Muszalik: Wciąż jestem wstrząśnięty

Większym zaskoczeniem był dla pana degradacja GKS-u Katowice do drugiej ligi, czy ROW-u Rybnik do trzeciej?
Mariusz MUSZALIK: – Oba rozstrzygnięcia były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. O ile na stadionie w Katowicach byłem chyba tylko raz i trudno mi zdiagnozować przyczyny krachu, to w Rybniku obejrzałem „na żywo” trzy mecze i regularnie śledziłem transmisje w internecie. W mojej ocenie ROW nie był najsłabszym zespołem w II lidze i nie był głównym kandydatem do spadku. Jednak mówiąc delikatnie, skuteczność napastników była bardzo słaba. W poprzednim sezonie, gdy sam jeszcze grałem w tej drużynie, Przemek Brychlik strzelał gole jak na zawołanie. Nie wiem, czy teraz napastnicy ROW-u strzelili w sumie 10 bramek (Przemysław Brychlik i Bartosz Giełażyn zdobyli w sumie 9 goli, Piotr Okuniewicz miał pusty przebieg – przyp. BN).

W jakich okolicznościach dotarła do pana wiadomość, że GieKSy w przyszłym sezonie zabraknie w pierwszej lidze? Był pan wstrząśnięty tą informacją?
Mariusz MUSZALIK: – Tego dnia miałem swój mecz ligowy w A-klasie i wracałem ze swoim bratem Arturem samochodem do domu. Mieliśmy podgląd wyników w internecie. Gdy padł gol dla Bytovii łudziłem się, że jeszcze skorygują wynik, bo często tak jest, że po czasie anulują zdobyte bramki. Telefony od znajomych i przyjaciół z pytaniem „Wiesz, że GieKSa spadła” pozbawiły mnie wszelkich złudzeń. Byłem załamany.

Do mnie to nadal nie dociera, nie potrafię się otrząsnąć i oswoić z tą myślą. W tym momencie przypomina mi się historia z ROW-em Rybnik sprzed kilku lat, gdy walczyliśmy o awans do I ligi. W ostatniej kolejce graliśmy u siebie z Limanovią Limanowa, która już pięć kolejek wcześniej straciła szanse na utrzymanie. Zwycięstwo dawało nam awans na zaplecze ekstraklasy. Niestety, przegraliśmy ten mecz 0:2, po końcowym gwizdku sędziego miałem łzy w oczach, nie mogłem uwierzyć w to, co się stało.

Bolesna lekcja pokory

Mimo wszystko będę panu wiercił dziurę w brzuchu i zapytam, dlaczego zespół dysponujący ogromnym budżetem, bardzo szeroką kadrą i wieloma zawodnikami z ekstraklasową przeszłością, nie potrafił dotrzymać kroku pierwszoligowym średniakom?
Mariusz MUSZALIK: – Przed sezonem GKS kupił 18 nowych zawodników. Każdy trener ma swoje zasady i reguły pracy, więc nie będę pytał, po co aż tylu nowych w drużynie, skoro w poprzednim sezonie katowiczanie byli w czołówce I ligi. Działacze zaufali trenerowi Paszulewiczowi, dali mu wolną rękę w budowie drużyny. Po spadku poleciały już głowy, ale chyba na tym nie koniec.

To dla wszystkich, od prezesa począwszy, na piłkarzach kończąc, lekcja pokory, ale nie tylko. W przyszłości trzeba rozsądniej dysponować pieniędzmi. Teraz w klubie z Bukowej wiele rzeczy musi się zmienić, by nigdy więcej nie doszło do takiego horroru. Bo dla ludzi związanych z GieKSą ten spadek to horror. Przecież żadna z osób zarządzających klubem nie zakładała takiego czarnego scenariusza. Nie zazdroszczę piłkarzom, dla nich to ciężkie przeżycie. Będą przecież mieli w swoim CV spadek z GKS-em Katowice do II ligi i nie da się tego w żaden sposób usunąć. Wiem to z doświadczenia, bo z GKS-em Katowice spadłem z ekstraklasy do II ligi (obecnie pierwszej), muszę wziąć też na klatę spadek Olimpii Elbląg z II do III ligi, chociaż grałem tam tylko pół roku.

Jak skwitował blamaż swoich następców legendarny napastnik GKS-u, a prywatnie pański wujek, Jan Furtok? Był załamany?
Mariusz MUSZALIK: – Nie rozmawiałem z nim po tym meczu. To dla niego zbyt świeża rana, by ją rozdrapywać. Wcześniej rozmawiałem z nim często na temat GieKSy, ostatnio wyrażał się o klubie w bardzo mocnych słowach, większość z nich nie nadaje się do zacytowania. Widział przecież, co się dzieje na boisku i poza nim. Już wtedy był wściekły. Teraz ludzie zarządzający klubem powinni zapomnieć, co było 20-30 lat temu, gdy GKS zdobywał Puchar Polski, był wicemistrzem kraju. Liczy się tylko przyszłość, nic więcej. Trzeba klub wydobyć z marazmu i sensownie nim zarządzać.

Wierzy pan w szybki powrót GKS-u Katowice na zaplecze ekstraklasy?
Mariusz MUSZALIK: – GKS jest klubem z dużymi aspiracjami i możliwościami. Teraz, aby wspiąć się do ekstraklasy potrzebne są dwa awanse. Już najbliższy sezon w II lidze nie będzie łatwy, bo by awansować, trzeba wygrać 3/4 meczów. A wiadomo, że wszyscy przeciwnicy będą się na GieKSę sprężać.

ROW 1964 Rybnik. Z matematyką w tle

Muszą zmienić decyzję

Przejdźmy do kolejnej drużyny, w której spędził pan kawał swojego piłkarskiego życia, czyli ROW-u Rybnik. Kiedy przed rokiem żegnał się pan z tym klubem, przeczuwał pan, że za 10 miesięcy może dojść do katastrofy?
Mariusz MUSZALIK: – Do głowy by mi to nie przyszło. Nie tylko ja odszedłem, również kilku innych doświadczonych zawodników. Moim zdaniem powinien był zostać „Zgani”, czyli Mariusz Zganiacz. Zasadniczo źle to wszystko wyglądało, ale zespół z Rybnika miewał dobre momenty i dobre mecze, tylko nie potrafił pójść za ciosem, złapać serii zwycięstw. Nawet na finiszu, wygrał najpierw na wyjeździe z Olimpią Grudziądz, by za tydzień przegrać u siebie z Olimpią Elbląg. Kiedy na początku sezonu przeczytałem, że prezes klubu oczekuje 6. miejsca w tabeli, uśmiechnąłem się pod nosem. Nie spodziewałem się jednak, że będzie aż tak źle.

Degradacja ROW-u do III ligi to nieszczęście dla tego klubu? W zespole zostaną praktycznie sami młodzi piłkarze, nie licząc Jana Janika, bo Kamil Spratek przecież nie ukończył jeszcze 22. roku życia. Wierzy pan w to, że w takim składzie personalnym zdołają utrzymać się w III lidze? Ja daję im maksymalnie 5 procent szans, a pan?
Mariusz MUSZALIK: – Nie będę z panem przyjmował zakładów. Mam nadzieję, że ROW mimo wszystko zatrzyma się w III lidze. Wiem, jakie ruchy zrobiły władze klubu, ale nerwy nie są dobrym doradcą.

Mam nadzieję, że szefostwo klubu pójdzie po rozum do głowy i zmieni zdanie, wycofując się z poprzedniej decyzji. Tej drużynie potrzebni są doświadczeni piłkarze, jeżeli utrzymanie w III lidze ma być zadaniem realnym do wykonania. Bardzo lubię młodzież, ale ona bez wsparcia starszych i doświadczonych zawodników po prostu nie da rady. Mam już wyrobione zdanie na temat III ligi śląskiej, bo teraz mam trochę czasu, by ją oglądać. ROW będzie miał kłopoty, by się z niej wydostać wyżej. Jednak zalecam cierpliwość i konsekwencję w działaniu, rybniczan w tej chwili nie stać na nerwowe ruchy, bo rzeczywiście może zakończyć się katastrofą.

Zbyt szybko „pozamiatani”

Jak się panu wiodło w tym sezonie? „Pański” CKS Czeladź nie ma szans na awans do ligi okręgowej…
Mariusz MUSZALIK: – Poza konkurencją były Niwy Brudzowice, które na razie wygrały 25 meczów i poniosły tylko dwie porażki. Jestem rozczarowany naszą postawą, że nie walczymy do końca o awans do ligi okręgowej. Straciliśmy tę szansę bardzo szybko, w zasadzie już na półmetku było „pozamiatane”. Mieliśmy 9 punktów straty do lidera, który przegrał dopiero w ostatniej kolejce rundy jesiennej. W bezpośrednich meczach przegraliśmy z Niwami u siebie 0:3, a na wyjeździe 1:2.

Zostanie pan w Czeladzi, czy zmieni klub?
Mariusz MUSZALIK: – Na 90 procent zostanę w Czeladzi. Po porażce u siebie z Niwami zarząd zwolnił trenera Artura Szymkowskiego i mnie zaproponował przejęcie zespołu. Zgodziłem się i zostałem grającym trenerem. We wtorek rozmawiałem z działaczami, wyrazili chęć kontynuowania współpracy, ja również jestem zadowolony z pobytu w Czeladzi.

Trener Muszalik miał odwagę zmienić lub nawet posadzić na ławce piłkarza Muszalika?
Mariusz MUSZALIK: – Rozumiem, że pytanie dotyczy mnie, bo w drużynie gra jeszcze mój brat Artur. Zdarzało się, bo chciałem dać pograć wszystkim zawodnikom. Kiedy miałem problemy z kolanem – naciągnąłem więzadła poboczne – posadziłem siebie na ławce i sam wpuszczałem się na boisko z ławki (śmiech).

 

Na zdjęciu: Mariusz Muszalik nadal nie może uwierzyć, że GKS Katowice i ROW Rybnik zostały zdegradowane.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ