Mucha nie siada. Strajk ręczny, czyli styl życia

Świadomie nie piszę, że ten strajk komuś przeszkadza, kogoś niepokoi, dręczy lub nie daj Boże nie daje mu zasnąć – z tym strajkiem zwyczajnie wszystkim jest bardzo wygodnie. Ot, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że to taki styl życia.

Zaraz ktoś się żachnie na tę parabolę. Jednak jak inaczej nazwać to, co tkwi u podwalin rodzimych lekcji szczypiorniaka niż podać w wątpliwość jakikolwiek ich fakt, albo zwyczajnie uznać, że są pozorowane. Ta cała szkoła to tylko pusta fasada – bez nauczycieli i uczniów? Kolejny publiczny i międzynarodowy egzamin odbył się właśnie w Gliwicach – a tam uczniowie szkół niemieckich swoich nadwiślańskich rówieśników zlali na kwaśne jabłko, nie pocąc się przy tym zanadto. Co więcej, młodzi koledzy zza zachodniej granicy swoim odpowiednikom po prawej stronie Odry – a więc tamtejszej elicie elit – pozwolili w ciągu godziny gry rzucić 18 piłek do swojej bramki. Co daje średnią jednego gola na prawie trzy i pół minuty…

Oczywiście każdy fachowiec od piłki ręcznej przysoli mi, że z takim wynikiem można wygrać niejeden mecz. Błagam, nie brnijmy dalej w tę matematykę, bo dobrze wiadomo, że nie tędy droga.

A jeszcze nie tak dawno przecież z absolwentami bundesschule nasi abiturienci szkół mistrzostwa sportowego (!) naparzali się jak równy z równym, nieraz łojąc im tyłki. Był rok 2007. Nagle okazało się, że na tej krajowej biedzie też można wyhodować coś pięknego. Kwiat rodzimej młodzieży rozstawiał po kątach w ręcznych spartakiadach niemal wszystkie czołowe nacje. Byliśmy niemal potęgą, która tak oślepiała, aż zupełnie straciła z widoku dno – a tam jak nie było niczego, tak nie ma do dziś.

Nosy były jednak wciąż zadarte wysoko, bo doszło do tego – wcale nie tak dawno – że po porażkach z naszymi orłami reprezentacja najsilniejszej ligi świata musiała dostać dziką kartę, by w mistrzostwach świata w ogóle zagrać! A my wtedy – był rok 2015 – wracaliśmy na podium w Katarze, jako trzecia siła na kuli ziemskiej. Oni wtedy byli jednak już w fazie głęboko przemyślanej przebudowy. My wciąż wierzyliśmy w swoją głęboko zakorzenioną nietykalność – pisaną heroicznymi szarżami Siódmiaka przez całe boisko i powrotem do życia z wyniku 9:20 do 29:29. Ostatnim takim zaśpiewem był półfinał igrzysk w Rio de Janeiro. Wtedy Oni już byli o długość przed nami i nie dali szans w walce o medal.

I nagle światło zgasło, korytarze szkolne pogrążyły się w mroku, bo w jednej chwili mury opuścili ostatni z wyjątkowych – Szmal, Bielecki, Lijewscy, Jureccy… I gdzie my teraz jesteśmy? Jesienią osierocone niedobitki przegrały z kolegami szkół w Izraelu, co dla nobliwych profesorów polskiej myśli szkoleniowej (ach!) było wręcz upokarzające – to oni tam na tym piasku też grają w szczypiorniaka?! Ale sami nie puknęli się w czoło, gdy świat odjeżdżał, za nic mając polskie zasługi, ordery i medale. Teraz to my budujemy zamki na piasku. Do Niemiec już nie jedziemy wygrać, tylko brać lekcje, za chwilę pojedziemy też z trwogą do Kosowa… Wszak na Bałkanach, nie tylko w handballu, dostać w łeb to nic nadzwyczajnego.

Z tym strajkiem trochę oczywiście przesadziłem, bo przecież kilku mądrych zawiadowców intensywnie przez pół roku myślało. Temat lekcji: „Jak po blamażu w Tel Awiwie wyrzucić z ławki trenera”. Kij na Piotra Przybeckiego w końcu się znalazł, fakt, trzeba było na niego parę miesięcy jednak poczekać.

Czy jest w tym jednak jakaś profesorska metodologia, dydaktyka, psychologia? Zatrudnić wychowanego na wieloletniej niemieckiej praktyce nauczyciela, dać mu rzekomo czas, by ulepić coś z niezbyt kleistej gliny i patrzeć jak powoli wzrasta, zaufać i motywować, a potem nagle – na miesiąc przed prestiżowym meczem – zrobić cyk!, pan już może oddać klucze! Sam sobie, Czytelniku, odpowiedz.

I jak tu powiedzieć, że cały czas nie strajkują? Przecież wiadomo, że pokolenie pokoleniu nierówne, uczeń uczniowi nie dorasta do pięt, a żeby wychować dojrzałych ludzi, a więc i sportowców, potrzeba cierpliwości, konsekwencji, czasem wyrozumiałości. Gdzie tu jakaś logika, edukacja, troska o przyszłość? Naprawdę chodzi tylko o parę stołków za parę złotych więcej? Albo to strajk – od myślenia.

Więc mamy kolejnego nauczyciela, który zaczyna budować świat od nowa – a średnio pojętnym i zdezorientowanym uczniom drżą ręce, ich piłki lecą w trybuny, a w celności na bramkę nie potrafią doliczyć do dwudziestu. Ech, świetna jest ta nasza szkoła…

 

Na zdjęciu: Patryk Rombel, kolejny nauczyciel budujący polski świat od nowa.