Muszą uciec katu spod topora

Zwycięstwo ostudzi nastroje, porażka zaś podgrzeje atmosferę w Warszawie do niebezpiecznych temperatur. Legia mocno koncentruje się na meczu z Rakowem.


Poprzednie dwa mecze legionistów to dwie porażki z dwoma najsłabszymi drużynami ekstraklasy – w grudniu lepsza od warszawiaków okazała się Stal Mielec, a w zeszłą niedzielę było to Podbeskidzie Bielsko-Biała. „Wojskowi” zaprezentowali bardzo niemrawą grę, a kibiców drażni także to, że klub nie dokonał żadnych wzmocnień.

Transferowe zero

– Brak transferów do klubu, porażki z beniaminkami, wściekłość kibiców, nieporadność Legii. Taki jest obraz ostatnich tygodni w klubie mistrzów Polski – możemy przeczytać w artykule na kibicowskim portalu legia.net. Do tej pory stołeczny klub tylko piłkarzy oddawał, wyraźnie odciążył budżet płacowy, ale mimo tego nikogo do drużyny nie sprowadził. Problemem były rzecz jasna pieniądze, bo te oferowane przez Legię nie zadowalały ani innych klubów, ani zawodników. W Warszawie testowali kreatywnego Czarnogórca Marko Jankovicia, ale był on tak zapuszczony, że mimo szczerych chęci mistrzów Polski nie przeszedł testów fizycznych.

– Liczę na to, że ktoś do nas dołączy, bo sytuacja kadrowa nie jest najlepsza. Do meczu z Rakowem gotowych jest 16 zawodników, to bardzo niewielki wybór. Na pewno przydaliby się nowi zawodnicy do grania i do rywalizacji – narzekał na przedmeczowej konferencji Czesław Michniewicz. Do klubu nie dołączy na pewno Kamil Grosicki, bo choć faktycznie pojawił się kontakt z 32-letnim skrzydłowym, to rozbieżności finansowe były zdecydowanie za duże.

Zabrakło ducha

– Musimy zaakceptować fakt, że przewaga personalna Legii minęła – rzucił odważnie szkoleniowiec stołecznej ekipy. – Jeśli wszyscy są zdrowi, to trzon drużyny jest mocny, ale dzisiaj nie mamy do wyboru po dwóch czy trzech graczy na pozycję. Musimy dostosować się do innej sytuacji – nie owijał w bawełnę Michniewicz, który został zapytany także o przyczyny słabej dyspozycji w Bielsku-Białej.

– Myślę, że problemem nie była taktyka czy plan gry, ale nastawienie. Nie wiem, z czego to wynikało, bo robiliśmy wszystko, żeby przystąpić do tego meczu optymalnie pod względem psychicznym i fizycznym. Gołym okiem było widać, że nie byliśmy sobą i tylko tyle mogę powiedzieć. Analizowaliśmy to spotkanie, rozmawialiśmy indywidualnie z zawodnikami o ich błędach, ale generalnie brakowało nam ducha – przekonywał 50-letni szkoleniowiec.

Zamknęli treningi

Legia miała szczęście, że na czas jej kompromitacji z Podbeskidziem przypadał mecz bezpośrednich rywali: Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa, z którego zwycięsko wyszła ekipa znad morza. Dzięki temu tylko jeden z konkurentów do tytułu wyprzedził aktualnego mistrza. Legia spadła z pierwszego na drugie miejsce, a jeśli teraz przegra z Rakowem, może znaleźć się na najniższym stopniu podium i ponownie złapać kontakt z goniącym górę tabeli peletonem. Warszawiacy chcieli jak najlepiej skupić się na przygotowaniach do starcia z częstochowianami, więc ich treningi były zamknięte dla mediów.


Czytaj jeszcze: Zdobyć Warszawę pierwszy raz

– Wiemy, co się wydarzyło w Bielsku-Białej i musimy zmierzyć się z tego konsekwencjami. Musimy zastanowić się nad tym, co zrobić, aby to wyglądało lepiej, stąd pomysł, żeby w spokoju poćwiczyć różne ustawienia i koncepcje. Chcieliśmy, żeby zawodnicy skupili się tylko na tym i poświęcili temu całą swoją energię. Myślę, że po meczu z Rakowem znowu wrócimy do otwartych treningów – wyjaśnił Michniewicz. W poprzednim meczu legioniści pokonali częstochowian, jednak nie było to przekonujące zwycięstwo. „Wojskowi” muszą dzisiaj zagrać na 100 procent.


Na zdjęciu: Piłkarze Legii Warszawa muszą zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Na zdjęciu Bartosz Slisz.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus