Mundial – nasi rywale. Tylko krajowi gracze

Arabia Saudyjska to jeden z najbardziej egzotycznych rywali, z jakim przyjdzie się mierzyć Polsce w ostatnich latach.


Nawet jeśli biało-czerwoni grali z rywalami pokroju Korei Południowej, RPA czy Senegalu, to z reguły były to drużyny, które miały chociaż w swoich szeregach uznanych – bardziej czy mniej – graczy z lig europejskich. Kogoś, kogo nieśledzący tych drużyn kibic miał prawo kojarzyć. W przypadku Arabii Saudyjskiej sytuacja jest odwrotna.

Leniwi piłkarze

Na próżno bowiem szukać tam piłkarzy, którzy grają poza swoją ojczyzną. Jak wiadomo, w lidze arabskiej można nieźle zarobić, stąd nie dziwi obecność w niej takich zagranicznych zawodników, jak Matheus Pereira, Ever Banega, Vincent Aboubakar, Robin Quaison czy Ezgjan Alioski. Poziom tych rozgrywek nie daje jednak gwarancji siły reprezentacji – co chociażby całkiem porządnie wygląda w przypadki ligi meksykańskiej. Najwięcej piłkarzy w kadrze państwowej – czyli ośmiu – miał ostatnio w swoich szeregach aktualny i wielokrotny mistrz kraju Al-Hilal Riad. Także jeśli z pewnym dystansem weźmiemy pod uwagę wyceny portalu Transfermarkt, zobaczymy, że saudyjscy zawodnicy o najwyższych wartościach są właśnie piłkarzami Al-Hilal.

– Oni są leniwi i zazwyczaj mają bogatych rodziców. Mają wielkie kontrakty w najlepszych saudyjskich klubach. Taki Salem Al-Dawsari pewnie zarabia 5-7 mln euro netto. Żyje u siebie i robi, co chce. Im się nie opłaca wyjeżdżać. W swojej lidze są królami, bogami, tam czują się najlepiej – powiedział niedawno w wywiadzie z TVP Sport Łukasz Gikiewicz, który kilka lat temu spędził w lidze Arabii Saudyjskiej rok.

Humory szejka

Są to rozgrywki dość specyficzne, bo choć nie prezentują przesadnie atrakcyjnego futbolu, bogaci szejkowie mocno je sobie upodobali. Niejeden piłkarz, który występował w lidze arabskiej, zwracał uwagę na wielką kapryśność prezesów i właścicieli klubów. Bardzo często to właśnie oni – nie trener – decydują o tym, kto będzie grał, a kto nie. Przemiał ludzki jest tam bardzo duży, łatwo komuś podpaść. Przekonał się o tym Michał Janota, obecnie grający w Podbeskidziu Bielsko-Biała, który ma za sobą epizod w Al-Fateh – dość przeciętnym zespole. Jemu w podboju Arabii nie pomogła też kontuzja, w międzyczasie zmienił się trener, a potem zmienił się też… kaprys prezydenta.

– To drużyna, z którą możemy powalczyć i powinniśmy dopisać sobie trzy punkty. Wiadomo, że mundial rządzi się swoimi prawami, nie można nikogo lekceważyć, bo zawsze pojawiają się niespodzianki, ale nie daję Arabii większych szans. Jesteśmy skazani na zwycięstwo w tym spotkaniu – podsumował rywala Gikiewicz.


Fot. PressFocus