparte na logice. Oczywiście są sytuacje, że eksploatowani ponad miarę – zwłaszcza we współczesnym sporcie, z piłką ręczną na czele – zawodnicy zwyczajnie potrzebują odpoczynku czy podreperowania nawarstawiających się mikrourazów. Akurat rywalizującym na kilku frontach graczom Vive, także na styczniowych mistrzostwach świata, trudno odmówić prawa do „resetu”.

Zdziwienie, a nawet pewien niesmak, budzi jednak wyjątkowo krótki czas kwarantanny wspomnianych „ozdrowieńców”. Bo skoro nie możesz zagrać w reprezentacji, znaczy nie możesz też zagrać w klubie: przez kolejny tydzień, 10 dni, w najbliższym ligowym/pucharowym meczu – zasada do wyboru, bez względu na to, czy wyzdrowiałeś godzinę po meczu reprezentacji, czy też leczysz się kolejny tydzień lub miesiąc. Nie wiem, dlaczego to takie trudne i Związek Piłki Ręcznej w Polsce jeszcze na to nie wpadł (choć zarazem wcale mnie to nie dziwi). Przynajmniej kibic drużyny narodowej nie czułby się zrobiony w konia.


Na zdjęciu: Tomasz Gębala nie zagrał w meczu z Holandią

Fot. Rafał Rusek/PressFocus